Babcia, która kochała się chwalić: „Wnuczka? Znam ją najlepiej!” – A ja czułam się dla niej tylko trofeum
– Widzisz, Marysiu, twoja babcia to była kiedyś najlepsza kucharka w całym zakładzie! – Babcia Halina znowu zaczęła swoją opowieść, a ja, siedząc przy stole, czułam jakby ktoś nakładał mi na ramiona ciężki płaszcz. Mama przewróciła oczami, a tata schował twarz za gazetą. – A twoja wnuczka? – zapytała ciocia Jola z przekąsem. – Najlepsza w klasie! Zawsze pierwsza! – Babcia nawet nie spojrzała na mnie, tylko patrzyła dumnie na wszystkich wokół.
Miałam wtedy dwanaście lat i nie byłam najlepsza w klasie. Ba, miałam tróję z matematyki i panicznie bałam się wystąpień publicznych. Ale babcia nigdy mnie o to nie pytała. Dla niej liczyło się tylko to, co mogła powiedzieć innym. Byłam jej wizytówką, powodem do dumy, trofeum, którym mogła się pochwalić na każdej rodzinnej imprezie.
Pamiętam, jak raz próbowałam jej powiedzieć, że nie chcę chodzić na konkurs recytatorski. – Babciu, ja się boję… – zaczęłam nieśmiało. – Co ty opowiadasz! Ty masz taki talent! – przerwała mi od razu. – Ja w twoim wieku to już śpiewałam solo na akademiach! Ty też dasz radę. I pamiętaj, żeby ładnie się uśmiechać, bo wszyscy będą patrzeć.
Czułam wtedy, jakby moje uczucia były nieważne. Jakby nie liczyło się to, co naprawdę myślę czy czuję. Liczyło się tylko to, jak wyglądam w oczach innych i jak bardzo babcia może być ze mnie dumna. Z czasem zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. Wolałam zamknąć się w swoim pokoju i słuchać muzyki niż słuchać kolejnych opowieści babci o tym, jaka jestem wspaniała.
Najgorsze były święta. Cała rodzina zjeżdżała się do nas, a babcia rozstawiała się w kuchni jak królowa. – Tylko ja potrafię zrobić taki sernik! – wołała głośno, a mama zaciskała usta. – Marysia pomagała mi przy cieście! – dodawała, choć tak naprawdę tylko podałam jej miskę z cukrem.
Pewnego dnia, gdy miałam już szesnaście lat i coraz bardziej czułam się obca w tej rodzinie, usłyszałam rozmowę mamy z babcią. Stałam za drzwiami kuchni i słyszałam każde słowo.
– Halina, może byś zapytała Marysię, co ona naprawdę lubi? – mówiła mama cicho. – Przecież ona cię unika…
– Co ty opowiadasz? Przecież jestem najlepszą babcią! Ona jest ze mnie dumna! – Babcia była oburzona.
– Ona jest samotna… Nie widzisz tego? – Mama prawie szeptała.
– Wymyślasz! Wszystko jest dobrze! – Babcia zakończyła rozmowę i wyszła z kuchni z podniesioną głową.
Tamtego wieczoru długo płakałam w poduszkę. Chciałam mieć babcię, która mnie przytuli i zapyta: „Jak się czujesz?”. Która wysłucha moich problemów i nie będzie mnie porównywać do siebie sprzed lat. Ale moja babcia żyła przeszłością i własną legendą.
Z czasem zaczęłam coraz bardziej oddalać się od rodziny. W liceum znalazłam przyjaciółkę, Kasię, której mama była zupełnie inna niż moja babcia. Często zapraszały mnie na obiady i tam po raz pierwszy poczułam się wysłuchana. Kasia opowiadała o swoich lękach i marzeniach, a jej mama słuchała z uwagą i zadawała pytania. Zazdrościłam jej tej relacji.
Kiedy miałam osiemnaście lat i wybierałam studia, babcia oczywiście wszystkim opowiadała, że pójdę na medycynę. – Marysia będzie lekarzem! Tak jak zawsze chciałam! – mówiła z dumą na każdej rodzinnej imprezie. A ja chciałam studiować filologię polską i pisać książki.
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam jej prawdę.
– Babciu… Ja nie chcę być lekarzem. Chcę pisać.
Babcia spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Co ty wygadujesz? Przecież zawsze mówiłaś, że chcesz pomagać ludziom!
– To ty mówiłaś… Ja nigdy tego nie powiedziałam.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Babcia patrzyła na mnie jak na kogoś obcego.
– Zawiedziesz mnie…
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.
Wyprowadziłam się na studia do Krakowa i przez długi czas nie rozmawiałyśmy z babcią. Mama próbowała nas pogodzić, ale ja nie potrafiłam wybaczyć jej tego, że nigdy nie chciała mnie poznać naprawdę.
Dopiero gdy zachorowała i trafiła do szpitala, pojechałam ją odwiedzić. Leżała blada i słaba na łóżku, a jej duma gdzieś zniknęła.
– Marysiu… – wyszeptała cicho. – Przepraszam…
Nie wiedziałam wtedy jeszcze, czy potrafię jej wybaczyć. Ale usiadłam przy niej i po raz pierwszy opowiedziałam jej o sobie: o swoich lękach, marzeniach i tym, jak bardzo brakowało mi prawdziwej babci.
Dziś wiem jedno: czasem najtrudniej jest zobaczyć drugiego człowieka naprawdę. Czy można kochać kogoś tylko za to, kim chciałoby się go widzieć? Czy można być dumnym z kogoś, kogo się wcale nie zna?