Moja wnuczka znika w cieniu brata – historia matki, która musiała wybrać między dziećmi

– Zosiu, dlaczego znowu siedzisz sama w swoim pokoju? – zapytałam cicho, wchodząc do jej małego, zagraconego świata. Dziewczynka nawet nie podniosła wzroku znad zeszytu. Jej długie, ciemne włosy opadały na twarz, a ramiona miała zgarbione, jakby chciała się schować przed całym światem.

– Bo mama powiedziała, że mam nie przeszkadzać Bartkowi, kiedy się uczy – odpowiedziała szeptem. W jej głosie słyszałam coś więcej niż smutek. To była rezygnacja.

Zosia ma dwanaście lat. Jest cicha, zamknięta w sobie, a jej oczy coraz częściej są puste. Kiedyś była radosna, śmiała się głośno i biegała po ogrodzie z psem. Teraz nawet pies wydaje się jej unikać. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy na świat przyszedł Bartek – jej młodszy brat. Od tamtej pory Emilia, moja córka, jakby zapomniała o istnieniu Zosi.

Pamiętam dzień, kiedy Emilia przyprowadziła Bartka ze szpitala. Była dumna, szczęśliwa – w końcu miała syna. Jej mąż, Michał, znany adwokat z Warszawy, od razu zaczął snuć plany o przyszłości chłopca. Zosia wtedy stała w kącie salonu i patrzyła na braciszka z mieszaniną ciekawości i lęku. Ja też tam byłam. Próbowałam przytulić Zosię, ale Emilia odsunęła mnie gestem.

– Mamo, nie przesadzaj. Zosia musi się nauczyć dzielić uwagą – powiedziała chłodno.

Od tamtej pory wszystko kręciło się wokół Bartka. Najlepsze ubrania, najdroższe zabawki, lekcje angielskiego od czwartego roku życia. Zosia dostawała resztki – nie tylko rzeczy materialnych, ale i uczuć. Emilia tłumaczyła to tym, że „dziewczynki są silniejsze” i „muszą sobie radzić”.

Próbowałam rozmawiać z Emilią wielokrotnie. Za każdym razem słyszałam to samo:

– Mamo, nie wtrącaj się. Wychowuję dzieci po swojemu. Bartek jest jeszcze mały, potrzebuje więcej uwagi.

Ale Bartek już dawno przestał być mały. Ma osiem lat i jest rozpieszczonym chłopcem, który wie, że zawsze dostanie to, czego chce. Zosia natomiast coraz bardziej zamyka się w sobie. Przestała zapraszać koleżanki do domu. Przestała mówić o swoich marzeniach.

Kilka tygodni temu zauważyłam na jej rękach drobne zadrapania. Zapytałam o nie Emilię.

– To pewnie od kota sąsiadów – machnęła ręką. – Przestań dramatyzować.

Ale ja widziałam strach w oczach Zosi. Postanowiłam porozmawiać z nią szczerze.

– Kochanie, czy coś cię martwi? Możesz mi wszystko powiedzieć.

Zosia długo milczała. W końcu wyszeptała:

– Babciu… ja chyba nie jestem już nikomu potrzebna.

Te słowa rozdarły mi serce na pół.

W domu Emilii coraz częściej dochodziło do kłótni. Michał wracał późno z pracy i nie interesował się dziećmi. Emilia była wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Bartek krzyczał na wszystkich i rzucał zabawkami, jeśli coś nie szło po jego myśli. Zosia znikała w swoim pokoju na całe godziny.

Pewnego dnia usłyszałam przez drzwi rozmowę Emilii z Bartkiem:

– Mamo, a czemu Zosia nie może ze mną grać na komputerze?
– Bo ona tylko przeszkadza! Ty jesteś mądry chłopak, musisz się skupić na nauce.
– Ale ona płacze…
– Nie przejmuj się nią. Dziewczyny zawsze płaczą bez powodu.

Nie wytrzymałam. Weszłam do kuchni i spojrzałam córce prosto w oczy:

– Emilia! Czy ty naprawdę nie widzisz, co robisz swojej córce?

Spojrzała na mnie z chłodną obojętnością:

– Mamo, nie przesadzaj. Zosia jest po prostu przewrażliwiona.

Od tamtej pory zaczęłam coraz częściej zabierać Zosię do siebie na weekendy. U mnie rozkwitała – śmiała się, pomagała mi w ogrodzie, opowiadała o książkach, które czytała po nocach pod kołdrą z latarką. Ale gdy tylko wracałyśmy do domu Emilii, znów gasła.

W zeszłym tygodniu wydarzyło się coś, co przelało czarę goryczy. Zosia dostała piątkę z matematyki – pierwszy raz od dawna! Pobiegła do mamy z zeszytem w ręku.

– Mamo! Zobacz! Dostałam piątkę!
Emilia nawet nie spojrzała znad laptopa:
– Cicho teraz, Bartek ma lekcję online.
Zosia stała jeszcze chwilę w progu salonu, potem powoli wróciła do swojego pokoju.

Wieczorem znalazłam ją płaczącą pod kołdrą.
– Babciu… czy ja mogę u ciebie zamieszkać?

Nie spałam całą noc. Rano zadzwoniłam do Emilii.
– Musimy porozmawiać. Tak dalej być nie może.
Emilia była zirytowana:
– Mamo, nie dramatyzuj! To moje dzieci!
– Ale to też moja wnuczka! Jeśli nie potrafisz jej kochać tak samo jak Bartka… zabiorę ją do siebie!

Wybuchła awantura jakiej jeszcze nie było. Michał próbował mnie uciszyć:
– Proszę pani, niech pani nie miesza się w nasze sprawy rodzinne!
Ale ja już podjęłam decyzję.

Dziś siedzę przy kuchennym stole z Zosią obok siebie. Patrzę na jej drobne dłonie splecione nerwowo na kolanach.
– Babciu… czy teraz już zawsze będziemy razem?
Przytulam ją mocno i czuję jak drży.

Nie wiem jeszcze jak potoczy się nasza historia. Czy Emilia zrozumie swój błąd? Czy Bartek nauczy się szanować siostrę? Czy ja dam radę wychować wnuczkę na nowo?

Czasem pytam siebie: czy można naprawić serce dziecka złamane przez własną matkę? Czy miłość babci wystarczy tam, gdzie zabrakło matczynego ciepła?