„Boję się, że moja teściowa stanie się osobą leżącą, a ja będę musiała się nią opiekować: Moja mama była kiedyś opiekunką osób starszych”

Ostatnio jestem pochłonięta obawami, że będę musiała zająć się moją teściową zamiast skupić się na własnej rodzinie i wychowywaniu mojego pięcioletniego syna. Każdego dnia mój niepokój rośnie. Zauważyłam nawet, że schudłam i moje włosy wypadają. Myślę, że to reakcja mojego ciała. Rzecz w tym, że moja mama była kiedyś opiekunką osób starszych…

Moja teściowa, Anna, zawsze była silną i niezależną kobietą. Jednak w ciągu ostatniego roku jej zdrowie gwałtownie się pogorszyło. Miała kilka upadków, a jej mobilność znacznie się zmniejszyła. Lekarze ostrzegli nas, że jeśli jej stan się nie poprawi, wkrótce może stać się osobą leżącą.

Myśl o tym, że Anna stanie się osobą leżącą, przeraża mnie. Nie dlatego, że mi na niej nie zależy, ale dlatego, że wiem, co to oznacza. Moja własna mama przez wiele lat była opiekunką osób starszych. Widziałam na własne oczy fizyczne i emocjonalne obciążenie, jakie to na niej wywierało. Wracała do domu wyczerpana zarówno psychicznie, jak i fizycznie po długich dniach podnoszenia, karmienia i opieki nad swoimi podopiecznymi. Często brakowało jej energii dla nas, jej własnej rodziny.

Teraz boję się, że historia się powtórzy. Mój mąż pracuje długo, aby nas utrzymać, więc odpowiedzialność za opiekę nad Anną spadłaby całkowicie na moje barki. To oznaczałoby konieczność pogodzenia opieki nad nią z wychowywaniem naszego pięcioletniego syna, Kacpra. Myśl o tym, że nie będę mogła poświęcić Kacprowi uwagi i troski, jakiej potrzebuje, łamie mi serce.

Każdego dnia coraz bardziej martwię się o przyszłość. Zaczęłam tracić na wadze bez wysiłku, a moje włosy wypadają garściami. Wiem, że to oznaki stresu, ale czuję się bezsilna, by to powstrzymać. Ciągły niepokój mnie zżera.

Próbowałam rozmawiać z mężem o moich obawach, ale on jest równie zestresowany jak ja. Czuje się winny, że nie może być częściej w domu, aby pomóc, ale potrzebujemy jego dochodu, aby przetrwać. Rozważaliśmy zatrudnienie profesjonalnej opiekunki dla Anny, ale koszt jest astronomiczny. Po prostu nas na to nie stać.

Skontaktowałam się również z przyjaciółmi i rodziną w poszukiwaniu wsparcia, ale każdy ma swoje życie i obowiązki. Oferują miłe słowa i współczucie, ale nikt nie może zapewnić nam praktycznej pomocy, której potrzebujemy.

W miarę pogarszania się stanu Anny coraz bardziej ją obwiniam. Nienawidzę tego uczucia, bo wiem, że to nie jej wina. Ale myśl o poświęceniu własnego dobrostanu i szczęścia mojego syna na rzecz opieki nad nią napawa mnie lękiem.

Zaczęłam mieć koszmary o przyszłości. W tych snach jestem uwięziona w niekończącym się cyklu opieki, niezdolna do ucieczki lub znalezienia ulgi. Budzę się zlana zimnym potem, z sercem bijącym z przerażenia.

Wiem, że coś musi się zmienić, ale nie wiem, jakie jest rozwiązanie. Stres odbija się na moim zdrowiu i relacjach. Jestem ciągle spięta, krzyczę na Kacpra z byle powodu. On nie rozumie, dlaczego mama jest cały czas zdenerwowana i łamie mi serce widok jego zdezorientowanych oczu.

Chciałabym znaleźć łatwe rozwiązanie, ale go nie ma. Mogę tylko brać wszystko dzień po dniu i mieć nadzieję, że jakoś znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Ale głęboko w sercu boję się, że to będzie nasza nowa rzeczywistość – życie pochłonięte opieką nad innymi, bez końca w zasięgu wzroku.