„Brak Łóżeczka, Brak Przewijaka, Nawet Ubrań dla Dziecka: Kiedy Wróciliśmy do Domu, Zobaczyłam Straszny Bałagan”

Moje wypisanie ze szpitala było inne niż wszystkie. Właśnie urodziłam nasze pierwsze dziecko, piękną córeczkę o imieniu Zosia. To było przytłaczające doświadczenie i nie mogłam się doczekać, aby zabrać ją do domu. Mój mąż, Jan, miał być moją podporą w tym czasie, ale rzeczy nie poszły zgodnie z planem.

Jan pracował długie godziny w wymagającej pracy. Kiedy poprosiłam go, żeby wziął trochę wolnego na przyjście dziecka, powiedział, że nie może, bo jego szef na to nie pozwala. Poczułam ukłucie rozczarowania, ale starałam się to zrozumieć. W końcu potrzebowaliśmy jego dochodu.

W dniu mojego wypisu Jan przyjechał po mnie prosto z biura. Był jeszcze w ubraniu roboczym, wyglądał na zmęczonego i zestresowanego. Miałam nadzieję, że weźmie przynajmniej jeden dzień wolnego, aby pomóc mi oswoić się z Zosią, ale tak się nie stało.

Gdy jechaliśmy do domu, zapytałam go, czy przygotował wszystko dla dziecka. Zapewnił mnie, że damy radę ze wszystkim—praniem, zakupami, sprzątaniem—gdy tylko wrócimy do domu. Chciałam mu wierzyć, ale część mnie była niespokojna.

Kiedy dotarliśmy do domu, moje serce zamarło. Dom był w bałaganie. Brudne naczynia piętrzyły się w zlewie, pranie było porozrzucane wszędzie i nie było ani jednego przedmiotu dla dziecka w zasięgu wzroku. Brak łóżeczka, brak przewijaka, nawet ubrań dla dziecka. Poczułam falę paniki.

„Janek, co się stało? Dlaczego nic nie jest gotowe?” zapytałam starając się utrzymać głos w ryzach.

Spojrzał na mnie zmęczonymi oczami i powiedział: „Przepraszam, Aniu. Praca była szalona i po prostu nie miałem czasu.”

Poczułam łzy napływające do oczu. „Ale Janek, mamy noworodka! Musimy być przygotowani!”

Westchnął i przeczesał włosy ręką. „Wiem, Aniu. Zajmę się tym teraz.”

Ale było już za późno. Stres i wyczerpanie po porodzie w połączeniu z przytłaczającym bałaganem w domu były dla mnie za dużo. Czułam się jakbym tonęła.

W ciągu następnych kilku dni sytuacja się nie poprawiła. Janek próbował godzić pracę z opieką nad Zosią, ale było jasne, że sobie nie radzi. Ja dochodziłam do siebie po porodzie i nie mogłam wiele pomóc. Dom pozostawał w bałaganie i ciągle brakowało nam podstawowych rzeczy jak pieluchy i mleko modyfikowane.

Pewnej nocy, gdy siedziałam w pokoju dziecięcym próbując uspokoić płaczącą Zosię, załamałam się i zaczęłam płakać. Czułam się jak porażka jako matka i żona. Janek znalazł mnie tam i próbował mnie pocieszyć, ale jego słowa wydawały się puste.

„Przetrwamy to, Aniu,” powiedział cicho.

Ale głęboko w środku nie byłam pewna czy damy radę. Brak przygotowania i wsparcia odbił się na naszym związku. Ciągle się kłóciliśmy i krzyczeliśmy na siebie. Radość z przyniesienia naszego dziecka do domu została przyćmiona przez stres i frustrację.

Minęły miesiące i sytuacja niewiele się poprawiła. Janek nadal pracował długie godziny, a ja zmagałam się z wymaganiami macierzyństwa. Nasz dom pozostawał chaotyczny, a nasz związek napięty.

Patrząc wstecz, żałuję że nie byliśmy lepiej przygotowani na przyjście Zosi. Żałuję że Janek nie wziął wolnego i nie upewnił się że wszystko jest gotowe dla naszego dziecka. Ale przede wszystkim żałuję że nie komunikowaliśmy się lepiej i nie wspieraliśmy się nawzajem w tym trudnym czasie.

W końcu brak przygotowania i wsparcia doprowadził do trudnego i nieszczęśliwego początku naszej drogi jako rodziców. I choć kochaliśmy Zosię całym sercem, stres i napięcie odcisnęły piętno na naszej rodzinie z którego nigdy w pełni się nie otrząsnęliśmy.