„Czy można kochać dwa razy?” – Historia wdowca, który musiał wybrać między przeszłością a przyszłością
– Tato, a mama byłaby z tego dumna? – zapytała Zosia, patrząc na mnie wielkimi, niepewnymi oczami. Siedzieliśmy przy stole w salonie, a przez uchylone okno wpadał zapach świeżo skoszonej trawy. Była sobota, dzień, w którym od śmierci mojej żony minęły dokładnie dwa lata.
Nie odpowiedziałem od razu. W gardle miałem gulę, a w głowie kłębiły się wspomnienia: śmiech Ani, jej ciepłe dłonie na moim karku, jej głos, gdy czytała dzieciom do snu. Zosia i Kuba patrzyli na mnie z nadzieją i lękiem. Wiedzieli, że dziś przyjdzie do nas Marta – kobieta, którą pokochałem po śmierci Ani. Długo się wahałem, czy w ogóle powinienem ją wprowadzać do naszego życia. Ale samotność była jak cień – nieustępliwa i zimna.
Marta pojawiła się punktualnie. Miała na sobie jasną sukienkę i uśmiech, który zawsze rozjaśniał mi dzień. Przywitała się z dziećmi, przyniosła im czekoladki i próbowała rozładować napięcie żartem:
– No, dzieciaki, może dziś nie będziemy wspominać tylko smutnych rzeczy? Życie toczy się dalej!
Zosia spuściła wzrok. Kuba zacisnął pięści pod stołem. Ja poczułem, jak coś we mnie pęka. Próbowałem ratować sytuację:
– Marta, dziś dla nas ważny dzień…
– Wiem, Robert – przerwała mi zniecierpliwiona. – Ale ile można żyć przeszłością? Ania była wspaniała, ale przecież nie wróci. Musimy myśleć o sobie.
W salonie zapadła cisza tak gęsta, że aż dzwoniło mi w uszach. Patrzyłem na Martę i nie poznawałem jej. Przecież wiedziała, jak bardzo kochałem Anię. Wiedziała, jak bardzo dzieci za nią tęsknią.
Po kolacji Zosia zamknęła się w swoim pokoju i długo płakała. Kuba wyszedł na podwórko i rzucał kamieniami w płot sąsiada. Ja siedziałem na kanapie i patrzyłem w pustkę.
Wieczorem Marta próbowała rozmawiać:
– Robert, nie możesz ciągle żyć w cieniu Ani. Ja też chcę być dla ciebie ważna.
– Jesteś – odpowiedziałem cicho. – Ale nie możesz oczekiwać, że zapomnę o niej tylko dlatego, że ty tu jesteś.
Marta westchnęła ciężko:
– Może po prostu nie jesteś gotowy na nowy związek.
Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, słysząc cichy szloch Zosi za ścianą. Nad ranem wyszedłem na balkon i patrzyłem na budzące się miasto. W głowie miałem chaos: czy mam prawo być szczęśliwy? Czy dzieci kiedykolwiek zaakceptują Martę? Czy Marta zrozumie, że Ania zawsze będzie częścią naszego życia?
Następnego dnia poszedłem z dziećmi na cmentarz. Zosia położyła na grobie Ani białą różę i powiedziała:
– Mamo, boję się, że tata cię zapomni.
Kuba stał obok i milczał. Ja uklęknąłem przy grobie i poczułem łzy spływające po policzkach.
Wieczorem zadzwoniła mama Ani:
– Robercie, wiem, że chcesz ułożyć sobie życie na nowo. Ale pamiętaj – dzieci muszą czuć się bezpieczne. Nie możesz ich zmuszać do niczego.
– Wiem, mamo – odpowiedziałem drżącym głosem.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Marta próbowała udawać, że nic się nie stało, ale dzieci unikały jej wzroku. Ja coraz częściej łapałem się na tym, że wracam myślami do wspólnych chwil z Anią.
Pewnego wieczoru Marta przyszła do mnie z walizką.
– Robert… Nie chcę być tą drugą. Albo zaczniemy wszystko od nowa i zamkniesz ten rozdział życia… albo ja odejdę.
Patrzyłem na nią długo. Widziałem w jej oczach łzy i złość. Wiedziałem, że ją ranię – ale czy mogłem postąpić inaczej?
– Nie mogę ci tego obiecać – powiedziałem w końcu. – Ania zawsze będzie częścią mnie i dzieci.
Marta odwróciła się i wyszła bez słowa.
Zostałem sam w pustym mieszkaniu z dwójką dzieci i wspomnieniami. Przez kilka tygodni próbowałem poukładać sobie wszystko w głowie. Dzieci powoli wracały do równowagi, ale ja czułem się rozdarty między przeszłością a przyszłością.
Czasami zastanawiam się: czy można kochać dwa razy? Czy mam prawo do szczęścia, jeśli ktoś inny przez to cierpi? Może szczęście wdowca zawsze będzie miało posmak goryczy? Co wy o tym myślicie?