„Stara Panna! Czas na kota! Pociąg odjechał!” Moja katastrofalna randka

Miało to być tylko kolejne spotkanie z Krzysztofem, przynajmniej tak myślałam. Mieliśmy już za sobą cztery randki, każda wydawała się lepsza od poprzedniej. Nasza pierwsza randka odbyła się w uroczym małym kinie w centrum miasta, po czym poszliśmy na niezobowiązującą kolację do lokalnej pizzerii. Na naszej trzeciej randce Krzysztof zaskoczył mnie wyprawą na konie w parku, co było zarówno ekscytujące, jak i romantyczne. Naszą czwartą randkę spędziliśmy w przytulnej kawiarni, gdzie rozmawialiśmy przez godziny, tracąc poczucie czasu. Więc, kiedy Krzysztof zaproponował kolację w eleganckiej restauracji na naszą piątą randkę, byłam zarówno podekscytowana, jak i zdenerwowana.

Spędziłam godziny na przygotowaniach, wybierając idealną sukienkę i układając włosy. Chciałam, aby wszystko było doskonałe. Krzysztof odebrał mnie o 19:00 w punkt, wyglądając elegancko w garniturze i krawacie. Restauracja, którą wybrał, była elegancka i ekskluzywna, miejsce, do którego zawsze chciałam pójść, ale nigdy nie miałam okazji. Zostaliśmy usadzeni przy prywatnym stoliku z pięknym widokiem na światła miasta. Wieczór zaczął się cudownie, Krzysztof był uroczy, sprawiał, że śmiałam się i czułam się swobodnie.

Jednakże, w miarę upływu wieczoru, sytuacja zaczęła się pogarszać. Zamówiliśmy posiłki, a podczas oczekiwania na jedzenie, telefon Krzysztofa ciągle wibrował. Na początku próbował go ignorować, ale ciągłe przerwy wyraźnie go irytowały. W końcu wybrał się na rozmowę na zewnątrz. Siedziałam tam sama, czując mieszankę zamieszania i zażenowania, gdy minuty zamieniały się w coś, co wydawało się godzinami.

Gdy Krzysztof w końcu wrócił, był wyraźnie zdenerwowany, ale nie chciał mi powiedzieć, co się stało. Zjedliśmy nasz posiłek w ciszy, wcześniejsze ciepło i śmiech zastąpione zostały zimnym napięciem. Próbowałam nawiązać rozmowę, ale Krzysztof był zdystansowany, jego myśli były gdzie indziej. Romantyczny wieczór, który sobie wyobrażałam, rozpadał się na moich oczach.

Po kolacji Krzysztof odwiózł mnie do domu w ciszy. Gdy przyjechaliśmy, wymamrotał szybkie przeprosiny, mówiąc, że ma dużo na głowie i potrzebuje trochę czasu sam na sam. Wysiadłam z samochodu, czując mieszankę rozczarowania i ulgi, że noc się skończyła. Obserwowałam, jak odjeżdża, z uczuciem opadania w żołądku.

Weszłam do środka, czując się pokonana i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd. Czy to coś, co powiedziałam? Czy zrobiłam coś, co go zdenerwowało? Pytania krążyły w mojej głowie, ale nie przychodziły żadne odpowiedzi. Usiadłam na kanapie, wpatrując się w telefon, pół spodziewając się, pół obawiając się wiadomości od Krzysztofa. Ale telefon milczał.

Dni zamieniły się w tygodnie, a ja nigdy więcej nie usłyszałam od Krzysztofa. Zniknięcie bolało bardziej niż niezręczna kolacja. Przypominałam sobie nasze randki, próbując wskazać moment, kiedy bajka zaczęła się rozpadać. Ale nie przyszła żadna jasność, tylko uświadomienie, że czasami, niezależnie od tego, jak bardzo tego chcemy, rzeczy po prostu się nie układają.

Więc, oto jestem, rozważając żartobliwy radę mojego przyjaciela: „Stara Panna! Czas na kota! Pociąg odjechał!” Może to wcale nie jest taki zły pomysł. Przynajmniej kot nie zostawi mnie samej w eleganckiej restauracji ani nie odjedzie bez słowa.