„Moi teściowie mają wszystko, a my nie mamy nic” – Prawdziwa historia o rodzinnych konfliktach i marzeniu o własnym domu

– Michał, nie rozumiesz! – krzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Twoi rodzice mają dwa mieszkania w centrum Warszawy, a my dusimy się w tej klitce na Pradze. Nawet nie zapytali, czy nam pomóc!

Michał odwrócił wzrok, bawiąc się nerwowo obrączką. – Ola, ile razy mam ci powtarzać? Oni uważają, że powinniśmy sobie radzić sami. Tak mnie wychowali. Nie chcę ich prosić.

– Ale przecież to nie jest prośba o luksusy! Chcemy tylko zacząć normalne życie. Własny kąt, trochę spokoju…

Zamilkłam, bo wiedziałam, że znowu dojdziemy do ściany. Michał był lojalny wobec rodziców, nawet jeśli ich chłód bolał go równie mocno jak mnie. Od miesięcy żyliśmy w napięciu – ja, on i nasza dwuletnia córeczka Zosia w jednym pokoju, gdzie łóżeczko stało tuż przy kuchence gazowej.

Każdego ranka budziłam się z poczuciem winy i bezsilności. Pracowałam w przedszkolu na pół etatu, Michał był informatykiem na umowie-zlecenie. Ledwo starczało nam na czynsz i rachunki. O własnym mieszkaniu mogliśmy tylko marzyć.

Wszystko zmieniło się w zeszłym tygodniu, kiedy teściowa zadzwoniła z zaproszeniem na niedzielny obiad. Już w drzwiach czułam zapach świeżo pieczonego chleba i widziałam błyszczące podłogi ich przestronnego apartamentu.

– Ola, Michał, jak dobrze was widzieć! – uśmiechnęła się pani Teresa, podając mi filiżankę kawy. – Zosieńka, chodź do babci!

Zosia pobiegła do niej z radością, a ja poczułam ukłucie zazdrości. Dlaczego dla niej mają tyle czułości, a dla nas tylko chłodne rady?

Przy stole rozmowa zeszła na temat mieszkań.

– Wiecie, znajomi sprzedają kawalerkę na Mokotowie – rzuciła Teresa mimochodem. – Ale ceny teraz takie wysokie…

– My też szukamy czegoś dla siebie – powiedziałam cicho. – Ale to chyba nierealne przy naszych zarobkach.

Teść spojrzał na mnie spod okularów. – Ola, młodzi muszą się nauczyć oszczędzać i ciężko pracować. My z Teresą zaczynaliśmy od zera. Nikt nam nie pomagał.

Poczułam, jak Michał ściska moją dłoń pod stołem. Wiedziałam, że cierpi równie mocno jak ja.

Po powrocie do domu wybuchłam.

– Czy oni naprawdę nie widzą, że czasy się zmieniły? Że bez wsparcia rodziny nie mamy szans na własne mieszkanie? Przecież mają tyle pieniędzy!

Michał milczał długo. W końcu powiedział:

– Może po prostu nie chcą się angażować. Może boją się, że będziemy od nich zależni.

– Ale przecież już jesteśmy zależni! Bez ich pomocy nigdy nie wyjdziemy z tego wynajmu!

Czułam się upokorzona. W pracy koleżanki opowiadały o prezentach od rodziców – mieszkaniach na start, pożyczkach bez odsetek. A ja? Ja miałam tylko wieczne poczucie winy i żal.

Zosia zaczęła płakać w nocy. Przebudziłam się i zobaczyłam ją skuloną w kącie łóżeczka.

– Mamusiu, boję się…

Przytuliłam ją mocno. Obiecałam sobie wtedy, że zrobię wszystko, by dać jej lepsze życie.

Następnego dnia zadzwoniłam do mojej mamy.

– Mamo, czy moglibyśmy na jakiś czas zamieszkać u was? Może uda nam się coś odłożyć…

Mama zawahała się.

– Olu, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Ale wiesz też, że mam tylko dwa pokoje…

Zrozumiałam wtedy, że nie mogę liczyć na cud. Muszę walczyć sama.

Wieczorem usiedliśmy z Michałem przy stole.

– Michał, musimy coś zmienić. Może wyjedziemy za granicę? Albo spróbujemy dostać kredyt?

Spojrzał na mnie smutno.

– Nie chcę wyjeżdżać. To mój dom…

– Ale czy to jeszcze nasz dom? – zapytałam cicho.

W kolejnych tygodniach nasze rozmowy coraz częściej kończyły się kłótniami. Michał zamykał się w sobie, ja coraz częściej płakałam po nocach. Zosia zaczęła rysować domki z wielkimi oknami i ogrodem.

Pewnego dnia zadzwoniła teściowa.

– Olu, czy możecie przyjechać? Chciałabym porozmawiać.

Pojechaliśmy pełni nadziei i lęku. Teresa siedziała przy stole z poważną miną.

– Zastanawialiśmy się z ojcem… Możemy wam pożyczyć trochę pieniędzy na wkład własny do kredytu. Ale musicie obiecać, że to nie zmieni naszych relacji.

Poczułam ulgę i jednocześnie… rozczarowanie. Czy naprawdę musieliśmy tyle przejść, żeby usłyszeć choć cień wsparcia?

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Michał przytulił mnie mocno.

– Przepraszam cię za wszystko…

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam przez okno na szare bloki i zastanawiałam się: czy pieniądze naprawdę mogą naprawić to wszystko, co popsuły lata milczenia i dumy?

Czasem myślę: czy rodzina to tylko więzy krwi i wspólne zdjęcia na święta? Czy może coś więcej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?