Najlepsza przyjaciółka poślubiła mojego byłego – a potem odkryła jego prawdziwe zamiary

– Naprawdę zamierzasz to zrobić? – głos Marty drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, tej samej, w której kiedyś razem gotowałyśmy makaron i śmiałyśmy się do łez. Teraz między nami wisiała cisza cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.

Wszystko zaczęło się pięć lat temu. Paweł był moją pierwszą wielką miłością. Poznaliśmy się na studiach w Warszawie – on studiował architekturę, ja psychologię. Byliśmy nierozłączni przez trzy lata, aż pewnego dnia wszystko się rozpadło. Nie będę udawać, że nie bolało. Paweł odszedł ode mnie nagle, bez wyjaśnień, zostawiając tylko krótką wiadomość: „Przepraszam, nie potrafię już tak dalej.”

Marta była wtedy moim wsparciem. Przychodziła do mnie z czekoladą i winem, słuchała moich żali i przeklinała Pawła razem ze mną. Byłyśmy jak siostry – przynajmniej tak mi się wydawało. Dlatego kiedy pół roku później powiedziała mi, że spotyka się z kimś nowym, nie podejrzewałam niczego złego. Dopiero po kilku tygodniach wyznała mi prawdę: „To Paweł. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale zakochałam się.”

Pamiętam tamten wieczór jak przez mgłę. Siedziałam na łóżku, ściskając telefon w dłoni. Czułam się zdradzona przez dwie najbliższe osoby. Przez kilka miesięcy unikałam ich obojga, próbując poukładać sobie życie na nowo. W końcu pogodziłam się z tym, że ich uczucie jest prawdziwe – przynajmniej tak mi się wydawało.

Minęły lata. Marta i Paweł pobrali się w małym kościele na Mokotowie. Nie byłam na ślubie – nie potrafiłam patrzeć, jak moja najlepsza przyjaciółka wychodzi za mojego byłego chłopaka. Z czasem nasze kontakty stały się sporadyczne. Marta pisała do mnie od czasu do czasu, wysyłała zdjęcia z wakacji, pytała o moje życie. Ja udawałam, że wszystko jest w porządku.

Aż do tamtego dnia, kiedy Paweł zadzwonił do mnie niespodziewanie.

– Cześć, Aniu. Musimy porozmawiać – jego głos był cichy i napięty.

Nie chciałam się z nim spotykać. Przez chwilę rozważałam, czy nie zignorować tej prośby, ale ciekawość zwyciężyła. Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko mojego mieszkania. Paweł wyglądał na zmęczonego i przybitego.

– Nie jestem szczęśliwy z Martą – powiedział bez ogródek. – Zrozumiałem, że nigdy nie przestałem cię kochać.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę go uderzyć albo wylać mu kawę na głowę. Jak śmiał? Po tylu latach wracać do mnie z takim wyznaniem?

– Myślisz, że możesz tak po prostu wrócić? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.

– Wiem, że to skomplikowane… Ale jeśli ty też coś jeszcze czujesz… – spojrzał na mnie błagalnie.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo Pawła. Czy naprawdę coś jeszcze do niego czuję? Czy to tylko nostalgia za dawnymi czasami?

Kilka dni później zadzwoniła Marta.

– Musimy się spotkać – powiedziała krótko.

Spotkałyśmy się w mojej kuchni. Marta była blada i wyraźnie zdenerwowana.

– Wiem o wszystkim – zaczęła bez ogródek. – Paweł powiedział mi prawdę.

Zapanowała cisza. Czułam się jak winna czegoś strasznego, choć przecież to nie ja zaczęłam tę grę.

– Nie wiem, co mam robić – głos jej drżał. – On mówi, że cię kocha… A ja? Ja przez te wszystkie lata próbowałam być dla niego wszystkim, a on cały czas tęsknił za tobą!

Patrzyłam na nią i widziałam w jej oczach ten sam ból, który kiedyś czułam ja sama. Chciałam ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze – ale wiedziałam, że to nieprawda.

– Marta… Ja nie chcę go z powrotem – powiedziałam cicho. – To już przeszłość.

– Ale czy naprawdę? – zapytała z goryczą. – Boję się, że zawsze będziesz dla niego ważniejsza ode mnie.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez kolejne dni unikałam kontaktu z obojgiem. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec przyjaciółki a dawnym uczuciem do Pawła.

W końcu Paweł pojawił się pod moimi drzwiami.

– Aniu… Proszę cię… Daj mi szansę – patrzył na mnie z nadzieją.

– Nie mogę – odpowiedziałam stanowczo. – Nie chcę być powodem czyjegoś nieszczęścia. Ani twojego, ani Marty.

Zamknęłam drzwi przed jego nosem i długo płakałam. Wiedziałam jednak, że postąpiłam słusznie.

Dziś minął już rok od tamtych wydarzeń. Marta wyjechała do Gdańska i zaczyna nowe życie bez Pawła. Ja też próbuję poukładać swoje sprawy na nowo. Czasem zastanawiam się, czy można naprawdę wybaczyć zdradę – i czy lojalność wobec innych zawsze musi oznaczać rezygnację z własnego szczęścia?

Czy można odbudować przyjaźń po takim rozczarowaniu? A może są rany, które nigdy się nie goją?