Była narzeczona mojego chłopaka próbowała nas rozdzielić: Jak przetrwaliśmy burzę i odnaleźliśmy siebie na nowo
– Znowu dzwoniła. – Głos Pawła drżał, kiedy wszedł do kuchni. Stałam przy zlewie, zmywając kubki po śniadaniu. – Powiedziała, że nie pozwoli mi zabrać Oli na weekend, jeśli będziesz w domu.
Zamarłam. To był już trzeci raz w tym miesiącu. Marta, jego była narzeczona, zawsze znajdowała sposób, by uprzykrzyć nam życie. Najczęściej wykorzystywała do tego ich sześcioletnią córkę. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, czułam się jak intruz w ich rodzinnej układance.
Poznałam Pawła przez mojego brata, Michała. Wynajmował mu mieszkanie na Pradze. Pewnego dnia Michał poprosił mnie, żebym odebrała czynsz, bo sam utknął w pracy. Paweł otworzył drzwi w dresie i z rozczochranymi włosami. Zaczęliśmy rozmawiać o książkach, bo zauważyłam na półce „Lalkę” Prusa. Okazało się, że oboje kochamy stare polskie filmy i spacery po Starym Mieście.
Zanim się obejrzałam, spotykaliśmy się codziennie. Było lekko, śmiesznie, jakbyśmy znali się od lat. Ale już po miesiącu pojawiły się pierwsze cienie.
– Nie rozumiesz – mówił Paweł pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy na ławce pod blokiem. – Marta nie może pogodzić się z tym, że to koniec. A Oli… ona jest jeszcze za mała, żeby to wszystko zrozumieć.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Ale nie spodziewałam się, że Marta posunie się tak daleko.
Pewnego dnia dostałam wiadomość na Messengerze od nieznajomej: „Wiem, kim jesteś. Lepiej zostaw Pawła w spokoju. On zawsze będzie należał do mnie.”
Serce mi zamarło. Pokazałam Pawłowi screena.
– To jej styl – westchnął ciężko. – Przepraszam cię za to wszystko.
Ale przeprosiny nie wystarczały. Zaczęły się telefony o dziwnych porach, plotki rozpuszczane wśród znajomych i rodziny. Moja mama usłyszała od sąsiadki, że „wplątałam się w romans z rozwodnikiem”. Tata patrzył na mnie z wyrzutem przy niedzielnym obiedzie.
– Myślałem, że jesteś rozsądniejsza – powiedział cicho.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Paweł próbował mnie chronić, ale sam był rozdarty między mną a córką.
Najgorsze były weekendy. Kiedy Ola miała do nas przyjechać, Marta nagle „przypominała sobie”, że dziecko jest chore albo ma ważne zajęcia dodatkowe. Paweł cierpiał, a ja czułam się winna za coś, na co nie miałam wpływu.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Pawła z Martą przez telefon:
– Nie możesz mi zabraniać widywać córki! – krzyczał Paweł.
– To ty wybrałeś nową dziewczynę zamiast rodziny! – syczała Marta.
– To nieprawda! Ty odeszłaś pierwsza!
– Ale to ja mam Olę! I jeśli ona będzie cierpieć przez twoją nową panią… zobaczysz!
Po tej rozmowie Paweł długo siedział na balkonie z papierosem. Wyszedłam do niego.
– Może powinniśmy dać sobie spokój? – szepnęłam przez łzy.
Spojrzał na mnie z bólem.
– Nie chcę cię stracić. Ale nie wiem już, jak to wszystko pogodzić.
Przez kilka dni unikaliśmy się nawzajem. W pracy byłam rozkojarzona, szef zwrócił mi uwagę na błędy w raportach. W nocy nie mogłam spać.
W końcu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Kasi.
– Musisz walczyć o siebie – powiedziała stanowczo. – Jeśli kochasz Pawła, nie pozwól tej kobiecie rządzić twoim życiem.
Zebrałam się w sobie i napisałam do Marty:
„Nie chcę zabierać ci córki ani niszczyć twojej rodziny. Chcę tylko być szczęśliwa z Pawłem i pomóc mu być dobrym ojcem dla Oli.”
Nie odpisała. Ale coś się zmieniło.
Tydzień później Ola przyjechała do nas na cały weekend. Była nieśmiała, ale po kilku godzinach zaczęłyśmy razem rysować i piec muffinki. Paweł patrzył na nas z niedowierzaniem i łzami w oczach.
Wieczorem Ola zapytała:
– Ciociu Aniu, będziesz moją koleżanką?
Poczułam ciepło w sercu i pierwszy raz od miesięcy nadzieję.
Marta nie przestała być trudna. Nadal zdarzały się awantury przez telefon i pasywno-agresywne wiadomości. Ale powoli nauczyliśmy się stawiać granice i rozmawiać ze sobą szczerze.
Najtrudniejszy był moment, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Bałam się powiedzieć Pawłowi – czy udźwignie kolejne dziecko? Czy Marta nie wykorzysta tego przeciwko nam?
Kiedy mu powiedziałam, objął mnie mocno i płakał ze szczęścia.
– Damy radę – wyszeptał.
Dziś jesteśmy rodziną patchworkową. Nie jest idealnie – czasem kłócimy się o drobiazgi albo płaczemy ze zmęczenia i bezsilności. Ale wiem jedno: warto było walczyć o tę miłość.
Czasem patrzę na Olę i nasze maleństwo śpiące w łóżeczku i myślę: czy gdybym wtedy się poddała, byłabym szczęśliwsza? Czy lepiej uciekać przed problemami czy stawić im czoła?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?