Jak modlitwa pomogła mi przebaczyć mamie, która odwróciła się od moich dzieci
– Znowu nie przyjedzie? – zapytała cicho moja córka Zosia, patrząc na mnie wielkimi, rozczarowanymi oczami. Stałyśmy w kuchni, a ja próbowałam ukryć drżenie rąk, mieszając zupę. Telefon od mamy był krótki i chłodny: „Nie dam rady, mam swoje sprawy”. To już trzeci raz w tym miesiącu.
Pamiętam, jak kiedyś wyobrażałam sobie, że moja mama będzie najlepszą babcią na świecie. Że będzie piekła z wnukami szarlotkę, zabierała ich na spacery do parku, czytała bajki na dobranoc. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Mama po śmierci taty zamknęła się w sobie. Przestała odwiedzać nas nawet w święta. Kiedy urodził się mój syn Kuba, przyjechała tylko raz – na chrzciny. Siedziała wtedy sztywno przy stole, nie dotykając niemowlęcia nawet przez chwilę.
– Może babcia jest chora? – dopytywał Kuba, kiedy był młodszy. – Może nie lubi dzieci? – dodała Zosia, a ja czułam, jak serce mi pęka. Próbowałam tłumaczyć: „Babcia jest zmęczona, ma dużo na głowie”. Ale prawda była taka, że sama nie rozumiałam jej zachowania.
Z czasem zaczęłam czuć do mamy żal. Widziałam, jak inne babcie odbierają wnuki z przedszkola, jak pomagają swoim córkom i synom, jak są obecne na szkolnych przedstawieniach. Ja musiałam radzić sobie sama. Mój mąż Piotr pracował za granicą – wracał tylko na weekendy. Wszystko było na mojej głowie: dzieci, dom, praca w sklepie spożywczym. Często wieczorami płakałam z bezsilności.
Pewnego dnia, po wyjątkowo ciężkim tygodniu, usiadłam na łóżku i zaczęłam się modlić. Nie pamiętam nawet dokładnie słów – to była raczej rozmowa z Bogiem niż tradycyjna modlitwa. „Dlaczego ona mnie tak rani? Dlaczego nie chce być częścią naszego życia?”
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy. Chciałam spróbować jeszcze raz. – Mamo, może przyjedziesz w sobotę? Dzieci bardzo za tobą tęsknią.
– Nie mogę – odpowiedziała chłodno. – Mam swoje sprawy.
– Jakie sprawy są ważniejsze od rodziny? – wyrwało mi się.
Po drugiej stronie zapadła cisza. W końcu usłyszałam: – Nie rozumiesz mnie i nigdy nie zrozumiesz.
Rozłączyłam się i rozpłakałam. Byłam wściekła i zraniona. Przez kolejne dni chodziłam jak struta, nie miałam siły nawet się modlić. Dzieci pytały o babcię coraz rzadziej – chyba zaczęły się przyzwyczajać do jej nieobecności.
Któregoś wieczoru poszłam do kościoła na adorację. Usiadłam w ławce i patrzyłam na ołtarz. Wtedy przyszło mi do głowy jedno słowo: przebaczenie. Zrozumiałam, że trzymam w sobie gniew i żal, które mnie niszczą. Zaczęłam się modlić o siłę do przebaczenia mamie.
To nie stało się od razu. Każdego dnia powtarzałam krótką modlitwę: „Boże, pomóż mi wybaczyć”. Z czasem poczułam ulgę – jakby ktoś zdjął mi z ramion ciężki plecak.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie ciocia Basia, siostra mamy. – Wiesz, twoja mama bardzo cierpi po śmierci taty – powiedziała cicho. – Ona nie umie sobie poradzić z samotnością. Boję się o nią.
Zrozumiałam wtedy, że mama zamknęła się w swoim bólu i nie potrafi wyjść do ludzi – nawet do własnej rodziny. Może bała się bliskości? Może czuła się winna? Postanowiłam napisać do niej list.
„Mamo,
Wiem, że jest ci ciężko po odejściu taty. Chciałabym ci powiedzieć, że bardzo cię kocham i tęsknię za tobą. Dzieci też tęsknią. Jeśli kiedyś będziesz gotowa, czekamy na ciebie z otwartymi ramionami.”
Nie odpowiedziała od razu. Minęły dwa tygodnie ciszy. W końcu zadzwoniła.
– Przeczytałam twój list – powiedziała cicho. – Nie wiem, czy potrafię być dobrą babcią…
– Nikt nie jest idealny – odpowiedziałam drżącym głosem. – Wystarczy, że będziesz.
Zgodziła się przyjechać na obiad w niedzielę. Dzieci były podekscytowane, ja całą noc nie spałam ze stresu. Kiedy przyszła, wyglądała na zmieszaną i zagubioną. Zosia podbiegła do niej i mocno ją przytuliła.
Mama rozpłakała się po raz pierwszy od lat.
Od tamtej pory powoli odbudowujemy naszą relację. Mama nadal bywa zamknięta w sobie, ale coraz częściej dzwoni i pyta o dzieci. Czasem przychodzi na kawę albo zabiera Zosię na spacer.
Wiem już, że nie zmienię przeszłości ani jej charakteru. Ale dzięki modlitwie nauczyłam się przebaczać i kochać mimo wszystko.
Czasem zastanawiam się: ile rodzinnych konfliktów można by rozwiązać, gdybyśmy potrafili spojrzeć na siebie z większą empatią? Czy wy też macie takie doświadczenia z bliskimi? Jak sobie z nimi radzicie?