Dlaczego nie pozwoliłam mojej córce rozwieść się z bogatym mężem – Moja walka o jej przyszłość

– Mamo, ja już nie mogę… – głos Magdy drżał, a w oczach miała łzy. Stała w kuchni, oparta o blat, z telefonem w dłoni. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a ja czułam, jak serce ściska mi się z niepokoju i gniewu.

– Nie możesz? – powtórzyłam ostrzej, niż zamierzałam. – Magda, ty chyba żartujesz. Masz wszystko, o czym ja mogłam tylko marzyć! Dom z ogrodem, samochód, wakacje na Majorce…

– Ale mamo, ja nie jestem szczęśliwa! – wybuchnęła. – Michał mnie nie kocha. On mnie traktuje jak ozdobę do swojego życia. Ja już nie mogę tak żyć!

Poczułam, jak narasta we mnie fala frustracji. Przecież od dziecka powtarzałam jej: „Magda, ucz się, żebyś nie musiała nikogo prosić o pieniądze. Ale jeśli znajdziesz kogoś bogatego i dobrego – nie wahaj się!” Sama całe życie walczyłam o każdy grosz. Ojciec Magdy odszedł, gdy miała pięć lat. Zostawił nas z długami i pustą lodówką. Pracowałam na dwa etaty, żeby miała co jeść i w co się ubrać. Gdy poznała Michała – syna właściciela sieci aptek – myślałam, że los wreszcie się do nas uśmiechnął.

– Magda, posłuchaj mnie dobrze – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Ty nie rozumiesz, jak wygląda życie bez pieniędzy. Ty nie wiesz, co to znaczy martwić się o rachunki, o jedzenie dla dziecka! Michał ci tego nigdy nie dał doświadczyć.

– Ale mamo…

– Nie przerywaj mi! – przerwałam jej ostro. – Zastanów się dobrze. Chcesz wrócić do mieszkania w bloku na Targówku? Chcesz liczyć każdy grosz? Myślisz, że po rozwodzie będzie ci łatwo? On ma dobrych prawników. Zostaniesz z niczym!

Magda spuściła głowę. Widziałam, jak jej ramiona drżą. Przez chwilę poczułam ukłucie winy – przecież to moja córka, moje dziecko. Ale zaraz potem wróciła złość: jak ona może być taka niewdzięczna?

– Mamo… On mnie zdradza – wyszeptała nagle.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– Skąd wiesz?

– Widziałam wiadomości na jego telefonie. I zdjęcia…

Poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Michał zawsze wydawał się taki poukładany, chłodny, ale uprzejmy. Nigdy nie widziałam ich razem szczęśliwych, ale myślałam, że to po prostu taki typ człowieka.

– I co z tego? – powiedziałam w końcu cicho. – Wielu mężczyzn zdradza. Ważne, żebyś ty miała swoje miejsce na świecie.

Magda spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Mamo! Ty siebie słyszysz? Chcesz, żebym była nieszczęśliwa tylko dlatego, że on ma pieniądze?

– Chcę, żebyś była bezpieczna! – krzyknęłam. – Żebyś nie musiała przechodzić przez to samo piekło co ja!

Wybiegła z kuchni i trzasnęła drzwiami do swojego pokoju. Zostałam sama w ciszy przerywanej tylko tykaniem zegara i moim przyspieszonym oddechem.

Przez kolejne dni unikałyśmy się nawzajem. Magda wychodziła rano do pracy i wracała późno wieczorem. Ja udawałam, że wszystko jest w porządku, gotowałam jej ulubione obiady i zostawiałam na stole karteczki: „Zjedz coś”, „Nie zapomnij o lekarstwach”.

W środku jednak czułam się rozdarta. Czy naprawdę chciałam dla niej tylko pieniędzy? Czy może bałam się, że jeśli odejdzie od Michała, wróci do mnie – a ja znów będę musiała ją utrzymywać?

Któregoś wieczoru usłyszałam cichy płacz zza drzwi jej pokoju. Weszłam bez pukania. Siedziała na łóżku ze zdjęciem ślubnym w rękach.

– Mamo… Ja już nie mam siły udawać – szepnęła.

Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.

– Magda… Ja tylko chcę dla ciebie dobrze.

– Ale ja nie chcę być jak ty! Nie chcę poświęcać swojego szczęścia dla pieniędzy!

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Przecież całe życie poświęciłam dla niej…

– Może masz rację… – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy. – Może za bardzo patrzę na to przez pryzmat własnych lęków.

Magda spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Mamo… Ja cię kocham. Ale muszę żyć po swojemu.

Przytuliłyśmy się mocno. Po raz pierwszy od lat poczułam, że naprawdę ją rozumiem – choć serce nadal ściskał strach o jej przyszłość.

Kilka tygodni później Magda wyprowadziła się do wynajmowanego mieszkania na Pradze. Michał próbował ją przekonać do powrotu obietnicami i prezentami, ale była nieugięta. Ja pomagałam jej jak mogłam: gotowałam obiady na zapas, przywoziłam świeże warzywa z bazaru.

Czasem patrzę na nią i widzę siebie sprzed lat – młodą kobietę pełną marzeń i lęków. Może rzeczywiście szczęście nie zawsze mierzy się ilością zer na koncie?

Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była pozwolić jej odejść wcześniej? A może moje lęki są silniejsze niż matczyna miłość?