Mąż wręczył mi pismo o alimenty na mamę – nie uwierzycie, co zrobiła moja własna matka!

– Magda, to do ciebie – powiedział Paweł, wręczając mi biały, urzędowy kopert. Stałam przy kuchennym blacie, krojąc cebulę do zupy. Jego głos był spokojny, ale w oczach widziałam cień niepokoju. Wytarłam ręce o fartuch i otworzyłam kopertę. W środku znajdowało się pismo z sądu: „Wezwanie do zapłaty alimentów na rzecz matki – Krystyny Nowak”.

Zamarłam. Przez chwilę świat przestał istnieć. Słowa rozmazywały się przed oczami. Paweł patrzył na mnie pytająco, nie rozumiejąc jeszcze, co właśnie się wydarzyło.

– O co chodzi? – zapytał cicho.

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam tylko jedno: jak ona mogła? Przecież przez całe dzieciństwo byłam dla niej nikim. Odkąd pamiętam, mama była zimna, wymagająca, nigdy nie przytuliła mnie bez powodu. Po śmierci taty zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Miałam wtedy dwanaście lat i musiałam szybko dorosnąć. Gotowałam obiady, sprzątałam, opiekowałam się młodszym bratem, bo mama leżała godzinami na kanapie, patrząc w sufit.

Kiedy miałam osiemnaście lat, wyrzuciła mnie z domu. „Jesteś dorosła, radź sobie sama” – powiedziała bez cienia emocji. Przez lata nie dzwoniła, nie pytała, czy mam co jeść, gdzie spać. Sama musiałam zarobić na studia, wynająć pokój w starym bloku na Pradze. Pracowałam w sklepie spożywczym po nocach, żeby mieć na czynsz. Brata zabrała do siebie babcia – mama nawet tego nie zauważyła.

A teraz… teraz ona żąda ode mnie pieniędzy? Alimentów? Bo jest chora i nie ma za co żyć? Poczułam wściekłość i bezradność jednocześnie.

– Magda? – Paweł dotknął mojej ręki. – Co to znaczy?

– Moja matka… chce ode mnie alimentów – wyszeptałam.

– Ale jak to? Przecież…

– Nie pytaj. To długa historia.

Usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Paweł objął mnie ramieniem, ale czułam się samotna jak nigdy wcześniej. W głowie słyszałam głos mamy: „Dzieci są po to, żeby pomagać rodzicom”. Ale czy każda matka zasługuje na pomoc?

Wieczorem zadzwoniła do mnie ciotka Basia.

– Madziu, słyszałam… Krystyna poszła do sądu. Wiesz, ona naprawdę jest w trudnej sytuacji…

– Ciociu, ona przez lata nawet nie wiedziała, gdzie mieszkam! – krzyknęłam przez łzy.

– Wiem, kochanie. Ale prawo jest prawem…

Zamknęłam oczy. Prawo… Prawo nie zna naszych historii. Nie widzi łez dziecka zamkniętego w zimnym pokoju, nie słyszy krzyków i trzaskania drzwiami.

Następnego dnia poszłam do prawnika.

– Pani Magdo – powiedział mecenas Zieliński – niestety, polskie prawo przewiduje obowiązek alimentacyjny wobec rodziców, jeśli są w niedostatku…

– Ale ona mnie wyrzuciła z domu! Nie utrzymywałyśmy kontaktu przez lata!

– To może być okoliczność łagodząca… Ale musi pani udowodnić rażące zaniedbania z jej strony.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł próbował mnie pocieszyć:

– Może powinnaś z nią porozmawiać?

– O czym? O tym, jak bardzo mnie zraniła?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wspomnienia wracały falami: pierwszy dzień szkoły bez mamy na korytarzu; wieczory spędzone samotnie przy książkach; święta, kiedy siedziałam sama przy stole.

Po tygodniu przyszło wezwanie na rozprawę. Siedziałam na korytarzu sądu z trzęsącymi się dłońmi. Zobaczyłam ją – starszą, schorowaną kobietę z siwymi włosami i pustym spojrzeniem. Przez chwilę poczułam litość… ale zaraz potem przypomniałam sobie wszystko.

Rozprawa była krótka. Mama płakała przed sędzią:

– Moja córka ma dobrą pracę, mieszka w Warszawie… Ja jestem sama, chora…

Sędzia spojrzał na mnie:

– Czy chce się pani ustosunkować?

Wstałam i głos mi drżał:

– Wysoki Sądzie… Moja matka wyrzuciła mnie z domu w wieku osiemnastu lat. Przez lata nie utrzymywałyśmy kontaktu. Nigdy nie interesowała się moim losem ani losem mojego brata…

Mama spuściła wzrok. Sędzia poprosił o dokumenty i odroczył sprawę.

Po rozprawie podeszła do mnie.

– Madziu…

– Nie mów tak do mnie – przerwałam jej zimno.

– Potrzebuję pomocy…

– Gdzie byłaś, kiedy ja jej potrzebowałam?

Odwróciłam się i wyszłam z sądu. Na schodach czekał Paweł.

– I co teraz? – zapytał cicho.

– Nie wiem… Czuję się winna i wściekła jednocześnie.

W domu długo siedziałam przy oknie. Czy jestem złą córką? Czy powinnam jej pomóc mimo wszystkiego?

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi. To wybory i czyny. A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy dzieci naprawdę są winne rodzicom wszystko?