Suknia, której nie założyłam – opowieść o przyjaźni, zdradzie i przebaczeniu
— Czy masz coś przeciwko, jeśli przymierzę twoją suknię ślubną? Przecież i tak już jej nie potrzebujesz — zaśmiała się Marta, a jej głos odbił się echem od pustych ścian mojego mieszkania. Przez chwilę nie wiedziałam, czy dobrze słyszę. Stała w progu mojej sypialni, z tym swoim charakterystycznym uśmiechem, który zawsze zwiastował kłopoty albo głupie żarty. Ale tym razem nie było mi do śmiechu.
Patrzyłam na nią, próbując zrozumieć, czy to tylko kolejny z jej niewinnych żartów, czy może coś więcej. Suknia wisiała w szafie od kilku miesięcy, biała, delikatna, z koronkowymi rękawami i długim trenem. Miała być symbolem nowego początku, a stała się pamiątką po czymś, co nigdy się nie wydarzyło.
— Nie masz nic przeciwko, żebym włożyła twoją suknię ślubną? I tak już ci się nie przyda — powtórzyła Marta, tym razem ciszej, jakby wyczuwając moje napięcie.
— Nie wiem… — odpowiedziałam niepewnie. — To trochę dziwne…
— Dziwne? — uniosła brwi. — Przecież sama mówiłaś, że chcesz się jej pozbyć. A ja właśnie szukam czegoś wyjątkowego na swój ślub. Może to znak?
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Jeszcze niedawno planowałam własny ślub z Piotrem. Wszystko było gotowe: sala, orkiestra, zaproszenia… I ta suknia. Tylko on nagle stwierdził, że nie jest gotowy. Zostawił mnie z pustką i mnóstwem pytań bez odpowiedzi.
Marta była wtedy przy mnie. Pocieszała mnie, przynosiła lody i wino, słuchała moich żali do późna w nocy. Ale od jakiegoś czasu czułam, że coś się zmieniło. Była bardziej zamknięta w sobie, unikała rozmów o Piotrze i coraz częściej znikała bez słowa.
Teraz stała przede mną i prosiła o coś, co wydawało mi się niemożliwe do zaakceptowania. Moja suknia ślubna na jej ciele? Czy to nie przesada?
— Marta… — zaczęłam ostrożnie. — To dla mnie trudne. Ta suknia…
— Wiem — przerwała mi. — Ale pomyśl, może to pomoże ci zamknąć ten rozdział? Oddasz ją komuś bliskiemu i pójdziesz dalej.
W jej oczach zobaczyłam coś dziwnego — mieszankę współczucia i… winy? Przez chwilę miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale zaraz odwróciła wzrok.
— Dobrze — powiedziałam w końcu cicho. — Przymierz ją.
Marta uśmiechnęła się szeroko i niemal pobiegła do szafy. Wyjęła suknię z pokrowca i przez chwilę gładziła materiał opuszkami palców.
— Myślę, że to właśnie to. Najlepsze z wszystkich, które przymierzałaś — powiedziała Kornelia, która przyszła razem z Martą i teraz patrzyła na nią krytycznie.
— Ma pani rację, suknia idealnie do pani pasuje — dodała ekspedientka z salonu sukien ślubnych, do którego poszłyśmy kilka miesięcy wcześniej. Teraz jej głos brzmiał tylko w mojej pamięci.
Marta założyła suknię i spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała pięknie — tego nie mogłam jej odmówić. Ale w moim sercu coś pękło. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.
— Jak wyglądam? — zapytała Marta, obracając się powoli.
— Pięknie — odpowiedziałam automatycznie.
Przez chwilę panowała cisza. Kornelia patrzyła na mnie z troską, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak.
— Wiesz… — zaczęła Marta niepewnie. — Chciałam ci coś powiedzieć.
Spojrzałam na nią pytająco.
— Piotr… On… — zawahała się. — Spotykamy się od jakiegoś czasu.
Zamarłam. Słowa zawisły w powietrzu jak ciężka mgła. Nie mogłam oddychać.
— Co? — wyszeptałam.
— Przepraszam — powiedziała szybko Marta. — Nie planowałam tego. Po prostu… Tak wyszło. Byłam przy nim po waszym rozstaniu i…
Nie słyszałam już reszty jej słów. W głowie dudniło mi tylko jedno: moja najlepsza przyjaciółka i mój były narzeczony. Razem.
Wstałam powoli z łóżka i podeszłam do okna. Za szybą padał deszcz. Krople spływały po szybie jak łzy po moich policzkach.
— Dlaczego mi to robisz? — zapytałam cicho.
— Nie chciałam cię zranić… — szepnęła Marta.
— Ale zraniłaś — odpowiedziałam twardo.
Kornelia milczała. Atmosfera była gęsta od niewypowiedzianych słów i żalu.
Marta zdjęła suknię i oddała mi ją bez słowa. Wyszła z mieszkania, zostawiając mnie samą z moimi myślami i bólem.
Przez kolejne dni nie mogłam spać ani jeść. Próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt naiwna? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały?
Piotr zadzwonił do mnie tydzień później. Chciał się spotkać i porozmawiać. Odmówiłam. Nie byłam gotowa na kolejne rany.
Marta próbowała się ze mną kontaktować, pisała wiadomości, dzwoniła po nocach. Przepraszała, tłumaczyła się, prosiła o wybaczenie. Ale ja nie potrafiłam jej wybaczyć.
Minęły miesiące zanim zaczęłam powoli wracać do siebie. Suknia ślubna wisiała nadal w szafie, ale już nie budziła we mnie takiego bólu jak wcześniej. Stała się symbolem czegoś więcej niż tylko niespełnionych marzeń – była przypomnieniem o sile przebaczenia i o tym, że czasem trzeba pozwolić odejść tym, którzy nas skrzywdzili.
Dziś patrzę na tamte wydarzenia inaczej. Wiem już, że nie wszystko w życiu da się przewidzieć ani zaplanować. Czasem los rzuca nam pod nogi kłody tylko po to, żebyśmy nauczyli się je omijać albo budować z nich coś nowego.
Czy potrafiłabym dziś wybaczyć Marcie? Czy gdyby poprosiła mnie jeszcze raz o przymierzenie tej sukni – zgodziłabym się bez żalu? Może właśnie na tym polega dorosłość: na umiejętności puszczenia przeszłości wolno i daniu sobie szansy na nowe szczęście.