Dlaczego wciąż boli? Historia Magdy z Warszawy

„Dlaczego mi to zrobiłeś, Krzysztofie?” – szepczę w pustym mieszkaniu, gdy słyszę, jak cicho zamyka drzwi. Warszawska noc jest gęsta od ciszy, a ja czuję, jakby ktoś wyciągnął mi serce. Zawsze wychodzi po cichu, żeby sąsiedzi nie widzieli. Od dwóch lat żyję w cieniu jego rodziny, w cieniu jego sumienia. Dziś znów jest piątek – dzień, w którym należy do żony i dzieci.

Nigdy nie chciałam być tą drugą. Nigdy nie chciałam być kochanką. Ale kiedy dwa lata temu siedziałam w kawiarni na Nowym Świecie i Krzysztof przysiadł się do mnie z uśmiechem, który rozświetlił mój świat, wszystko inne przestało istnieć. Był zabawny, inteligentny, potrafił słuchać. Po latach samotności poczułam, że ktoś wreszcie widzi mnie – nie tylko moją pracę, nie tylko moją maskę.

„Magda, jesteś inna” – powiedział po naszym pierwszym wspólnym weekendzie w Kazimierzu Dolnym. „Przy tobie czuję, że żyję.”

Wtedy mu uwierzyłam. Uwierzyłam, że miłość może być usprawiedliwieniem dla wszystkiego. Nawet dla kłamstw. Nawet dla bólu innych.

Krzysztof miał żonę – Annę – i dwójkę dzieci. Nigdy tego nie ukrywał. „Jesteśmy razem tylko z przyzwyczajenia,” mówił. „Dzieci są jeszcze małe, nie chcę im robić krzywdy.”

I wierzyłam mu. Każde poniedziałkowe rano, kiedy wychodził do domu, a ja zostawałam sama z jego zapachem na poduszce, powtarzałam sobie: kiedyś nadejdzie dzień, gdy będzie tylko mój.

Ten dzień przyszedł zeszłej wiosny. Anna znalazła nasze wiadomości w jego telefonie. Krzysztof zadzwonił do mnie w środku nocy: „Magda, muszę ci coś powiedzieć. Ona już wszystko wie.”

Nastąpiły tygodnie pełne kłótni, łez i wyrzutów sumienia. Krzysztof w końcu podjął decyzję – opuścił Annę i zamieszkał ze mną. Myślałam, że teraz wszystko będzie dobrze. Że wreszcie będziemy szczęśliwi.

Ale szczęście nie przyszło. Krzysztof był inny. Zmęczony, rozdrażniony, często milczał godzinami. Wieczorami siedział przy oknie i patrzył w ciemność.

„Tęsknię za dziećmi,” wyznał kiedyś cicho.

„A za mną?” – zapytałam ze łzami w oczach.

„Też… Ale to coś innego.”

Zaczęłam czuć winę. Każdego dnia wyobrażałam sobie Annę, jak siedzi sama w ich mieszkaniu na Ursynowie, dzieci śpią, a ona płacze w poduszkę. Wyobrażałam sobie ich syna, Michała, jak pyta: „Kiedy tata wróci do domu?”

Krzysztof próbował być ze mną, ale jego myśli były tam – przy nich. Nasze wspólne kolacje były pełne milczenia. Nasze noce – pełne wyrzutów sumienia.

Pewnego wieczoru zadzwoniła Anna.

– Magda? Wiem, że jesteś z Krzysztofem. Chcę tylko wiedzieć – było warto? Jesteś szczęśliwa?

Nie umiałam odpowiedzieć. Słuchałam tylko jej cichego płaczu.

Zaczęłam nienawidzić siebie. Nienawidziłam spojrzenia Krzysztofa pełnego wyrzutów, nienawidziłam swojego mieszkania pełnego jego rzeczy, które przypominały mi wszystko, co straciliśmy.

Moi rodzice przestali mnie odwiedzać. Mama powiedziała: „Magda, to nie jest miłość. To ucieczka przed samotnością.”

Przyjaciele się ode mnie odwrócili. „Nie chcemy być częścią tej gry,” powiedziała mi Marta.

Zostałam sama z Krzysztofem – i z jego smutkiem.

Pewnego dnia wrócił do domu i powiedział:

– Muszę iść do dzieci. Anna jest chora.

Czekałam całą noc. Nie wrócił.

Rano napisał wiadomość: „Przepraszam. Muszę być z nimi.”

Wtedy zrozumiałam – nigdy nie będzie tylko mój. Nigdy nie będę szczęśliwa na cudzym nieszczęściu.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na Warszawę spowitą mgłą. Krzysztof już nie wrócił. Anna mu wybaczyła – dla dzieci albo dla siebie.

A ja? Zostałam sama ze swoją winą i pustką.

Czasem pytam siebie: dlaczego miłość tak często boli? Czy warto walczyć o coś, co zbudowane jest na kłamstwie? Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy można zacząć od nowa bez cienia przeszłości?