Między Pieniędzmi a Miłością: Historia Diny i Pana Wiktora
– Dina, czy ty naprawdę zamierzasz to zrobić? – głos mojej matki drżał, a jej oczy były pełne łez i gniewu. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, gdzie jeszcze niedawno śmiałyśmy się razem, gotując pierogi na święta. Teraz między nami była przepaść, której nie potrafiłam zasypać.
Miałam 27 lat i czułam się, jakbym miała 17. Każde moje słowo było oceniane, każdy gest analizowany przez rodzinę i sąsiadów. Wszystko przez pana Wiktora – mężczyznę, który pojawił się w moim życiu nagle, jak burza w upalne popołudnie. Był starszy od mojego ojca, miał siwe włosy i spojrzenie, które widziało więcej niż ja mogłam sobie wyobrazić. Ale kiedy rozmawialiśmy, czułam się ważna. Słuchał mnie naprawdę, nie tylko udawał zainteresowanie.
Poznałam go w bibliotece miejskiej. Przyszedł oddać książki o historii sztuki, a ja – jak zwykle – układałam nowości na półkach. Zapytał mnie o polecenie czegoś lekkiego na wieczór. Zaczęliśmy rozmawiać o literaturze, potem o życiu. Z każdym kolejnym spotkaniem czułam, że coś się we mnie zmienia. On był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam – nie spieszył się, nie oceniał, nie próbował zaimponować mi pieniędzmi czy samochodem.
A jednak to właśnie pieniądze stały się zarzewiem konfliktu. Pan Wiktor był zamożny – miał kilka mieszkań w centrum Krakowa, prowadził kiedyś własną firmę budowlaną. Ludzie zaczęli szeptać: „Dina znalazła sobie sponsora”, „Pewnie chce się ustawić na całe życie”. Nawet moja najlepsza przyjaciółka, Magda, patrzyła na mnie z podejrzliwością.
– Dina, on mógłby być twoim ojcem! – powiedziała pewnego wieczoru, kiedy siedziałyśmy na Plantach.
– Ale nie jest – odpowiedziałam cicho. – On mnie rozumie jak nikt inny.
– A co z twoją rodziną? Co z przyszłością? Przecież on ma już swoje lata…
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama zadawałam sobie te pytania nocami, leżąc w łóżku i patrząc w sufit. Czy naprawdę kocham pana Wiktora? Czy to tylko fascynacja kimś doświadczonym i spokojnym? Czy jestem gotowa poświęcić wszystko dla tej miłości?
Rodzina nie ułatwiała mi wyboru. Ojciec przestał się do mnie odzywać. Mama płakała po nocach i próbowała przekonać mnie do rozumu:
– Dina, on cię zostawi. Zostaniesz sama z niczym! Ludzie już gadają…
A ja czułam się coraz bardziej samotna. Nawet w pracy zaczęto na mnie patrzeć inaczej. Kierowniczka poprosiła mnie na rozmowę:
– Dinuś, wiem, że to twoje życie… Ale może powinnaś pomyśleć o swojej reputacji? Biblioteka to miejsce publiczne.
Wstydziłam się wyjść na ulicę. Każdy szept wydawał mi się skierowany przeciwko mnie. Nawet zakupy w osiedlowym sklepie stały się koszmarem – ekspedientka patrzyła na mnie z góry i podawała resztę bez słowa.
Tylko pan Wiktor był dla mnie ostoją spokoju.
– Dinuś – mówił czule – świat zawsze będzie gadał. Ważne jest to, co czujesz ty.
Ale czy naprawdę wiedziałam, co czuję? Czasem miałam wrażenie, że uciekam przed własnym życiem w jego ramiona. Że szukam ojca tam, gdzie powinnam szukać partnera.
Pewnego dnia doszło do prawdziwej awantury. Była niedziela, cała rodzina zebrała się na obiedzie u babci. Temat wrócił jak bumerang.
– Dina, nie rób nam wstydu! – krzyknął mój brat Paweł.
– To twoje życie czy nasze? – zapytałam z rozpaczą.
– Nasze! Bo my musimy potem świecić oczami przed sąsiadami!
Wybiegłam z domu ze łzami w oczach. Przez godzinę chodziłam bez celu po mieście. W końcu zadzwoniłam do pana Wiktora.
– Nie wiem już, co robić…
– Przyjedź do mnie – powiedział spokojnie.
U niego w mieszkaniu wszystko było inne – cicho, spokojnie, pachniało kawą i starymi książkami. Usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko.
– Dina… – objął mnie delikatnie. – Nie musisz wybierać teraz. Daj sobie czas.
Ale czas nie był moim sprzymierzeńcem. Plotki narastały jak śnieżna kula. Pewnego dnia znalazłam anonimowy list w skrzynce: „Wstydź się! Niszczyć rodzinę dla pieniędzy!”
Zaczęłam się zastanawiać: może wszyscy mają rację? Może to ja jestem egoistką? Może powinnam odejść?
Pan Wiktor widział moje wahanie.
– Jeśli chcesz odejść, zrozumiem – powiedział cicho. – Ale jeśli zostaniesz… będę walczył o nas każdego dnia.
Nie spałam całą noc. Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam kogoś obcego – dziewczynę zmęczoną walką o własne szczęście.
Podjęłam decyzję: muszę porozmawiać z rodziną szczerze, bez krzyków i oskarżeń. Następnego dnia zaprosiłam ich do siebie.
– Kocham pana Wiktora – powiedziałam spokojnie. – Nie wiem, co będzie za rok czy dwa. Ale teraz chcę być szczęśliwa. Proszę was tylko o jedno: nie każcie mi wybierać między wami a nim.
Mama płakała, ojciec milczał długo, ale potem tylko westchnął:
– To twoje życie…
Nie wiem, jak potoczy się dalej moja historia. Może za kilka lat będę żałować swojego wyboru. Może okaże się, że miłość nie wystarczy przeciwko światu pełnemu uprzedzeń i zazdrości. Ale czy warto rezygnować z siebie tylko dlatego, że inni tego oczekują?
Czasem zastanawiam się: ile szczęścia jesteśmy gotowi poświęcić dla akceptacji innych? Czy naprawdę warto żyć cudzym życiem? Co wy byście zrobili na moim miejscu?