Kiedy telefon od własnej córki boli bardziej niż cisza: Moja opowieść o miłości, rozczarowaniu i nadziei
– Mamo, możesz mi przelać tysiąc złotych? – Jej głos w słuchawce był chłodny, rzeczowy, jakbyśmy rozmawiały o rachunku za prąd, a nie o kolejnej pożyczce, której nigdy nie zobaczę z powrotem.
Zamarłam. Stałam w kuchni, z ręką zaciśniętą na kubku herbaty, a serce waliło mi jak oszalałe. Przez okno widziałam, jak mój mąż, Andrzej, przycina róże w ogrodzie. Chciałam mu powiedzieć, że znowu dzwoniła, ale wiedziałam, że tylko pokręci głową i powie: „Nie uczysz jej odpowiedzialności”.
– Kasiu… – zaczęłam ostrożnie. – Co się stało? Przecież ostatnio przelałam ci pieniądze na czynsz.
– Mamo, nie zaczynaj. Po prostu potrzebuję teraz. Oddam ci, jak tylko dostanę wypłatę. – Jej ton był niecierpliwy, jakby rozmawiała z upartym dzieckiem.
Chciałam zapytać o jej życie, o to, czy jest szczęśliwa w Warszawie, czy znalazła już przyjaciół, czy nie jest jej tam za ciężko. Ale wiedziałam, że jeśli zacznę pytać, rozłączy się szybciej niż zwykle.
– Dobrze – westchnęłam. – Przeleję ci dzisiaj.
– Dzięki. Muszę lecieć. Pa.
Zostałam sama z ciszą. Znowu. Kiedyś czekałam na jej telefony z utęsknieniem. Pamiętam jeszcze te czasy, gdy dzwoniła do mnie po radę, gdy płakała przez chłopaka albo cieszyła się z piątki na studiach. Teraz jestem tylko bankomatem z głosem matki.
Andrzej wszedł do kuchni i spojrzał na mnie pytająco.
– Dzwoniła? – spytał cicho.
Pokiwałam głową.
– Ile tym razem?
– Tysiąc.
Westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko mnie.
– Musimy z nią porozmawiać. Tak dalej być nie może.
Ale jak rozmawiać z własnym dzieckiem, które od lat oddala się coraz bardziej? Jak powiedzieć „nie”, kiedy pamięta się te wszystkie noce spędzone przy jej łóżku, gdy miała gorączkę? Jak być twardą wobec kogoś, kogo kocha się bardziej niż siebie?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy to przez to, że zawsze starałam się dawać jej wszystko? Może powinnam była być bardziej wymagająca? Może za bardzo ją chroniłam?
Następnego dnia zadzwoniłam do niej sama. Chciałam spróbować porozmawiać inaczej.
– Kasiu…
– Mamo, teraz nie mogę rozmawiać. Jestem w pracy.
– Chciałam tylko zapytać, jak się czujesz…
– Wszystko ok. Oddzwonię później.
Nie oddzwoniła.
Tydzień później przyszła do nas listonoszka z poleconym. Otworzyłam kopertę i zobaczyłam wezwanie do zapłaty za niespłacony kredyt na imię Kasi. Zadrżały mi ręce. Nie powiedziała nam o tym ani słowa.
Wieczorem usiedliśmy z Andrzejem przy stole.
– Musimy coś zrobić – powiedział stanowczo. – Nie możemy ciągle ratować jej z opresji. To ją niszczy.
Płakałam całą noc. Czułam się winna i bezradna jednocześnie. Próbowałam sobie przypomnieć ostatni raz, kiedy rozmawiałyśmy o czymś innym niż pieniądze. Nie pamiętałam.
W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do niej wiadomość:
„Kasiu, bardzo cię kocham i zawsze będę ci pomagać w miarę możliwości. Ale musimy porozmawiać szczerze o twoich problemach finansowych. Nie chcę być tylko twoim bankiem. Chcę być twoją mamą.”
Nie odpisała przez dwa dni. W końcu zadzwoniła wieczorem.
– Mamo… Przepraszam. Wiem, że cię zawodzę. Ale ja sobie naprawdę nie radzę…
W jej głosie usłyszałam łzy. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że rozmawiam z moją córką, a nie z kimś obcym.
– Kasiu, powiedz mi wszystko od początku – poprosiłam cicho.
Opowiedziała mi o pracy na umowie śmieciowej, o współlokatorce, która nie płaci czynszu, o chłopaku, który ją zostawił z długami. O tym, że boi się wrócić do domu i przyznać do porażki.
Słuchałam jej długo, a łzy ciekły mi po policzkach. Zrozumiałam wtedy, że za każdym razem, gdy prosiła mnie o pieniądze, wołała tak naprawdę o pomoc i wsparcie – tylko nie umiała tego powiedzieć inaczej.
Zaproponowałam jej wspólną wizytę u doradcy finansowego i rozmowę z psychologiem. Zgodziła się niechętnie, ale wiedziałam już, że to pierwszy krok ku zmianie.
Od tamtej pory nasze rozmowy są inne. Czasem jeszcze prosi o pieniądze – ale częściej dzwoni po prostu zapytać: „Mamo, jak się czujesz?”
Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda matka musi przejść przez taki ból? A może to właśnie dzięki tym trudnym chwilom uczymy się siebie naprawdę kochać?
Czy wy też boicie się czasem odebrać telefon od własnego dziecka?