Moja córka już nie jest tą samą osobą: Jak zięć oddalił nas od własnego dziecka

— Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu — głos Ani drżał przez telefon, a ja czułam, jak serce ściska mi się w piersi. Stałam w kuchni, patrząc na tort, który właśnie skończyłam dekorować dla mojego męża. Był to jego sześćdziesiąty urodziny — dzień, który miał być świętem rodziny. Ale już wiedziałam, że coś jest nie tak.

— Aniu, twój tata bardzo na ciebie czeka. Wiesz, jak mu zależy… — próbowałam jeszcze raz, choć w środku czułam, że to walka z wiatrakami.

— Mamo, Darek źle się dziś czuje. Nie możemy przyjechać. — Jej głos był chłodny, obcy. Jakby mówiła do mnie ktoś zupełnie inny.

Odłożyłam słuchawkę i przez chwilę stałam bez ruchu. W kuchni pachniało wanilią i świeżo parzoną kawą, ale wszystko wydawało się nagle puste. Przypomniałam sobie czasy, kiedy Ania była mała — jak biegała po ogrodzie z rozwianymi włosami i śmiała się do rozpuku. Jak tuliła się do mnie po nocnych koszmarach i szeptała: „Mamusiu, nigdy mnie nie zostawiaj”.

A teraz? Teraz to ja czułam się porzucona.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy Ania poznała Darka. Na początku wydawał się sympatyczny — trochę zamknięty w sobie, ale uprzejmy. Pracował jako informatyk w dużej firmie w Warszawie. Pochodził z rodziny, która nigdy nie była blisko ze sobą; jego matka mieszkała za granicą, ojca nie znał. Może dlatego tak bardzo pragnęliśmy przyjąć go do naszej rodziny.

Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Ania coraz rzadziej dzwoniła, coraz rzadziej przyjeżdżała do domu. Zawsze miała wymówkę: praca, zmęczenie, remont mieszkania. Kiedy pytałam o Darka, odpowiadała krótko: „Wszystko dobrze”.

Pamiętam jeden wieczór sprzed dwóch lat. Siedzieliśmy przy stole — ja, mój mąż Marek i Ania z Darkiem. Rozmawialiśmy o świętach Bożego Narodzenia.

— Może w tym roku spędzimy Wigilię u nas? — zaproponowałam z nadzieją.

Darek spojrzał na Anię i powiedział cicho:

— Wiesz przecież, że moja mama przylatuje wtedy do Polski. Obiecałaś jej.

Ania spuściła wzrok i tylko skinęła głową. Wtedy po raz pierwszy poczułam ukłucie niepokoju — jakby ktoś powoli wyciągał ją z naszych ramion.

Z czasem zaczęły docierać do mnie plotki od sąsiadek: że Darek jest zazdrosny o Anię, że nie pozwala jej spotykać się z koleżankami. Że kontroluje jej wydatki i sprawdza telefon. Nie chciałam wierzyć — przecież Ania zawsze była silna i niezależna.

Ale potem przyszły kolejne sygnały. Ania przestała odbierać telefony wieczorami. Kiedy pisałam SMS-y, odpowiadała zdawkowo: „Jestem zajęta”, „Pogadamy jutro”. Raz nawet usłyszałam w tle podniesiony głos Darka:

— Ile jeszcze będziesz gadać z matką?

Zamarłam wtedy. Chciałam zapytać, co się dzieje, ale Ania szybko zakończyła rozmowę.

Marek próbował mnie uspokajać:

— Daj jej czas. Może mają trudny okres.

Ale ja czułam w kościach, że tracimy naszą córkę.

Najgorsze przyszło kilka miesięcy temu. Ania zadzwoniła późnym wieczorem.

— Mamo… muszę ci coś powiedzieć — jej głos był cichy i łamliwy.

— Co się stało? — zapytałam natychmiast zaniepokojona.

— Darek… Darek nie chce, żebym tak często do was przyjeżdżała. Twierdzi, że za bardzo się wtrącacie w nasze życie.

Zaniemówiłam. Próbowałam tłumaczyć:

— Przecież my tylko chcemy dla was dobrze! Kochamy cię!

Ale ona już mnie nie słuchała.

Od tamtej pory widywaliśmy się coraz rzadziej. Każde spotkanie było krótkie i pełne napięcia. Ania była spięta, unikała rozmów o swoim życiu prywatnym. Kiedyś zapytałam ją wprost:

— Czy Darek cię kontroluje?

Wybuchła płaczem i wybiegła z domu.

A teraz… teraz nawet nie przyszła na urodziny ojca.

Wieczorem Marek siedział w fotelu i patrzył w okno.

— Może przesadzamy? Może ona po prostu dorosła? — zapytał cicho.

Ale ja wiedziałam swoje. Czułam to matczynym sercem: ktoś odebrał mi moją córkę.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była bardziej walczyć? Czy powinnam była zaakceptować Darka takim, jaki jest?

Następnego dnia zadzwoniłam do Ani jeszcze raz.

— Aniu… proszę cię, porozmawiaj ze mną szczerze. Tylko ty i ja.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Mamo… ja już nie wiem, kim jestem — wyszeptała w końcu moja córka.

Poczułam łzy napływające do oczu.

— Jesteś moją córką. I zawsze będziesz — odpowiedziałam drżącym głosem.

Ale czy naprawdę jeszcze ją znam? Czy można odzyskać dziecko, które powoli odchodzi w cień czyjegoś wpływu?

Czasem pytam siebie: czy to ja zawiodłam jako matka? Czy można uratować więź z własnym dzieckiem, gdy ktoś trzeci staje między nami? Co wy byście zrobili na moim miejscu?