„Mama zadzwoniła, że przyjadą krewni”: Odmówiłam i rozłączyłam się. Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej tego nie zrobiłam

Dorastając w małej wiejskiej miejscowości w Polsce, Ela zawsze czuła się nie na miejscu. Nieskończone pola, przytłaczająca cisza nocy i ciągłe obowiązki związane z życiem na farmie były dla niej duszące. Jej duch tęsknił za czymś więcej, czymś pełnym życia, co mogło zaoferować tylko miasto. Dlatego dzień, w którym przeprowadziła się do Warszawy, był bez wątpienia najszczęśliwszym dniem jej życia.

Ela mieszkała teraz w Warszawie od około pięciu lat. Miała skromne mieszkanie na północnej stronie miasta i pracę w tętniącej życiem firmie marketingowej w centrum. Hałas, tłumy, nieskończona masa betonu i szkła ją ekscytowały. Uwielbiała, jak miasto było żywe o każdej porze, jak mogła znaleźć otwartą kawiarnię o 2 w nocy lub księgarnię tuż za rogiem, gdzie mogła zatracić się w powieściach o odległych miejscach.

Jej rodzina jednak nie rozumiała jej nowego życia. Jej matka, Barbara, szczególnie to trudno przyjmowała. Barbara kochała wieś, z jej rozległymi krajobrazami i spotkaniami społeczności. Często wyrażała swoje obawy o Elę mieszkającą samotnie w takim „zgiełkowym i chłodnym” środowisku.

Pewnego dnia, gdy Ela była w środku projektu w pracy, zadzwonił jej telefon. To była jej matka.

„Ela, kochanie, chciałam ci tylko powiedzieć, że twój wujek Krzysztof i ciocia Grażyna planują przyjechać, żeby cię odwiedzić w ten weekend,” powiedziała Barbara, jej głos był pełen ekscytacji.

Ela poczuła irytację. Nie widziała Krzysztofa ani Grażyny od lat. Byli mili, ale zawsze traktowali ją jak małą dziewczynkę, pytając, kiedy wróci do domu lub założy prawdziwą rodzinę. Ela miała również plany na ten weekend — nową wystawę sztuki, którą chciała zobaczyć i randkę z facetem, którego niedawno poznała w lokalnym klubie jazzowym.

„Mamo, w ten weekend nie mogę. Mam plany,” odpowiedziała Ela, starając się utrzymać spokojny głos.

„Ale to rodzina, Ela. Tęsknią za tobą,” nalegała Barbara.

„Wiem, mamo, ale naprawdę nie mogę. Może innym razem,” powiedziała Ela, czując mieszankę winy i frustracji.

Nastąpiła pauza w rozmowie. „Rozumiem. Dobrze, kochanie. Dam im znać.”

Ela rozłączyła się i próbowała skupić się na pracy, ale rozczarowany ton matki nie dawał jej spokoju. Kochała swoją rodzinę, ale kochała też swoje życie w mieście. To było życie, które wybrała, życie, które ją uszczęśliwiało, nawet jeśli jej rodzina tego nie rozumiała.

Nadszedł weekend, i Ela poszła na wystawę sztuki sama. Obrazy były piękne, jednak nie mogła pozbyć się uczucia samotności. W klubie jazzowym facet, z którym miała się spotkać, napisał w ostatniej chwili, że odwołuje. Spędziła wieczór słuchając muzyki, otoczona parami i grupami przyjaciół, czując się bardziej izolowana niż kiedykolwiek.

Gdy wracała do domu, miasto wydawało się chłodniejsze, mniej przyjazne. Drapacze chmur wydawały się wisieć nad nią, a dźwięki ruchu ulicznego były ostrzejsze niż zwykle. Po raz pierwszy od przeprowadzki Ela zastanawiała się, czy podjęła właściwą decyzję. Może jej matka miała rację. Może potrzebowała swojej rodziny bardziej, niż przyznawała.

Ale gdy dotarła do swojego mieszkania, zdała sobie sprawę, że to nadal jej droga. Mogła być samotna, mogła być trudna, ale była jej. Ela wiedziała, że czekają ją kolejne noce pełne wątpliwości i samotności. Ale wiedziała też, że będą dni pełne radości i triumfu. Takie właśnie jest życie w mieście — nieprzewidywalne, wymagające, ale ostatecznie satysfakcjonujące.