Dwa lata ciszy: Moja córka nie chce ze mną rozmawiać. Czy naprawdę byłam złą matką?
— Znowu nie odbiera — szepczę do siebie, patrząc na ekran telefonu. Ostatnia wiadomość do Nory wysłana miesiąc temu, pod zdjęciem jej córeczki na Facebooku: „Jak rośnie Serenity? Tęsknię za wami.” Bez odpowiedzi. Zawsze byłam wymagająca, ale czy to powód, by własne dziecko wymazało mnie ze swojego życia?
Pamiętam ten dzień sprzed dwóch lat, kiedy wszystko się rozpadło. Była sobota, Nora przyszła z Erikiem i malutką Serenity na obiad. Stół uginał się od pierogów i rosołu, a ja — jak zwykle — nie mogłam powstrzymać się od uwag.
— Nora, dziecko, Serenity ma już pół roku, a ty wciąż karmisz ją piersią? Może czas przejść na butelkę? — rzuciłam niby mimochodem.
Nora spojrzała na mnie z chłodem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałam.
— Mamo, to moja decyzja. Proszę, nie wtrącaj się.
— Ale ja tylko chcę dla waszego dobra! — broniłam się. — Ty zawsze byłaś taka uparta…
Eric próbował załagodzić sytuację:
— Pani Anno, Nora naprawdę czyta dużo o wychowaniu dzieci. Dajmy jej szansę.
Ale ja już nie słuchałam. Zawsze wiedziałam lepiej. Przecież to ja ją wychowałam — na porządną, ambitną kobietę. Czyżby?
Po tamtym obiedzie Nora przestała się odzywać. Najpierw były krótkie odpowiedzi na SMS-y, potem tylko „dziękuję” na życzenia świąteczne. W końcu — cisza. Dwa lata. Dwa lata bez jej głosu, bez śmiechu Serenity, bez zapachu jej perfum w moim mieszkaniu.
Czasem siedzę wieczorami przy kuchennym stole i przeglądam stare zdjęcia. Nora jako mała dziewczynka w czerwonym sweterku, z medalem za olimpiadę matematyczną. Ja stoję obok, dumna i surowa. Zawsze powtarzałam: „Możesz więcej, musisz być najlepsza.”
Czy to był mój błąd? Czy byłam zbyt wymagająca? Mój mąż, Marek, próbował mnie ostrzegać:
— Anka, daj jej trochę luzu. Nie możesz jej ciągle poprawiać.
Ale ja wiedziałam swoje. Wychowałam się w domu, gdzie nie było miejsca na słabość. Ojciec pił, matka płakała po nocach. Przysięgłam sobie: moje dziecko będzie miało lepiej. Będzie silne.
Teraz siedzę sama w pustym mieszkaniu. Czasem dzwonię do Marka — rozstaliśmy się kilka lat temu — i pytam:
— Słyszałeś coś od Nory?
— Nie, Anka. Ale może napisz do niej list? Bez rad, bez wyrzutów. Po prostu napisz, że ją kochasz.
Piszę więc listy. Jeden za drugim. O tym, jak bardzo tęsknię. Jak bardzo chciałabym przytulić Serenity i usłyszeć „mamo” z ust Nory. Listy leżą w szufladzie — boję się je wysłać. Boję się kolejnego odrzucenia.
Czasem spotykam znajome na rynku.
— Co u Nory? — pytają z uśmiechem.
— Dobrze… chyba dobrze — odpowiadam wymijająco.
Wiem tylko tyle, ile wyczytam z Facebooka: zdjęcia z placu zabaw, urodzinowe torty, wyjazdy nad morze. Nora wygląda na szczęśliwą. Bez mnie.
Najgorsze są święta. W Wigilię nakrywam do stołu dla trzech osób — dla siebie, dla Nory i dla Serenity. Potem siadam sama i płaczę nad barszczem.
Pewnego dnia postanawiam pojechać pod jej blok. Stoję pod klatką z bukietem tulipanów i pluszowym misiem dla Serenity. Widzę przez okno, jak Nora bawi się z córką na dywanie. Chcę zadzwonić domofonem… ale nie mam odwagi.
Wracam do domu i piszę kolejny list:
„Noro,
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś przeczytasz moje słowa. Chciałam być dobrą matką, ale chyba nie umiałam okazywać miłości inaczej niż wymaganiami. Przepraszam cię za wszystko, co bolało. Tęsknię za tobą każdego dnia.”
Tym razem wkładam list do koperty i wrzucam do skrzynki. Może przeczyta. Może odpowie.
Mijają tygodnie. Pewnego wieczoru dzwoni telefon — numer nieznany.
— Halo?
Cisza po drugiej stronie. Słyszę tylko cichy oddech.
— Mamo…
Serce podskakuje mi do gardła.
— Noro! To ty?
— Przeczytałam twój list… Nie wiem jeszcze, czy potrafię ci wybaczyć wszystko od razu… Ale chciałabym spróbować.
Łzy płyną mi po policzkach.
— Kocham cię, córeczko…
Rozmowa trwa krótko, ale daje mi nadzieję. Może jeszcze wszystko da się naprawić?
Czasem myślę: czy naprawdę byłam złą matką? Czy można kochać za bardzo — tak mocno, że aż boli? Może każda matka popełnia błędy… Ale czy każda ma szansę je naprawić?