Nie jestem opiekunką: Moja walka o własne życie – historia, która podzieliła moją rodzinę
– Nie możesz być taka samolubna, Aniu! – głos mojej szwagierki, Magdy, odbijał się echem od ścian kuchni. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoniach kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Za oknem padał deszcz, a ja czułam, jakby każda kropla uderzała prosto we mnie.
– To nie jest kwestia egoizmu – odpowiedziałam cicho, starając się nie patrzeć jej w oczy. – Mam pracę. Mam swoje życie.
– A mama? Kto się nią zajmie? Ty jesteś najbliżej! – Magda podniosła głos. – My z Tomkiem mamy dzieci, pracę…
Zacisnęłam zęby. „A ja co? Nie mam prawa do swojego życia?” – pomyślałam. Ale nie powiedziałam tego na głos. Zawsze byłam tą, która ustępuje. Tą, która godzi się na więcej niż powinna.
Wszystko zaczęło się kilka tygodni wcześniej. Teściowa, pani Zofia, przewróciła się w łazience i złamała biodro. Po operacji lekarze powiedzieli jasno: rehabilitacja potrwa miesiące, a ona sama nie da rady funkcjonować bez pomocy. Mój mąż, Paweł, od razu spojrzał na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem.
– Aniu… Może na jakiś czas zrezygnujesz z pracy? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem przy stole. – Mama potrzebuje opieki. Wiesz, że Magda nie może…
– A ja mogę? – przerwałam mu ostrożnie. – Pracuję na etacie. Ledwo wiążemy koniec z końcem.
– Ale twoja pensja… To nie jest aż tak dużo…
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Moja praca w bibliotece nigdy nie była źródłem wielkich pieniędzy, ale dawała mi coś znacznie ważniejszego: poczucie sensu i oddech od codzienności.
Od tamtej rozmowy wszystko zaczęło się sypać. Paweł chodził przygaszony, Magda dzwoniła codziennie z pretensjami, a ja coraz częściej płakałam po nocach. W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biblioteki, Basia, zauważyła moje rozkojarzenie.
– Coś się dzieje? – zapytała pewnego dnia.
Opowiedziałam jej wszystko. O presji ze strony rodziny, o poczuciu winy i strachu przed utratą siebie.
– Aniu, masz prawo do swojego życia – powiedziała stanowczo Basia. – Jeśli się poświęcisz, nikt ci tego nie wynagrodzi. A jak się rozpadniesz, to kto ci pomoże?
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.
W domu atmosfera była coraz gorsza. Teściowa wróciła ze szpitala i zamieszkała z nami w małym pokoju na parterze. Każdego dnia słyszałam jej jęki i narzekania.
– Aniu, podaj mi wodę… Aniu, pomóż mi wstać… Aniu, gdzie są moje okulary?
Czułam się jak niewolnica we własnym domu. Paweł coraz częściej znikał w pracy albo uciekał do garażu pod pretekstem majsterkowania. Magda wpadała raz na tydzień z zakupami i listą uwag.
– Mama mówiła, że nie zmieniłaś jej opatrunku na czas! – rzuciła pewnego dnia.
– Zmieniłam! – krzyknęłam pierwszy raz od miesięcy. – Może sama spróbujesz przez jeden dzień?
Magda spojrzała na mnie z pogardą.
– Ja mam dzieci! Ty nie masz…
To zdanie bolało najbardziej. Od lat staraliśmy się z Pawłem o dziecko i nigdy nam się nie udało. Teraz moja bezdzietność była argumentem przeciwko mnie.
Wieczorami siadałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Czułam się pusta i wykończona. Zaczęłam mieć problemy ze snem, serce waliło mi jak oszalałe na samą myśl o kolejnym dniu.
Pewnej nocy obudziłam się zlana potem po kolejnym koszmarze. Zeszłam do kuchni i zobaczyłam Pawła przy stole.
– Nie śpisz? – zapytałam cicho.
– Nie mogę…
Usiadłam naprzeciwko niego.
– Paweł… Ja tak dłużej nie dam rady. Czuję się jak cień samej siebie.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Wiem… Ale co mamy zrobić?
– Możemy zatrudnić opiekunkę. Albo poszukać domu opieki…
Paweł pokręcił głową.
– Mama by tego nie przeżyła…
– A ja? Ja też jestem człowiekiem!
Po tej rozmowie coś we mnie pękło. Następnego dnia zadzwoniłam do szefowej i poprosiłam o urlop bezpłatny na miesiąc. Chciałam dać sobie czas na decyzję.
W tym czasie próbowałam rozmawiać z rodziną Pawła o podziale obowiązków. Bez skutku. Każdy miał swoje wymówki: praca, dzieci, kredyty…
Któregoś dnia odwiedziła mnie mama.
– Aniu, musisz pomyśleć o sobie – powiedziała stanowczo. – Jeśli się poświęcisz całkowicie, nikt ci tego nie odda.
Płakałam jej w ramionach jak dziecko.
Po miesiącu wróciłam do pracy i powiedziałam Pawłowi jasno:
– Nie rzucę pracy i nie będę opiekunką twojej mamy na pełen etat. Możemy zatrudnić kogoś do pomocy albo poszukać innego rozwiązania. Ale ja muszę żyć swoim życiem.
Paweł był wściekły. Przez kilka dni prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Magda przestała dzwonić całkiem.
Ale ja poczułam ulgę. Po raz pierwszy od lat postawiłam granicę.
Dziś teściowa mieszka w domu opieki niedaleko naszego miasta. Odwiedzamy ją razem z Pawłem raz w tygodniu. Nasze małżeństwo przeszło kryzys, ale powoli uczymy się rozmawiać na nowo.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy egoizm to naprawdę najgorsza rzecz na świecie? A może czasem trzeba wybrać siebie, żeby móc być dla innych?