Mój mąż to król kanapy, a sąsiad prawdziwy bohater. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe?
Już od rana czułam narastającą gulę w gardle. W kuchni unosił się zapach przypalonej jajecznicy – mojej, bo Michał jak zwykle spał do dziewiątej, choć dzieci od szóstej biegały po mieszkaniu. Siedziałam przy stole, patrząc na stertę brudnych naczyń i słysząc zza ściany śmiech sąsiada Tomka, który właśnie śpiewał „Stary niedźwiedź mocno śpi” swojej córce. Zazdrość ścisnęła mnie za serce.
– Mamo, a czemu tata nie robi nam śniadania? – zapytała nagle Zosia, moja sześcioletnia córeczka, z miną pełną dziecięcej szczerości.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Michał wszedł do kuchni w dresie i ziewnął przeciągle.
– Co na śniadanie? – rzucił, nawet nie patrząc na mnie.
– Jajecznica. Ale już zimna – odpowiedziałam chłodno.
– To podgrzej – mruknął i usiadł przed telewizorem.
W tamtej chwili miałam ochotę rzucić w niego patelnią. Ale zamiast tego wzięłam głęboki oddech i zaczęłam zmywać naczynia. W myślach wracałam do czasów narzeczeństwa, kiedy Michał był czuły, zabiegał o mnie, a nawet potrafił zrobić mi herbatę do łóżka. Co się stało z tamtym chłopakiem?
Po południu spotkałam Tomka na klatce schodowej. Trzymał na rękach swoją córkę Hanię i torbę z zakupami.
– Cześć, Magda! – uśmiechnął się szeroko. – Może wpadniecie dziś na plac zabaw? Hania nie może się doczekać zabawy z Zosią.
– Chętnie – odpowiedziałam, czując ukłucie wstydu. Tomek zawsze był taki… obecny. Odkąd jego żona wyjechała na kontrakt do Niemiec, to on ogarniał wszystko: dzieci, dom, zakupy, nawet pieczenie chleba. I nigdy nie narzekał.
Na placu zabaw Tomek bawił się z dziećmi w berka. Ja siedziałam na ławce obok innej mamy i patrzyłam na niego z podziwem.
– Twój mąż to chyba nie przepada za takimi rozrywkami? – zagadnęła sąsiadka.
– On… jest zmęczony po pracy – skłamałam.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Michał leżał na kanapie z pilotem w ręku.
– Dzieci głodne – rzuciłam.
– To im coś daj – odpowiedział bez odrywania wzroku od ekranu.
Wieczorem wybuchła kłótnia. Michał miał pretensje o rachunki za prąd („Znowu tyle światła palisz!”), ja o to, że nie pomaga mi w domu.
– Magda, ja zarabiam! Ty siedzisz w domu! Co ty masz do roboty?!
– Siedzę? Ty chyba żartujesz! Spróbuj przez tydzień ogarnąć dzieci, dom i jeszcze pracować zdalnie!
– Przestań marudzić! Takie życie!
Wybiegłam do łazienki i rozpłakałam się. Po raz pierwszy pomyślałam: „Czy ja naprawdę chcę tak żyć?”
Następnego dnia rano spotkałam Tomka pod sklepem. Wyglądał na zmęczonego, ale uśmiechał się do swojej córki.
– Ciężka noc? – zapytałam.
– Hania miała gorączkę. Ale dałem radę. Wiesz… czasem myślę, że faceci powinni częściej brać urlop rodzicielski. To zmienia człowieka.
Patrzyłam na niego z podziwem i żalem. Dlaczego mój Michał nie potrafi być choć trochę jak Tomek?
Wieczorem próbowałam porozmawiać z mężem.
– Michał… czy ty naprawdę uważasz, że wszystko w domu to tylko moja sprawa?
– A czy ja ci kiedyś zabroniłem robić kariery? Chcesz pracować więcej – proszę bardzo! Ale ktoś musi dbać o dom!
– Ale ja też pracuję! I też jestem zmęczona!
– Przestań już z tym feminizmem! – machnął ręką i wrócił do oglądania meczu.
Wtedy zadzwoniła moja mama.
– Magda, nie przesadzaj. Twój ojciec też taki był. Taki już los kobiet.
Poczułam się zdradzona przez wszystkich. Nawet przez własną matkę.
Kilka dni później Zosia wróciła ze szkoły zapłakana.
– Mamo, pani powiedziała, że tata powinien przyjść na przedstawienie. Ale tata nigdy nie przychodzi…
Serce mi pękło. Wieczorem próbowałam przekonać Michała:
– Zosia bardzo chce, żebyś przyszedł na jej występ.
– Nie mogę! Mam ważne spotkanie! Poza tym… co ja tam będę robił?
Zosia płakała całą noc. Ja płakałam razem z nią.
W weekend Tomek zaprosił nas na grilla. Przyszli też inni sąsiedzi. Rozmowa zeszła na temat podziału obowiązków domowych.
– U nas to ja gotuję obiady – powiedział Tomek z dumą. – I powiem wam jedno: dzieci bardziej mnie słuchają niż kiedyś!
Michał prychnął pod nosem:
– Pantoflarz…
Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Ja poczułam się upokorzona.
Po powrocie do domu wybuchła kolejna awantura.
– Po co się tak nim zachwycasz?! Chcesz mieć takiego męża? To idź do niego!
– Chcę mieć partnera! Kogoś, kto mnie szanuje!
Michał trzasnął drzwiami i wyszedł z domu na kilka godzin. Dzieci patrzyły na mnie przerażone.
Wieczorem wrócił pijany. Przeprosił mnie cicho:
– Przepraszam… po prostu nie rozumiem tego wszystkiego…
Przez kilka dni było lepiej. Michał próbował pomóc przy dzieciach, nawet zrobił zakupy. Ale szybko wróciło wszystko do normy: kanapa, telewizor, pretensje.
Zaczęłam rozważać terapię małżeńską. Michał odmówił:
– Nie jestem wariatem! To ty masz problem!
Czułam się coraz bardziej samotna. Nawet dzieci zaczęły pytać:
– Mamo, czemu tata jest zawsze smutny?
Nie wiedziałam już, co robić. Czy powinnam odejść? Czy walczyć dalej?
Pewnego dnia spotkałam Tomka na spacerze z córką.
– Magda… jeśli chcesz pogadać albo po prostu odpocząć – zawsze możesz do mnie zadzwonić. Wiem, jak to jest być samemu z dzieckiem.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Wieczorem usiadłam sama w kuchni i napisałam list do Michała:
„Chcę być szczęśliwa. Chcę mieć partnera, a nie widmo na kanapie. Jeśli nic się nie zmieni… odejdę.”
Nie miałam odwagi mu go dać.
Dziś znów siedzę przy stole i patrzę przez okno na Tomka bawiącego się z córką. Michał śpi na kanapie po nocnej zmianie…
Czy życie naprawdę musi być takie niesprawiedliwe? Czy można zmienić drugiego człowieka? A może trzeba najpierw zacząć od siebie?