Listy spod podłogi: Tajemnica Krzysztofa

– Co to jest? – zapytałam sama siebie, trzymając w dłoniach zakurzoną, związaną sznurkiem paczkę listów. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie kłębiły się myśli. Przecież miałam tylko posprzątać szafkę w sypialni po Krzysztofie, moim mężu, który odszedł dwa tygodnie temu. Nie spodziewałam się, że znajdę coś, co sprawi, że będę kwestionować całe nasze wspólne życie.

Ostrożnie rozwiązałam sznurek. Papier był pożółkły, niektóre koperty miały ślady łez albo tłustych palców. Na każdej widniał ten sam kobiecy charakter pisma: „Do Krzysztofa”. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i uciec z mieszkania, ale ciekawość była silniejsza. Drżącymi palcami otworzyłam pierwszy list.

„Kochany Krzysiu,
Czasem myślę, jakby wyglądało nasze życie, gdybyś wtedy nie wyjechał do Warszawy…”

Zamarłam. To nie był mój list. To nie były moje słowa. Ktoś inny pisał do mojego męża z czułością, której nie słyszałam od lat. Przeczytałam jeszcze kilka zdań i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

Wróciłam myślami do dnia pogrzebu. Stałam wtedy obok naszej córki, Magdy, i syna, Pawła. Wszyscy płakaliśmy, wspominając Krzysztofa jako kochającego ojca i męża. Nikt z nas nie przypuszczał, że w jego sercu mogło być miejsce dla kogoś jeszcze.

Wieczorem zadzwoniła Magda.
– Mamo, jak się trzymasz?
– Dobrze… – skłamałam. – Po prostu sprzątam trochę rzeczy po tacie.
– Jeśli chcesz, mogę jutro przyjechać.
– Nie trzeba, kochanie. Muszę to zrobić sama.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie powtarzały się słowa z listów: „tęsknię”, „pamiętasz naszą ławkę w parku?”, „czy żałujesz?”. Kim była ta kobieta? Dlaczego Krzysztof nigdy mi o niej nie powiedział?

Następnego dnia postanowiłam przeczytać wszystkie listy. Było ich ponad trzydzieści – jeden na każdy rok naszego małżeństwa. Niektóre były krótkie i pełne żalu, inne długie i pełne wspomnień z młodości. Z każdego przebijała tęsknota i niedopowiedziane słowa.

W jednym z listów znalazłam imię: Zofia. Zofia z Krakowa. Próbowałam sobie przypomnieć, czy Krzysztof kiedykolwiek wspominał o niej. Może kiedyś mimochodem? Może to była ta dziewczyna ze studiów, o której mówił z rozrzewnieniem?

Z każdym kolejnym listem czułam coraz większy ból i złość. Czy przez całe życie byłam tylko „tą drugą”? Czy nasze małżeństwo było tylko kompromisem? W głowie pojawiały się obrazy: nasza pierwsza randka na Plantach, narodziny Magdy i Pawła, wspólne wakacje nad morzem… Czy w tych chwilach Krzysztof myślał o niej?

Nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do mojej siostry, Ireny.
– Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptałam przez łzy.
– Co się stało?
– Znalazłam listy… Krzysztof pisał do innej kobiety przez całe nasze małżeństwo.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Może to tylko przyjaźń? – próbowała mnie pocieszyć Irena.
– Nie… To coś więcej. Tam jest tyle uczuć… Tyle tęsknoty…

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Unikałam dzieci, nie odbierałam telefonów od znajomych. Czułam się zdradzona i oszukana. W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do Zofii – adres znalazłam na jednej z kopert.

„Szanowna Pani,
Nazywam się Anna Nowak. Byłam żoną Krzysztofa Nowaka. Z przykrością zawiadamiam, że Krzysztof zmarł dwa tygodnie temu. Znalazłam Państwa korespondencję i chciałabym zrozumieć…”

Nie spałam przez kolejne noce, czekając na odpowiedź. W końcu przyszła wiadomość:

„Pani Anno,
Nie wiem, czy powinnam odpisywać… Ale rozumiem Pani ból i zagubienie. Z Krzysztofem znaliśmy się od liceum. Byliśmy parą przez kilka lat, zanim wyjechał do Warszawy na studia. Potem nasze drogi się rozeszły – on poznał Panią, ja wyszłam za mąż za kogoś innego. Ale nigdy nie przestaliśmy o sobie myśleć… Pisaliśmy do siebie raz w roku – w rocznicę naszego rozstania. To był nasz sposób na pogodzenie się z przeszłością.”

Czytałam ten list wielokrotnie. Z jednej strony poczułam ulgę – to nie była zdrada w sensie fizycznym. Z drugiej strony bolało mnie to równie mocno – przez tyle lat dzielił ze mną życie, a sercem był gdzie indziej.

Postanowiłam porozmawiać z dziećmi.
– Mamo, co się dzieje? – zapytała Magda.
– Muszę wam coś powiedzieć… Wasz tata przez całe życie pisał listy do swojej pierwszej miłości.
Pawłowi opadła szczęka.
– Żartujesz?
– Niestety nie.
Magda objęła mnie ramieniem.
– Mamo… Ale przecież był dobrym ojcem i mężem.
– Był… Ale teraz już nie wiem, kim naprawdę był.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Chodziłam na długie spacery po parku, gdzie kiedyś chodziliśmy razem z Krzysztofem. Patrzyłam na ławki i zastanawiałam się, czy któraś z nich była „ich” ławką.

Pewnego dnia zadzwoniła Zofia.
– Pani Anno… Czy możemy się spotkać?
Zgodziłam się bez wahania.
Spotkałyśmy się w kawiarni na Rynku Głównym w Krakowie. Zofia była starszą kobietą o łagodnych oczach i ciepłym uśmiechu.
– Dziękuję, że Pani przyszła – zaczęła cicho.
– Muszę zrozumieć… Dlaczego?
Zofia spuściła wzrok.
– Myślę, że oboje baliśmy się zapomnieć o tym, co było kiedyś piękne… Ale to Pani była jego rodziną. To Pani wybrał na życie.
Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu.
– Czy żałuje Pani czegoś? – zapytałam w końcu.
Zofia pokręciła głową.
– Nie… Bo wiem, że każdy z nas miał swoje miejsce w jego sercu.

Wróciłam do domu spokojniejsza. Przez kolejne dni zaczęłam inaczej patrzeć na nasze małżeństwo. Może każdy z nas nosi w sobie jakieś niespełnione marzenia? Może miłość to nie tylko wyłączność, ale też akceptacja przeszłości drugiego człowieka?

Dziś siedzę przy kuchennym stole i patrzę na zdjęcie Krzysztofa sprzed lat. Nadal boli mnie myśl o tych wszystkich listach i niewypowiedzianych słowach… Ale jednocześnie czuję wdzięczność za te trzydzieści pięć lat razem.

Czy można naprawdę znać drugiego człowieka? A może każdy z nas nosi w sobie tajemnice, których nigdy nie odkryjemy? Co wy byście zrobili na moim miejscu?