„Moja Mama Jest Zła, Kiedy Nie Mogę Spędzać z Nią Całego Czasu: Mam Dwoje Dzieci i Zawsze Jestem Zajęta”

Jestem Kasia, dwudziestodziewięcioletnia kobieta mieszkająca na przedmieściach Warszawy. Od pięciu lat jestem żoną Piotra i mamy dwoje pięknych dzieci, Zosię i Antka. Życie jest, delikatnie mówiąc, bardzo intensywne. Między zarządzaniem domem, opieką nad dziećmi a próbami utrzymania jakiegokolwiek życia towarzyskiego, ledwo mam chwilę na oddech.

Moja mama, Anna, zawsze była ważną częścią mojego życia. Dorastając, była moją opoką, powierniczką i najlepszą przyjaciółką. Ale odkąd dorosłam i założyłam własną rodzinę, nasza relacja stała się napięta. Anna nie wydaje się rozumieć, że nie mogę już spędzać z nią całego czasu. Dzwoni do mnie kilka razy dziennie, często płacząc i narzekając, że nie odwiedzam jej wystarczająco często.

„Kasia, już nigdy nie masz dla mnie czasu,” szlocha do telefonu. „Czuję się taka samotna.”

Próbuję jej wytłumaczyć, że moje obowiązki znacznie się zwiększyły od czasu narodzin dzieci. Zosia ma trzy lata i jeszcze nie chodzi do przedszkola, ponieważ za każdym razem, gdy próbuję ją tam zaprowadzić, kurczowo trzyma się mnie i płacze. Antek ma zaledwie rok i potrzebuje ciągłej uwagi. Piotr pracuje długo, więc większość opieki nad dziećmi spada na mnie.

„Mamo, kocham cię, ale mam teraz dużo na głowie,” mówię jej, starając się zachować spokój w głosie. „Nie mogę być tam cały czas.”

Ale moje słowa zdają się trafiać w próżnię. Anna odbiera moją niemożność spędzania z nią czasu jako osobistą zniewagę. Oskarża mnie o porzucenie jej, o brak troski o jej uczucia. To emocjonalnie wyczerpujące i często czuję się rozdarta między obowiązkami matki a pragnieniem bycia dobrą córką.

Pewnego szczególnie trudnego dnia, po bezsennej nocy z Antkiem i poranku spędzonym na uspokajaniu napadów złości Zosi, otrzymuję kolejny płaczliwy telefon od mamy.

„Kasia, musisz do mnie przyjechać. Nie mogę tego sama znieść,” błaga.

„Mamo, nie mogę. Dzieci mnie tu potrzebują,” odpowiadam, czując znajome ukłucie winy.

„Dobrze, widzę jak jest. Już mnie nie obchodzisz,” rzuca zanim odkłada słuchawkę.

Poczucie winy mnie dręczy, ale wiem, że nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie. Staram się to wynagrodzić odwiedzając ją w weekendy, ale to nigdy nie wystarcza. Napięcie między nami rośnie i zaczynam bać się jej telefonów.

Piotr zauważa napięcie, jakie to na mnie wywiera. „Kasia, musisz ustalić granice z mamą,” radzi. „Nie możesz ciągle tak się rozciągać.”

Wiem, że ma rację, ale to łatwiej powiedzieć niż zrobić. Emocjonalne wybuchy Anny utrudniają egzekwowanie jakichkolwiek granic. Czuję się uwięziona w cyklu winy i obowiązku.

Pewnego wieczoru, po położeniu dzieci spać, siadam z Piotrem, aby omówić sytuację. „Nie wiem co robić,” wyznaję. „Czuję się jakbym zawodziła zarówno jako matka jak i córka.”

„Robisz co możesz,” uspokaja mnie Piotr. „Ale musisz też zadbać o siebie.”

Mimo jego wsparcia sytuacja się nie poprawia. Żądania Anny trwają nadal, a moje poziomy stresu rosną. Zaczynam czuć urazę nie tylko wobec mamy, ale wobec całej sytuacji. Tęsknię za dniami, kiedy nasza relacja była łatwa i mogłam być dla niej bez poświęcania własnego dobrostanu.

W miarę upływu miesięcy napięcie daje o sobie znać. Moje zdrowie zaczyna cierpieć i ciągle czuję się wyczerpana. Radość z macierzyństwa zaczyna zanikać, zastąpiona poczuciem przytłaczającej odpowiedzialności.

Ostatecznie nie ma szczęśliwego zakończenia. Moja relacja z Anną pozostaje pełna napięcia i nadal zmagam się z wymaganiami mojego życia. Kocham moją mamę, ale nie mogę być wszystkim czego potrzebuje. I choć bardzo mnie to boli, muszę zaakceptować fakt, że pewne rzeczy mogą nigdy się nie zmienić.