„Wątpię, że wiesz, jak ugotować porządny posiłek. Mój syn zasługuje na najlepsze,” powiedziała moja przyszła teściowa

Janek i ja spotykaliśmy się od prawie roku, kiedy w końcu zdecydował, że nadszedł czas, abym poznała jego matkę, panią Elżbietę Nowak. Zawsze mówił o niej z mieszanką podziwu i ostrożności, często wspominając o jej wysokich standardach i silnych opiniach. „Jest trochę trudna,” mówił, „ale ma dobre intencje.” Wzięłam sobie jego słowa do serca i przygotowałam się na to spotkanie.

W końcu nadszedł ten dzień i znalazłam się nerwowo stojąc przed wielkim, wiktoriańskim domem pani Nowak. Janek ścisnął moją dłoń uspokajająco, zanim zadzwonił do drzwi. Drzwi otworzyły się, ukazując wysoką, surowo wyglądającą kobietę o przenikliwych niebieskich oczach. „Musisz być Emilia,” powiedziała, jej głos pozbawiony ciepła. „Wejdź.”

Dom był nieskazitelny, każdy mebel idealnie ustawiony, każda powierzchnia lśniąca czystością. Było jasne, że pani Nowak bardzo dba o swój dom. Zaprowadziła nas do jadalni, gdzie czekał na nas wystawny posiłek. „Mam nadzieję, że lubisz pieczeń wołową,” powiedziała, patrząc na mnie krytycznie.

Kiedy usiedliśmy do jedzenia, pani Nowak nie traciła czasu na przepytywanie mnie o moje pochodzenie, pracę i rodzinę. Odpowiadałam na jej pytania tak grzecznie, jak tylko mogłam, starając się zrobić dobre wrażenie. Ale bez względu na to, co mówiłam, wydawała się niezadowolona.

Po obiedzie pani Nowak zasugerowała, abyśmy przeszli do salonu na kawę. Kiedy popijaliśmy nasze napoje, zwróciła się do mnie i zapytała: „Więc, Emilio, czy gotujesz?” Skinęłam głową z uśmiechem. „Tak, uwielbiam gotować. Często próbuję nowych przepisów i lubię przygotowywać posiłki dla Janka.”

Jej oczy zwęziły się. „Naprawdę? Co ugotowałaś dla niego w zeszłym tygodniu?” Zawahałam się na moment, zaskoczona pytaniem. „Zrobiłam kurczaka Alfredo i grzanki czosnkowe,” odpowiedziałam.

Pani Nowak prychnęła. „Kurczak Alfredo? To ledwie porządny posiłek. Mój syn zasługuje na coś lepszego.” Jej słowa zabolały, ale starałam się zachować spokój.

Janek interweniował, próbując rozluźnić atmosferę. „Mamo, Emilia jest świetną kucharką. Powinnaś spróbować jej lasagne; jest niesamowita.” Ale pani Nowak nie była przekonana. „Zobaczymy,” powiedziała chłodno.

Kilka tygodni później Janek poinformował mnie, że jego matka chce przyjść na kolację do mojego mieszkania. Uznałam to za okazję do udowodnienia swoich umiejętności i spędziłam godziny przygotowując trzydaniowy posiłek: sałatkę Cezar, polędwicę Wellington i suflet czekoladowy na deser.

Kiedy pani Nowak przybyła, obejrzała moje mieszkanie tym samym krytycznym okiem, którym patrzyła na mnie. „Jest… przytulne,” zauważyła, wyraźnie niezadowolona. Usiedliśmy do jedzenia i nerwowo obserwowałam jej pierwsze kęsy polędwicy Wellington.

Żuła powoli, a potem odłożyła widelec. „Jest przegotowane,” oznajmiła. Moje serce zatonęło. Postępowałam zgodnie z przepisem co do joty, ale wydawało się, że nic nie mogło jej zadowolić.

Reszta wieczoru była boleśnie niezręczna. Pani Nowak nadal znajdowała wady we wszystkim: sałatka była za słona, suflet za słodki. Kiedy wychodziła, byłam na skraju łez.

Janek próbował mnie pocieszyć, ale widziałam rozczarowanie w jego oczach. „Przepraszam,” powiedział cicho. „Myślałem, że pójdzie lepiej.”

Pomimo moich najlepszych starań sytuacja tylko się pogarszała. Dezaprobata pani Nowak wisiała nad naszym związkiem jak ciemna chmura. Ciągle krytykowała mnie przed Jankiem, kwestionując moją odpowiedniość jako jego partnerki.

W końcu napięcie stało się dla nas zbyt wielkie do zniesienia. Janek i ja oddaliliśmy się od siebie, nasza kiedyś silna więź osłabiona przez nieustanną negatywność jego matki. Rozstaliśmy się kilka miesięcy później.

Kiedy pakowałam swoje rzeczy i wyprowadzałam się z naszego wspólnego mieszkania, nie mogłam powstrzymać głębokiego poczucia porażki. Starałam się tak bardzo zdobyć aprobatę pani Nowak, ale ostatecznie to nie wystarczyło.