Mój mąż cieszył się, że znalazłam pracę na pół etatu. Potem kazał mi płacić czynsz i kupować pieluchy – nie wierzyłam własnym uszom

— Magda, skoro już zarabiasz, to chyba możesz dorzucić się do czynszu? — głos Pawła odbił się echem w kuchni, gdzie stałam z kubkiem zimnej kawy. Nasz synek, Jaś, spał w pokoju obok. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam.

— Słucham? — zapytałam cicho, czując jak serce zaczyna mi walić. — Przecież to tylko pół etatu, Paweł. Wiesz, że nie mogę pracować więcej, póki Jaś jest taki mały.

Paweł wzruszył ramionami i nawet nie spojrzał mi w oczy. — No ale coś już zarabiasz. Ja mam swoje wydatki, a twoje pieniądze też się przydadzą. Poza tym pieluchy i mleko dla Jasia kosztują.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jeszcze kilka miesięcy temu Paweł powtarzał, że wszystko będzie dobrze, że jego premie wystarczą na wszystko. Byliśmy wtedy szczęśliwi — przynajmniej tak mi się wydawało. Jaś był naszym cudem po latach starań i poronieniach. Kiedy w końcu się pojawił, obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by miał szczęśliwy dom.

Ale dom zaczął pękać w szwach. Paweł coraz częściej wracał z pracy zmęczony i rozdrażniony. Premii nie było już od miesięcy — firma miała kłopoty. Zaczęliśmy liczyć każdy grosz. Ja próbowałam dorabiać zdalnie, ale przy niemowlaku to była walka o każdą minutę spokoju.

Pamiętam dzień, kiedy znalazłam ogłoszenie o pracy w bibliotece osiedlowej. Dwie zmiany po cztery godziny tygodniowo — idealnie, by pogodzić opiekę nad Jasiem i trochę odetchnąć od codzienności. Paweł był wtedy zachwycony.

— Super! — powiedział z uśmiechem. — Trochę ci się przewietrzy głowa.

Nie minął miesiąc, a jego entuzjazm wyparował. Zamiast wsparcia pojawiły się pretensje.

— Wiesz, ile kosztuje prąd? — rzucił pewnego wieczoru. — Może powinnaś się dorzucać do rachunków?

— Przecież wszystko idzie na Jasia — tłumaczyłam. — Nawet nie starcza mi na fryzjera czy nowe buty.

— To nie moja wina — odburknął i wyszedł do drugiego pokoju.

Zaczęłam się zastanawiać, czy to ja jestem problemem. Może powinnam była wrócić do pracy na pełen etat? Ale kto wtedy zajmie się Jasiem? Moja mama mieszka 200 kilometrów dalej i sama jest schorowana. Żłobek? Nawet nie mamy miejsca.

Coraz częściej kładłam się spać ze ściśniętym żołądkiem i łzami w oczach. Czułam się jak ciężar dla własnej rodziny.

Pewnego dnia Paweł przyszedł z kartką i długopisem.

— Zróbmy podział wydatków — powiedział rzeczowo. — Ty płacisz za pieluchy i mleko, ja za czynsz i prąd.

— Ale… — zaczęłam protestować.

— Magda, musisz dorosnąć! — przerwał mi ostro. — To nie jest już tylko moja odpowiedzialność.

Patrzyłam na niego i nie poznawałam człowieka, którego kiedyś kochałam bezgranicznie. Gdzie podział się ten czuły mąż, który tulił mnie po kolejnych poronieniach? Gdzie był ojciec, który płakał ze szczęścia, gdy Jaś pierwszy raz chwycił go za palec?

Zaczęliśmy żyć obok siebie jak współlokatorzy. Każdy rachunek był powodem do kłótni. Ja liczyłam grosze na pieluchy i kaszki, on narzekał na ceny benzyny i podatki.

Najgorsze były wieczory, gdy Jaś już spał. Siedzieliśmy w ciszy przy stole, każde z nosem w telefonie. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mojej siostry Ani.

— Magda, musisz z nim porozmawiać szczerze — powiedziała stanowczo. — To nie jest normalne! Jesteście rodziną!

Ale jak rozmawiać z kimś, kto zamknął się w swoim świecie?

Pewnego dnia Paweł wrócił wcześniej z pracy. Był wyraźnie zdenerwowany.

— Dostałem wypowiedzenie — rzucił bez emocji.

Poczułam zimny dreszcz na plecach.

— I co teraz? — zapytałam cicho.

— Nie wiem — odpowiedział. — Może ty znajdziesz coś lepszego?

Wtedy pękło we mnie coś na dobre.

— Paweł! Ja robię wszystko, co mogę! Opiekuję się Jasiem, pracuję ile mogę! Ty nawet nie pytasz, jak się czuję!

Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby pierwszy raz zobaczył we mnie człowieka.

— Przepraszam… — wyszeptał po chwili ciszy.

Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy nasz związek przetrwa tę próbę. Ale wiem jedno: nie chcę już być niewidzialna we własnym domu.

Czy naprawdę w rodzinie wszystko musi być liczone w złotówkach? Czy miłość znaczy jeszcze coś w czasach kryzysu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?