Kocha? Nie kocha?.. A może tylko siebie?

– Kocha? Nie kocha? A może tylko siebie? – powtarzałam w myślach słowa Kingi, patrząc na nią przez łzy. Siedziałyśmy na ławce w parku, a liście wirowały wokół naszych nóg. Kinga spojrzała na mnie z takim osądem, jakby właśnie przyłapała mnie na czymś haniebnym.

– Jak to nie możesz się zdecydować? – Jej głos był ostry, niemal raniący. – Jeśli wahasz się między dwoma mężczyznami, to znaczy, że żadnego nie kochasz. To oczywiste jak słońce.

– Tobie może i oczywiste, ale nie mnie – odpowiedziałam cicho, spuszczając wzrok. Czułam się jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Kinga zawsze była tą silną, zdecydowaną. Ja – wiecznie rozdarta, wiecznie szukająca odpowiedzi tam, gdzie ich nie ma.

Od miesięcy żyłam w rozdarciu. Z jednej strony był Michał – mój chłopak od trzech lat, spokojny, przewidywalny, dobry. Z drugiej strony pojawił się Bartek – nowy kolega z pracy, pełen pasji, spontaniczny, nieprzewidywalny. Każde spotkanie z Bartkiem było jak powiew świeżego powietrza po latach duszności. Ale czy to wystarczy?

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama czekała na mnie w kuchni z kubkiem herbaty.

– Znowu byłaś z Kingą? – zapytała podejrzliwie.

– Tak, rozmawiałyśmy…

– O czym tak długo można gadać? – westchnęła. – Lepiej byś pomyślała o przyszłości. Michał to porządny chłopak. Nie każda dziewczyna ma takie szczęście.

Zacisnęłam dłonie na kubku. Mama nigdy nie rozumiała moich dylematów. Dla niej wszystko było proste: znaleźć dobrego chłopaka, wyjść za mąż, mieć dzieci. Jakby życie było równaniem matematycznym.

W nocy nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam głosy: Kingi, mamy, Michała… i Bartka. „Czego ty właściwie chcesz?” – pytałam siebie bez końca.

Następnego dnia w pracy Bartek podszedł do mojego biurka.

– Idziemy na lunch? – zapytał z tym swoim uśmiechem, który sprawiał, że miękły mi kolana.

– Nie mogę… mam dużo pracy – skłamałam.

– Szkoda – powiedział cicho i odszedł. Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę chciałam go zranić?

Wieczorem Michał przyszedł do mnie z bukietem tulipanów.

– Myślałem o nas – zaczął niepewnie. – Może powinniśmy pomyśleć o wspólnym mieszkaniu?

Zamarłam. Wspólne mieszkanie? Przecież ja nawet nie wiedziałam, czy chcę być z nim dalej!

– To miłe… ale może jeszcze poczekajmy – wymamrotałam.

Michał spojrzał na mnie smutno.

– Co się z tobą dzieje ostatnio? Jesteś jakaś inna…

Nie odpowiedziałam. Bałam się prawdy bardziej niż czegokolwiek innego.

Kilka dni później spotkałam Bartka przypadkiem w kawiarni.

– Unikasz mnie – powiedział bez ogródek.

– To nie tak… Po prostu mam dużo na głowie.

– Wiesz, że cię lubię? – zapytał nagle. – Bardziej niż powinienem.

Zamilkłam. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Jeśli zdecydujesz się spróbować… będę czekał – dodał i wyszedł.

Zostałam sama przy stoliku z bijącym sercem i tysiącem myśli w głowie.

W domu mama znowu zaczęła swoje kazania:

– Michał zadzwonił do mnie dziś rano. Martwi się o ciebie! Co ty wyprawiasz?

– Mamo, to moje życie! – wybuchłam pierwszy raz od lat.

– Twoje życie? A kto ci pomagał przez całe studia? Kto płacił za mieszkanie?

Poczułam się winna i mała. Czy naprawdę byłam aż tak niewdzięczna?

Wieczorem zadzwoniła Kinga.

– I co postanowiłaś?

– Nic… Nie wiem…

– Wiesz co? Może ty po prostu boisz się być sama. Może nie kochasz ani Michała, ani Bartka… Może kochasz tylko siebie?

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę byłam aż tak egoistyczna?

Przez kolejne dni unikałam wszystkich. Praca stała się ucieczką od problemów. Ale nawet tam nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedziała Kinga.

Pewnego wieczoru Michał przyszedł bez zapowiedzi.

– Musimy porozmawiać – powiedział stanowczo.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie w moim pokoju.

– Kocham cię – zaczął cicho. – Ale nie wiem, czy ty mnie jeszcze kochasz.

Zacisnęłam powieki. Chciałam krzyczeć, płakać, uciec…

– Nie wiem… Przepraszam…

Michał wstał i wyszedł bez słowa. Zostałam sama ze swoim żalem i poczuciem winy.

Następnego dnia zadzwonił Bartek.

– Spotkajmy się – poprosił.

Zgodziłam się. Poszliśmy na spacer nad Wisłę. Bartek opowiadał o swoich marzeniach, planach na przyszłość… Ale ja czułam tylko pustkę.

– Przepraszam… Nie mogę… – powiedziałam w końcu.

Bartek spojrzał na mnie smutno i tylko skinął głową.

Wróciłam do domu i po raz pierwszy od dawna spojrzałam w lustro bez lęku. Może Kinga miała rację? Może naprawdę kochałam tylko siebie… albo po prostu nie byłam gotowa na miłość?

Dziś siedzę sama w swoim pokoju i zastanawiam się: czy można być szczęśliwym bez drugiej osoby? Czy trzeba wybrać kogoś tylko po to, żeby nie być samemu? A może najpierw trzeba nauczyć się kochać siebie samego?