Pod schodami – tajemnica Kseni i Komara
— Komar, pośpiesz się, bo znowu nie zdążysz na lekcję! — krzyknęła za mną Ksenia, kiedy wychodziłem ze stołówki z tacką pełną resztek obiadu. Właściwie nazywam się Jurek Komarowski, ale wszyscy w szkole wołają na mnie Komar. Może dlatego, że jestem chudy jak patyk i zawsze gdzieś się kręcę, jakbym szukał kogo ugryźć. Ale tego dnia nie miałem ochoty na żarty. W głowie miałem tylko jedno: jak przeżyć kolejną nudną lekcję matematyki z panią Głowacką.
Właśnie postawiłem nogę na pierwszym stopniu schodów prowadzących na piętro, kiedy usłyszałem pod nimi dziwny szelest. Zatrzymałem się i spojrzałem pod schody. W półmroku zobaczyłem Staszka i Piotrka — dwóch chłopaków z mojej klasy, którzy zawsze trzymali się razem i mieli opinię cwaniaków.
— Co tu robicie? — zapytałem, próbując zabrzmieć pewnie.
— Nic. Idź sobie — machnął ręką Staszek, nawet na mnie nie patrząc.
W tym momencie rozległ się dzwonek na lekcję. Chłopcy wyskoczyli z ukrycia, chowając coś w kieszeniach. Przez ułamek sekundy zobaczyłem błysk foliowego woreczka. Może to były tylko kanapki, ale coś mi nie pasowało. Piotrek spojrzał na mnie spode łba i syknął:
— Lepiej nikomu nie mów.
Zamarłem. Przez chwilę stałem jak wryty, a potem ruszyłem za nimi na górę. Ksenia już czekała pod salą.
— Co się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył — zapytała szeptem.
— Nic… — mruknąłem, ale ona znała mnie za dobrze.
Usiedliśmy w ławkach. Pani Głowacka zaczęła tłumaczyć jakieś równania, ale ja nie mogłem się skupić. Cały czas myślałem o tym, co widziałem pod schodami. Co oni tam robili? Czy powiem o tym nauczycielce? A może lepiej się nie wychylać?
Po lekcji Ksenia złapała mnie za rękaw.
— Komar, powiedz mi prawdę. Coś się stało?
Spojrzałem jej w oczy. Były poważne i trochę przestraszone.
— Widziałem Staszka i Piotrka pod schodami. Coś chowali… chyba coś nielegalnego.
Ksenia ściszyła głos:
— Myślisz, że to… narkotyki?
To słowo zabrzmiało jak wyrok. W naszej szkole nigdy nie było takich rzeczy. Przynajmniej tak mi się wydawało.
— Nie wiem — odpowiedziałem cicho. — Ale Piotrek powiedział, żebym nikomu nie mówił.
Ksenia zamyśliła się na chwilę.
— Musimy coś z tym zrobić. Jeśli to naprawdę narkotyki…
Przerwała jej pani Głowacka, która weszła do klasy po dziennik.
— Komar, Ksenia, wszystko w porządku? — zapytała podejrzliwie.
Oboje pokiwaliśmy głowami. Ale w środku czułem narastający niepokój.
Po szkole wracałem do domu z Ksenią. Mieszkała dwie ulice dalej ode mnie, więc często chodziliśmy razem. Po drodze rozmawialiśmy o tym, co widziałem pod schodami.
— Może powinniśmy powiedzieć wychowawczyni? — zaproponowała Ksenia.
— A jeśli to tylko kanapki albo jakieś głupie żarty? — próbowałem się usprawiedliwić. — Nie chcę być kapusiem.
Ksenia zatrzymała się nagle i spojrzała mi prosto w oczy.
— Komar, jeśli to coś poważnego, a my nic nie zrobimy… będziemy winni.
Nie odpowiedziałem. W domu czekała na mnie mama. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
— Jurek, co się stało?
— Nic, mamo — skłamałem.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: co powinienem zrobić? Czy powiedzieć komuś dorosłemu? A jeśli Staszek i Piotrek dowiedzą się, że to ja? Przecież mogą mi zrobić krzywdę…
Następnego dnia w szkole atmosfera była napięta. Staszek i Piotrek patrzyli na mnie dziwnie, jakby wiedzieli, że coś podejrzewam. Ksenia była spięta i unikała ich wzroku.
Na dużej przerwie podszedł do mnie Piotrek.
— Komar, pamiętaj co mówiłem. Lepiej trzymaj język za zębami.
Poczułem zimny dreszcz na plecach. Wtedy podeszła do nas Ksenia.
— Zostaw go w spokoju! — powiedziała stanowczo.
Piotrek prychnął i odszedł.
Po lekcjach poszliśmy razem do wychowawczyni, pani Nowak. Serce waliło mi jak młotem.
— Pani profesor… chcielibyśmy o czymś powiedzieć — zacząłem niepewnie.
Opowiedzieliśmy wszystko: o tym co widziałem pod schodami, o groźbach Piotrka. Pani Nowak słuchała uważnie i obiecała zająć się sprawą dyskretnie.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Ksenia:
— Pani Nowak powiedziała mojej mamie, że szkoła już rozmawiała z rodzicami Staszka i Piotrka. Okazało się, że to były papierosy i alkohol… Chcieli sprzedać je młodszym uczniom.
Poczułem ulgę i jednocześnie wstyd. Bałem się najgorszego, a okazało się, że to „tylko” papierosy i alkohol… Ale czy to naprawdę takie „tylko”?
Następnego dnia Staszek i Piotrek nawet na mnie nie spojrzeli. W klasie szeptano o „donosicielu”, ale Ksenia trzymała się blisko mnie.
Wieczorem długo rozmyślałem nad tym wszystkim. Czy zrobiłem dobrze? Czy lojalność wobec kolegów jest ważniejsza niż bezpieczeństwo innych? Czy odwaga to zawsze mówienie prawdy?
Może czasami trzeba wybrać mniejsze zło… Ale czy można potem spokojnie spojrzeć sobie w oczy?