Między zdradą a wybaczeniem: Historia Jadwigi z warszawskiego Śródmieścia

Cześć, czy słyszysz? Chcę Cię oświecić… Halo, słuchasz? Chcę ci tylko otworzyć oczy…

Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w porcelanową filiżankę, którą dostałam od mamy na trzydzieste urodziny. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy, ale nie potrafiłam się nim cieszyć. Myśli krążyły jak oszalałe ptaki. „Nie mogę wybaczyć. Nie da się tak po prostu puścić w niepamięć zdrady. Z drugiej strony – czy żyłam źle przez te wszystkie lata? Mieszkanie w centrum Warszawy, dostatnie życie. Nie mam na co narzekać. A jednak…”

Wtedy wszedł Andrzej. Jego twarz była zmęczona, a oczy unikały mojego wzroku. Przez chwilę milczeliśmy, każde z nas zamknięte w swoim świecie. W końcu nie wytrzymałam.

– Powiedz mi prawdę, Andrzej. Dlaczego?

Zacisnął dłonie na oparciu krzesła.

– Jadwiga… To nie jest takie proste. Ja… Ja sam nie wiem, jak do tego doszło.

– Nie wiesz? – przerwałam mu ostro. – Przecież to się nie dzieje przypadkiem! To nie jest tak, że budzisz się rano i nagle jesteś z inną kobietą!

Zamilkł. Widziałam, jak walczy ze sobą, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił znaleźć słów. W tej chwili poczułam coś dziwnego – nie gniew, nie żal, tylko pustkę. Jakby ktoś wyciągnął ze mnie całą energię.

W głowie pojawiły się obrazy z ostatnich lat: wspólne wakacje nad Bałtykiem, święta spędzone z rodziną, wieczory przy winie i śmiech z naszych głupich żartów. Czy to wszystko było kłamstwem? Czy przez cały ten czas byłam ślepa?

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. To była moja córka, Zosia.

– Mamo, wszystko w porządku? – zapytała cicho.

Chciałam odpowiedzieć, że tak, ale głos ugrzązł mi w gardle.

– Nie wiem, Zośka… Chyba nie.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Tata…? – zaczęła niepewnie.

– Tak – przerwałam jej. – Tata… zrobił coś, czego nie potrafię zrozumieć.

Usłyszałam jej cichy szloch.

– Mamo, przyjadę do ciebie po pracy. Nie możesz być teraz sama.

Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na Andrzeja. Stał w tym samym miejscu, jakby bał się zrobić krok w moją stronę.

– Jadwiga… Przepraszam. Wiem, że to niczego nie zmieni, ale…

– Przepraszam? – powtórzyłam z goryczą. – Myślisz, że jedno słowo wszystko naprawi?

Wstałam gwałtownie i zaczęłam chodzić po kuchni. Każdy przedmiot wydawał się teraz obcy: lodówka, na której wisiały zdjęcia z naszych podróży; stół, przy którym świętowaliśmy rocznice; okno z widokiem na tętniące życiem miasto.

– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam cicho. – Że przez tyle lat ufałam ci bezgranicznie. Myślałam, że jesteśmy drużyną. A ty…

Andrzej spuścił głowę.

– To był błąd. Jeden wielki błąd…

– Błąd? – parsknęłam śmiechem przez łzy. – Błąd to źle zaparkować samochód albo zapomnieć o rocznicy! To była świadoma decyzja!

Usiadłam z powrotem przy stole i ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się jak bohaterka taniego melodramatu, ale to była moja rzeczywistość.

Przez następne godziny siedzieliśmy w milczeniu. Andrzej próbował coś mówić, tłumaczyć się, ale każde jego słowo tylko pogarszało sprawę. W końcu wyszedł z domu, zostawiając mnie samą z moimi myślami.

Wieczorem przyszła Zosia. Przyniosła ze sobą domowe ciasto i butelkę czerwonego wina.

– Mamo… – zaczęła delikatnie. – Może powinnaś z kimś porozmawiać? Z kimś obcym?

Popatrzyłam na nią zdziwiona.

– Z terapeutą?

Kiwnęła głową.

– To nie jest wstyd. Ja też kiedyś chodziłam na terapię po rozstaniu z Tomkiem. Pomogło mi to poukładać myśli.

Westchnęłam ciężko.

– Może masz rację… Ale najpierw muszę sama sobie odpowiedzieć na kilka pytań.

Zosia objęła mnie ramieniem i przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, patrząc na światła Warszawy za oknem.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, Barbara.

– Jadwiga! Co się dzieje? Andrzej do mnie dzwonił…

Przewróciłam oczami.

– Oczywiście, musiał znaleźć sobie sojusznika.

– Nie oceniaj go tak surowo – powiedziała Basia łagodnie. – Ludzie popełniają błędy.

– Ale dlaczego akurat on musiał popełnić taki błąd? – zapytałam rozpaczliwie.

Basia westchnęła.

– Może dlatego, że za bardzo mu na tobie zależało i nie umiał sobie poradzić z własnymi emocjami?

Poczułam narastającą złość.

– To żadne usprawiedliwienie!

Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na kanapę. Czułam się osaczona przez wszystkich: Andrzeja, rodzinę, nawet własne dziecko. Każdy miał dla mnie radę, każdy wiedział lepiej ode mnie, co powinnam zrobić.

Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Chodziłam do pracy w bibliotece na Nowym Świecie, uśmiechałam się do czytelników i udawałam przed koleżankami, że wszystko jest w porządku. Ale wieczorami wracałam do pustego mieszkania i płakałam do poduszki.

Któregoś dnia spotkałam przypadkiem starą znajomą ze studiów, Martę.

– Jadwiga! Jak ty wyglądasz… Co się stało?

Nie wytrzymałam i opowiedziałam jej wszystko. Marta słuchała uważnie, a potem powiedziała coś, co utkwiło mi w pamięci:

– Wiesz… Może to jest szansa na nowy początek? Może powinnaś pomyśleć o sobie?

Te słowa długo dźwięczały mi w uszach. Czy naprawdę mogłabym zacząć od nowa? Bez Andrzeja? Bez tego wszystkiego, co budowaliśmy przez lata?

Wieczorem usiadłam przy oknie z kieliszkiem wina i patrzyłam na rozświetlone ulice Warszawy. W głowie miałam tysiące pytań bez odpowiedzi. Czy można wybaczyć zdradę? Czy warto walczyć o coś, co zostało tak brutalnie zniszczone? A może lepiej zostawić przeszłość za sobą i spróbować odnaleźć siebie na nowo?

Może właśnie teraz nadszedł czas, by przestać żyć dla innych i zacząć żyć dla siebie? Czy ktoś z was kiedyś musiał podjąć tak trudną decyzję? Jak znaleźć siłę do przebaczenia lub odejścia?