„Moja teściowa zostawiła dom szwagrowi, a mój mąż nie dostał nic. Czuję się zdradzona i upokorzona” – Moja historia rodzinnego rozczarowania
– Nie wierzę, że to się dzieje – powtarzałam w myślach, patrząc na stół, przy którym siedziała cała rodzina. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko nerwowym stukaniem palców mojego męża, Pawła, o blat. Teściowa, pani Halina, spojrzała na nas wszystkich z tym swoim chłodnym spokojem, który zawsze mnie przerażał.
– Chciałam, żebyście wszyscy byli obecni – zaczęła, poprawiając okulary na nosie. – To ważna sprawa. Chodzi o mój testament.
Zamarłam. Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie sądziłam, że będzie aż tak bolesny. Paweł ścisnął moją dłoń pod stołem. Jego brat, Tomek, siedział naprzeciwko nas z żoną Martą i dwójką dzieci. Obok nich ich córka, Ania, bawiła się cicho lalką. Wszyscy czekali na werdykt jak na wyrok sądu.
– Dom przy ulicy Lipowej zapisuję Tomkowi – powiedziała Halina bez mrugnięcia okiem. – On zawsze był najbliżej, pomagał mi najwięcej.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Paweł zamarł. Przez chwilę miałam nadzieję, że to żart. Ale nie – teściowa kontynuowała:
– Oszczędności dzielę po równo między wnuki. Biżuterię dostaje Marta. A Paweł…
Zawiesiła głos. Wszyscy spojrzeli na mojego męża.
– Paweł dostaje zegarek po ojcu. To dla mnie bardzo ważna pamiątka.
Zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Nikt nie śmiał się odezwać. Paweł patrzył w stół, a ja czułam narastającą wściekłość i bezsilność.
Po spotkaniu wróciliśmy do domu w milczeniu. Dopiero gdy zamknęliśmy drzwi, wybuchłam:
– Jak ona mogła ci to zrobić?! Przecież zawsze byłeś dla niej dobry! Pomagałeś jej po śmierci ojca, jeździłeś do niej co tydzień!
Paweł tylko wzruszył ramionami.
– Tomek mieszka bliżej… Zawsze mówiła, że mu się należy.
– Ale przecież to niesprawiedliwe! – krzyknęłam. – My też mamy dzieci! My też mamy kredyt! A ona wszystko daje Tomkowi i Marcie!
Paweł usiadł ciężko na kanapie i schował twarz w dłoniach.
– Nie chcę o tym rozmawiać – powiedział cicho.
Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tej krzywdzie. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie miałam obrazy: jak Paweł naprawia jej kran, jak jeździ po zakupy, jak dzwoni do niej co drugi dzień. Tomek? Owszem, mieszkał bliżej, ale zawsze był zajęty sobą i swoimi interesami.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.
– Słyszałam o testamencie Haliny – powiedziała z troską w głosie. – Jak się trzymacie?
– Fatalnie – przyznałam szczerze. – Czuję się tak, jakby ktoś napluł nam w twarz.
Mama westchnęła.
– Wiesz… czasem rodzice mają swoje powody. Ale rozumiem cię. To boli.
Nie mogłam się powstrzymać i zadzwoniłam do Marty.
– Gratuluję domu – powiedziałam z przekąsem.
– Nie zaczynaj… – odpowiedziała zmęczonym głosem. – To nie moja decyzja.
– Ale chyba możesz porozmawiać z Tomkiem? Może podzielicie się jakoś?
– Nie wiem… Tomek uważa, że mu się należy. Mama zawsze mówiła, że dom zostanie dla niego.
Rozłączyłam się z poczuciem jeszcze większej bezsilności. Przez kolejne dni atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Paweł zamknął się w sobie. Nasze dzieci pytały, dlaczego tata jest smutny.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do Haliny sama.
– Chciałam porozmawiać – powiedziałam stanowczo już od progu.
Spojrzała na mnie chłodno.
– O czym?
– O testamencie. O Pawle. O tym, jak go potraktowałaś.
Westchnęła ciężko i usiadła przy stole.
– Wiesz… Tomek zawsze był blisko. Paweł wyjechał na studia do Warszawy i długo go nie było. Potem wrócił, ale już nic nie było takie samo.
– Ale przecież to on ci pomagał przez ostatnie lata! – nie wytrzymałam.
Halina spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Ty tego nie zrozumiesz. To moje dzieci i moja decyzja.
Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski i żalu. Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Pawłem, ale on coraz bardziej zamykał się w sobie. Zaczął unikać spotkań rodzinnych, nawet święta spędziliśmy tylko we czwórkę.
W końcu przyszedł dzień przeprowadzki Tomka do domu przy Lipowej. Pojechaliśmy tam z dziećmi pożegnać się z miejscem, gdzie spędziliśmy tyle rodzinnych chwil. Paweł stał na podwórku i patrzył na dom pustym wzrokiem.
– To już nie nasze miejsce – powiedział cicho do syna.
Wróciliśmy do naszego mieszkania w bloku. Dzieci pytały: „Dlaczego nie możemy mieszkać w domu babci?”
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Dziś siedzę przy kuchennym stole i piszę tę historię z nadzieją, że ktoś mnie zrozumie. Czy naprawdę rodzinna sprawiedliwość nie istnieje? Czy zawsze trzeba wybierać między dziećmi? Czy majątek jest ważniejszy od uczuć?
Czasem myślę: czy gdybyśmy byli bliżej Haliny, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można wybaczyć taką krzywdę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?