„Jeśli moja córka wróci do męża, może zapomnieć o powrocie do mnie” – historia matki, która musiała wybrać między lojalnością wobec córki a własnym sumieniem

– Mamo, nie rozumiesz! On mnie niszczył! – krzyknęła Julia, a jej głos odbił się echem od ścian mojego mieszkania. Stała w przedpokoju, z walizką w ręku, z oczami pełnymi łez i gniewu. Ja stałam naprzeciw niej, z sercem rozdartym na pół.

Zawsze byłam matką, która starała się rozumieć swoje dziecko. Julia była moim jedynym dzieckiem, moją dumą i radością. Od małego była wrażliwa, delikatna, często płakała przez drobiazgi. Gdy miała siedem lat, przyniosła do domu rannego wróbla i płakała całą noc, bo nie udało się go uratować. Wtedy przysięgłam sobie, że zawsze będę ją chronić.

Ale teraz stałam przed nią i nie wiedziałam, co robić. Jej mąż, Tomek, zadzwonił do mnie dwa dni wcześniej. Jego głos był cichy, załamany. Powiedział mi rzeczy, których nie chciałam słyszeć – że Julia go zdradzała, że manipulowała nim przez lata, że groziła mu odebraniem dzieci, jeśli nie będzie robił tego, czego ona chce. Nie chciałam wierzyć. Przecież to moja Julia.

– Mamo, on kłamie! – Julia rzuciła walizkę na podłogę. – Ty zawsze wierzysz innym bardziej niż mnie!

– Julka… – zaczęłam ostrożnie. – Tomek przyszedł do mnie z dokumentami. Pokazał mi SMS-y, nagrania…

– Podsłuchiwał mnie?! – jej twarz poczerwieniała ze złości.

– To nie jest normalne…

– A to normalne, że on mnie szantażował?! Że mówił mi, że jestem nikim?!

Zamilkłam. Wiedziałam, że Tomek nie był święty. Byli razem od dziesięciu lat – poznali się na studiach w Krakowie. Zawsze wydawali się szczęśliwi. Ale od kilku lat coś się między nimi psuło. Julia coraz częściej przyjeżdżała do mnie zapłakana, narzekała na Tomka: że nie pomaga w domu, że jest zimny, że ją ignoruje. Ale nigdy nie mówiła o zdradzie.

– Julka… czy to prawda? – zapytałam cicho.

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Tak. Zdradziłam go. Ale tylko raz! Bo już nie mogłam wytrzymać tego wszystkiego!

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przypomniałam sobie własne małżeństwo z twoim ojcem – ile razy przymykałam oko na jego zdrady, ile razy tłumaczyłam sobie, że robi to z powodu stresu w pracy. Ale nigdy nie miałam odwagi odejść. Julia była inna – zawsze walczyła o siebie.

– I co teraz zamierzasz? – zapytałam.

– Chcę tu zostać. Na jakiś czas…

Westchnęłam ciężko.

– Julka… Nie mogę cię przyjąć tak po prostu. Tomek jest ojcem twoich dzieci. Nie możesz ich zabrać tylko dlatego, że się pokłóciliście.

– On mi groził! – krzyknęła.

– Ty też mu groziłaś…

Widziałam w jej oczach strach i złość. Wiedziałam, że jest zagubiona. Ale wiedziałam też, że nie mogę być tylko jej matką – muszę być też sprawiedliwa.

Wieczorem zadzwonił Tomek.

– Pani Aniu… Proszę mi pomóc. Ja już nie mam siły…

Słuchałam jego łamiącego się głosu i czułam się rozdarta. Zawsze myślałam, że to mężczyźni są winni rozpadu małżeństw. Ale tu sytuacja była inna – Julia manipulowała Tomkiem, wykorzystywała jego słabości.

Następnego dnia usiadłyśmy razem przy stole.

– Julka… Jeśli wrócisz do Tomka tylko po to, żeby dalej go ranić albo zabrać mu dzieci… możesz zapomnieć o powrocie do mnie. Nie będę tego wspierać.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Ty naprawdę stoisz po jego stronie?

– Nie stoję po niczyjej stronie. Ale nie mogę patrzeć na to, co robisz. Musisz się zastanowić nad sobą.

Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Siedziałam długo w ciszy. W głowie miałam tysiące myśli: czy jestem złą matką? Czy powinnam ją wspierać bez względu na wszystko? Czy lojalność wobec dziecka oznacza akceptację dla jego błędów?

Minęły tygodnie. Julia nie dzwoniła. Tomek napisał mi SMS-a: „Dziękuję za rozmowę. Może kiedyś wszystko się ułoży”.

Czułam pustkę. Każdego dnia patrzyłam na zdjęcia Julii z dzieciństwa i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd jako matka.

Pewnego wieczoru zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam – stała Julia, blada i zmęczona.

– Mamo… Przepraszam.

Objęłam ją bez słowa. Wiedziałam już wtedy, że czasem trzeba pozwolić dziecku upaść, żeby mogło się podnieść silniejsze.

Ale czy naprawdę można kochać dziecko i jednocześnie nie akceptować jego czynów? Czy jestem złą matką, jeśli stawiam granice? Co wy byście zrobili na moim miejscu?