Prawdziwy mężczyzna – historia Kasi i Witka
– Kasia, ile jeszcze będziesz się z nim spotykać bez żadnych konkretów? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, patrząc na szare niebo nad Warszawą, a jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. – Dwa lata, Kasiu. Dwa lata! – powtórzyła, jakby to był wyrok.
Witek siedział wtedy w salonie, przeglądając wiadomości na telefonie. Słyszał naszą rozmowę, ale udawał, że jest zajęty. Zawsze tak robił, kiedy temat schodził na przyszłość. „Jeszcze zdążymy, Kasiu. Po co się spieszyć? Jest nam dobrze tak, jak jest” – powtarzał mi to już tyle razy, że zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę jest nam dobrze.
Mama nie dawała za wygraną. – On cię tylko zwodzi. Zobaczysz, minie kolejny rok i dalej będziesz sama. Chcesz tak żyć? – Jej oczy były pełne troski, ale i rozczarowania. Wiedziałam, że chciała dla mnie dobrze, ale czułam się jak dziecko, które nie potrafi podjąć decyzji.
Wróciłam do pokoju i usiadłam obok Witka na kanapie. Spojrzał na mnie z tym swoim łagodnym uśmiechem.
– Co tam twoja mama znowu mówiła?
– To samo co zawsze. Że tracę z tobą czas.
– Przecież wiesz, że ją rozumiem… Ale nie możemy żyć pod dyktando innych. Jeszcze tyle przed nami.
Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam. Ale coraz częściej budziłam się w nocy z uczuciem pustki. Miałam trzydzieści lat, a moje życie utknęło w miejscu. Moje koleżanki już dawno były po ślubach, miały dzieci, kredyty i wieczne zmęczenie wypisane na twarzach. Ja miałam Witka – faceta, który kochał wolność bardziej niż cokolwiek innego.
Jesień przyszła nagle. Liście spadały z drzew i zasypywały chodniki na Mokotowie. Wracałam z pracy i patrzyłam na pary trzymające się za ręce. Zazdrościłam im tej pewności siebie, tej prostoty bycia razem bez pytań o przyszłość.
Pewnego wieczoru mama przyszła do mnie z albumem ze zdjęciami. Przeglądałyśmy stare fotografie: ona z tatą na ślubie, ja jako dziecko na kolanach dziadka.
– Wiesz, Kasia… Ja nie chcę cię zmuszać do niczego. Ale boję się o ciebie. Boję się, że zostaniesz sama.
– Mamo, przecież nie jestem sama.
– Ale czy jesteś szczęśliwa?
To pytanie zostało ze mną na długo. Zaczęłam przyglądać się Wiktowi inaczej. Zauważałam jego uniki, jego niechęć do rozmów o wspólnej przyszłości. Kiedyś wydawało mi się to romantyczne – ta jego niezależność, luz, poczucie humoru. Teraz widziałam w tym ucieczkę.
W listopadzie Witek zaproponował wyjazd w góry. Myślałam, że może tam coś się zmieni. Może wśród ciszy i śniegu powiemy sobie coś ważnego.
Siedzieliśmy przy kominku w drewnianym domku pod Zakopanem.
– Kasia…
Serce mi zabiło mocniej.
– Tak?
– Myślałem ostatnio… Może byśmy wynajęli razem mieszkanie? Tak na próbę.
Zamiast radości poczułam rozczarowanie. Wynajęliśmy już razem mieszkanie dwa lata temu! Czy on naprawdę nie rozumie?
– Witek… My już mieszkamy razem.
– No tak… Ale może gdzie indziej? Nowe miejsce, nowy początek?
Zrozumiałam wtedy, że on nigdy nie będzie gotowy na więcej. Że dla niego „prawdziwy mężczyzna” to ten, który nie daje się złapać w sidła zobowiązań.
Po powrocie do Warszawy zaczęliśmy się od siebie oddalać. Coraz częściej wychodził z kolegami, coraz rzadziej rozmawialiśmy o czymś innym niż praca czy pogoda.
Pewnej nocy wrócił późno. Pachniał piwem i papierosami.
– Kasia… Nie chcę cię ranić. Ale chyba musimy sobie dać trochę luzu.
– Luz? – powtórzyłam głucho.
– No… Może trochę przerwy? Ty chcesz czegoś innego niż ja.
Nie płakałam tej nocy. Byłam zbyt zmęczona na łzy. Rano spakowałam jego rzeczy do torby i postawiłam przy drzwiach.
Mama przyszła do mnie po kilku dniach.
– Wiedziałam… Ale wiesz co? Jesteś silniejsza niż myślisz.
Nie czułam się silna. Czułam się pusta i przegrana. Przez dwa lata wierzyłam w coś, co nigdy nie miało szansy się spełnić.
Minęły tygodnie. Powoli wracałam do siebie. Zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, zapisałam się na jogę, pojechałam sama nad morze.
Czasem myślę o Witku. Czy naprawdę był taki zły? Czy może to ja za bardzo chciałam dopasować go do swoich marzeń?
Czym właściwie jest „prawdziwy mężczyzna”? Czy to ktoś, kto daje poczucie bezpieczeństwa? Czy może ktoś, kto potrafi być szczery wobec siebie i innych?
Może najważniejsze to być prawdziwą wobec samej siebie…
Czy warto czekać na kogoś, kto nie chce tego samego co my? A może lepiej nauczyć się być szczęśliwą samą ze sobą?