Babcia Opiekunka: Dlaczego Moja Mama Woli Dzieci Obcych Niż Wnuki?

– Mamo, czy możesz dziś odebrać Olka z przedszkola? – pytam, trzymając telefon tak mocno, że aż bieleją mi knykcie. W tle słychać śmiech dzieci, gwar ulicy i znajomy głos mojej mamy, który od lat kojarzy mi się z ciepłem i bezpieczeństwem.

– Nie mogę, Aniu. Dziś mam już umówioną opiekę u państwa Nowaków. Wiesz przecież, że to moja praca – odpowiada spokojnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Zamieram. Praca? Przecież jest na emeryturze. Przecież to jej wnuk. Mój syn. Chciałabym krzyknąć: „Dlaczego obce dzieci są ważniejsze od twojej rodziny?” Ale milczę. Zamiast tego czuję, jak narasta we mnie żal i bezsilność.

Moja mama, Barbara, całe życie przepracowała w żłobku na warszawskim Mokotowie. Była legendą wśród rodziców – cierpliwa, czuła, zawsze gotowa pomóc. Po przejściu na emeryturę nie potrafiła usiedzieć w domu. Znalazła ogłoszenie: „Szukamy niani do dwójki dzieci”. Zgłosiła się i od tamtej pory codziennie rano wychodzi do pracy, jakby nigdy nie przestała być potrzebna.

Tylko że dla mnie i moich dzieci nie ma czasu.

Pamiętam pierwszy raz, gdy poprosiłam ją o pomoc. Byłam wtedy w ósmym miesiącu ciąży z Zosią, a Olek miał trzy lata i zapalenie ucha. Mój mąż, Tomek, pracował wtedy na zmiany w magazynie. Ja ledwo chodziłam, a mama powiedziała:

– Aniu, nie mogę. Mam już zobowiązania wobec państwa Kowalskich.

Wtedy po raz pierwszy poczułam się jak ktoś obcy. Jakbyśmy byli tylko kolejnym punktem na jej liście obowiązków – ale bez wynagrodzenia.

Z czasem zaczęłam zauważać coraz więcej takich sytuacji. Mama z radością opowiadała o postępach małego Jasia, którego uczyła wiązać buty, o rysunkach Hani, które wieszała na lodówce u Nowaków. Gdy pytałam ją o Olka czy Zosię, wzruszała ramionami:

– Przecież widujemy się w weekendy.

Ale te weekendy były krótkie, przelotne. Dzieci biegały po mieszkaniu, a mama siedziała z boku, zmęczona po całym tygodniu pracy.

Pewnego dnia nie wytrzymałam.

– Mamo, dlaczego nie chcesz nam pomóc? Przecież jesteśmy twoją rodziną! – wybuchłam przy niedzielnym obiedzie.

Mama spojrzała na mnie zaskoczona.

– Aniu, przecież pomagam! Ale muszę mieć też swoje życie. Praca daje mi poczucie wartości. Poza tym… – zawahała się – opieka nad wnukami to nie to samo co praca z obcymi dziećmi.

– Dlaczego? – zapytałam cicho.

– Bo przy wnukach czuję presję. Boję się, że coś zrobię źle i będziesz miała do mnie pretensje. A u innych ludzi jestem tylko nianią – mogę być sobą.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy naprawdę jestem aż tak wymagająca? Czy to ja sprawiłam, że mama boi się być babcią?

Od tamtej pory nasze relacje stały się chłodniejsze. Dzieci coraz rzadziej pytały o babcię. Ja coraz częściej czułam się samotna w codziennych zmaganiach: praca na dwa etaty, dom, dzieci, wieczne zmęczenie.

Czasem słyszałam od znajomych: „Masz dobrze, twoja mama zna się na dzieciach!” Uśmiechałam się wtedy gorzko. Tak, zna się – ale nie na swoich wnukach.

Najgorsze były święta. Mama przychodziła zmęczona po całym tygodniu opieki nad cudzymi dziećmi. Siadała przy stole i zasypiała nad barszczem. Olek próbował pokazać jej nową zabawkę, Zosia ciągnęła ją za rękaw:

– Babciu, pobaw się ze mną!

A ona tylko głaskała je po głowie i mówiła:

– Babcia musi odpocząć.

W końcu zaczęłam się zastanawiać: może powinnam jej płacić? Może wtedy poczułaby się zobowiązana? Ale przecież to absurdalne! To moja mama!

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka:

– Aniu, widziałam twoją mamę z jakimś chłopczykiem na placu zabaw. Tak pięknie się z nim bawiła! Myślałam, że to Olek…

Zacisnęłam zęby. To nie był Olek.

Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole.

– Może powinniśmy pogodzić się z tym, że twoja mama już taka jest – powiedział cicho. – Może potrzebuje tej pracy bardziej niż bycia babcią.

Ale ja nie potrafię pogodzić się z myślą, że moje dzieci są dla niej mniej ważne niż obce maluchy.

Kilka tygodni później Olek zachorował na ospę. Musiałam zostać w domu na zwolnieniu lekarskim. Mama nawet nie zadzwoniła zapytać, czy potrzebuję pomocy.

Wtedy coś we mnie pękło.

Napisałam jej długiego SMS-a:

„Mamo, bardzo cię kocham i doceniam wszystko, co zrobiłaś dla mnie przez całe życie. Ale boli mnie to, że nie chcesz być częścią życia swoich wnuków tak jak innych dzieci. Chciałabym zrozumieć dlaczego.”

Odpisała krótko:

„Aniu, ja też cię kocham. Ale muszę dbać o siebie. Praca daje mi sens i niezależność. Nie chcę być tylko babcią od siedzenia z dziećmi. Proszę, spróbuj mnie zrozumieć.”

Nie wiem, czy kiedykolwiek pogodzę się z wyborem mojej mamy. Może kiedyś moje dzieci same zapytają ją: „Babciu, dlaczego nas nie chcesz?” Może wtedy odpowie im szczerze.

Czasem patrzę na inne rodziny i zazdroszczę im tej zwyczajnej bliskości między pokoleniami. U nas zawsze jest jakiś mur – niewidzialny, ale nie do przejścia.

Czy można kochać rodzinę i jednocześnie stawiać ją na drugim miejscu? Czy to ja jestem zbyt wymagająca… czy ona po prostu nie potrafi być babcią taką, jakiej potrzebuję?

Czy ktoś z was też czuje ten żal i pustkę? Jak sobie z tym radzicie?