Moja mała Lilia w sukience od Gucci: Zła matka czy po prostu inna?

— Znowu ją ubrałaś w tę drogą sukienkę? — głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc filiżanki po śniadaniu, kiedy Lilia wbiegła do środka, jej jasne włosy rozpuszczone, a na sobie nowa sukienka od Gucci, którą zamówiłam przez internet. — Wiesz, co ludzie mówią? Że stroisz dziecko jak lalkę, a sama nie masz nawet porządnej kurtki na zimę.

Zacisnęłam zęby. To nie pierwszy raz słyszałam podobne słowa. W naszej małej wsi pod Białymstokiem wszystko było powodem do plotek, ale od kiedy urodziła się Lilia, czułam się jak pod mikroskopem. Każdy mój wybór był oceniany — od imienia córki, przez sposób wychowania, aż po to, co jej kupuję.

— Mamo, to tylko sukienka. Chcę, żeby Lilia miała to, czego ja nigdy nie miałam — odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. — Poza tym, to prezent na jej piąte urodziny.

Mama przewróciła oczami i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samą z moimi myślami. Spojrzałam na Lilkę, która kręciła się przed lustrem i śmiała się do swojego odbicia. Była taka szczęśliwa. Czy naprawdę robiłam coś złego?

Kiedy byłam dzieckiem, nosiłam ubrania po starszych kuzynkach. Pamiętam uczucie wstydu, kiedy koleżanki wytykały mi dziurawe rajstopy albo za duże buty. Przysięgłam sobie wtedy, że moje dziecko nigdy nie poczuje się gorsze przez to, co ma na sobie. Ale czy to wystarczający powód, by kupować jej rzeczy za kilkaset złotych?

Wieczorem przyszła do mnie sąsiadka, pani Zofia. Przyniosła słoik ogórków i — jak zwykle — kilka dobrych rad.

— Pani Marto — zaczęła tonem pełnym troski — ludzie gadają. Mówią, że pani za bardzo rozpieszcza tę małą. Że takie rzeczy to tylko w telewizji pokazują, a tu jest wieś. Dzieci powinny biegać po błocie, a nie paradować w markowych ciuchach.

Uśmiechnęłam się blado i podziękowałam za ogórki. Po jej wyjściu długo siedziałam przy stole, patrząc na zdjęcie mojego męża. Tomek wyjechał do pracy do Niemiec dwa lata temu. Dzwonił codziennie, ale coraz częściej czułam się samotna w tej walce o lepsze życie dla naszej córki.

Następnego dnia w przedszkolu Lilia wróciła do domu zapłakana.

— Mamo, dlaczego dzieci mówią, że jestem dziwna? Że mam śmieszne imię i głupią sukienkę?

Serce mi pękło. Przytuliłam ją mocno i próbowałam tłumaczyć, że bycie innym to nie powód do wstydu. Ale sama nie byłam tego taka pewna. Czy rzeczywiście robiłam jej krzywdę swoją ambicją?

Wieczorem zadzwonił Tomek.

— Może powinnaś trochę przystopować z tymi markowymi rzeczami? — powiedział ostrożnie. — Wiem, że chcesz dla niej dobrze, ale ludzie tu są inni. Nie rozumieją tego.

Poczułam się zdradzona. Nawet on mnie nie rozumiał.

— To ja tu jestem z nią codziennie! To ja słyszę te wszystkie komentarze! — wybuchłam przez łzy. — Chcę tylko, żeby była szczęśliwa.

— Ale czy ona jest szczęśliwa? — zapytał cicho Tomek.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy swój wybór. Przypomniałam sobie dzień narodzin Lilii — jak bardzo bałam się wtedy o jej zdrowie, jak obiecałam sobie być najlepszą matką na świecie. Ale czy najlepsza matka to ta, która daje dziecku wszystko materialnie? Czy ta, która uczy je radzić sobie z trudnościami?

W weekend przyszła do nas moja siostra Ania z rodziną. Jej córka Zosia od razu pobiegła do pokoju Lilii.

— Ale masz piękną sukienkę! — zachwyciła się Zosia.

— Mama mi ją kupiła na urodziny — odpowiedziała dumnie Lilia.

Przez chwilę patrzyłam na nie z ukrycia. Zosia była ubrana zwyczajnie: dżinsy i sweter po starszym bracie. Ale bawiły się razem świetnie — śmiały się, rysowały kredkami po całym stole.

Po obiedzie Ania usiadła ze mną w kuchni.

— Marto… Wiem, że chcesz dla niej wszystkiego najlepszego. Ale czasem mam wrażenie, że próbujesz nadrobić swoje własne braki przez nią.

Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie plotki sąsiadów razem wzięte.

— Może masz rację — wyszeptałam. — Ale jak przestać się bać, że ona będzie miała tak ciężko jak ja?

Ania uśmiechnęła się smutno.

— Nie ochronisz jej przed wszystkim. Ale możesz nauczyć ją być sobą — niezależnie od tego, co ma na sobie.

Tej nocy długo rozmawiałam z Lilią przed snem.

— Lilko… Czy chciałabyś czasem pobiegać po kałużach bez obawy o sukienkę?

Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

— Tak! Mogę jutro założyć kalosze?

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Następnego dnia poszłyśmy razem na spacer po polach. Lilia skakała po błocie w starych kaloszach i śmiała się głośno jak nigdy wcześniej. Sukienka od Gucci została w szafie.

Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na zachodzące słońce nad naszym domem. Może nigdy nie będę idealną matką według standardów innych ludzi. Może zawsze będę trochę inna — tak jak moja córka.

Ale czy to naprawdę źle? Czy bycie innym oznacza bycie gorszym? A może właśnie w tej inności tkwi nasza siła?