Nie jestem waszą służącą: Historia Magdy z Krakowa

— Magda, czy możesz podać mi jeszcze herbatę? — głos teściowej rozbrzmiał w kuchni z taką pewnością, jakby to był jej własny dom. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, patrząc przez okno na szare niebo nad Krakowem. Znowu padało. Znowu ja — w tej samej kuchni, z tym samym poczuciem, że jestem niewidzialna.

— Już niosę, pani Zofio — odpowiedziałam cicho, choć w środku aż kipiałam. Michał siedział w salonie z siostrą, śmiejąc się z jakiegoś programu telewizyjnego. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wyjść. Ale nie zrobiłam tego. Jak zwykle.

Osiem lat temu zakochałam się w Michale bez pamięci. Był czuły, opiekuńczy, obiecywał mi świat. Wierzyłam, że razem stworzymy coś wyjątkowego. Ale życie szybko zweryfikowało moje marzenia. Po ślubie zamieszkaliśmy w jego rodzinnym domu — „na chwilę”, jak mówił. Ta chwila trwa już osiem lat.

Na początku starałam się być idealną żoną i synową. Gotowałam obiady, sprzątałam, dbałam o wszystkich. Teściowa chwaliła mnie przed sąsiadkami, ale w domu zawsze znalazła coś do poprawienia. — Magda, ziemniaki są za słone. Magda, dlaczego nie wyprasowałaś koszuli Michała? Magda, Ania (siostra Michała) nie ma czasu na zakupy, może byś jej pomogła? — Słuchałam tego dzień w dzień, aż przestałam słyszeć własne myśli.

Michał? On zawsze był po stronie matki. — Wiesz, mama się zna na prowadzeniu domu — powtarzał. — Nie przejmuj się, ona tylko chce dobrze.

Ale ja się przejmowałam. Każdego dnia coraz bardziej czułam, że tracę siebie. Moje marzenia o pracy w wydawnictwie, o podróżach po Europie, o własnym mieszkaniu — wszystko to stawało się coraz bardziej odległe. Zamiast tego byłam „Magdą od herbaty”, „Magdą od zakupów”, „Magdą od wszystkiego”.

Pamiętam jeden wieczór szczególnie wyraźnie. Było już późno, wszyscy poszli spać. Siedziałam sama przy kuchennym stole i płakałam nad kubkiem zimnej herbaty. Wtedy zadzwoniła moja mama.

— Córeczko, co się dzieje? — zapytała od razu.

— Nic… Po prostu jestem zmęczona — skłamałam.

— Magda, ja cię znam. Pamiętaj, że masz prawo być szczęśliwa. Nie możesz całe życie żyć dla innych.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Kilka dni później doszło do kolejnej kłótni. Teściowa zarzuciła mi, że nie dbam o dom tak jak ona kiedyś. Michał nawet nie próbował mnie bronić.

— Może mama ma rację? Może powinnaś się bardziej postarać? — powiedział bez cienia wahania.

Wtedy coś we mnie pękło.

— A może ty byś się postarał? Może byś raz posprzątał po sobie albo zrobił zakupy? — wybuchłam.

W domu zapadła cisza. Michał patrzył na mnie jak na obcą osobę.

— Co ci się stało? Ostatnio jesteś jakaś nerwowa — rzucił tylko i wyszedł z kuchni.

Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Nawet Ania zaczęła mnie omijać szerokim łukiem.

W pracy (bo na szczęście miałam choć tę odskocznię — pracowałam w małym antykwariacie) koleżanka zapytała mnie pewnego dnia:

— Magda, czemu jesteś taka przygaszona?

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy powinnam powiedzieć prawdę? Że czuję się jak służąca we własnym domu? Że nikt nie widzi moich potrzeb?

Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania (teściowa z Anią pojechały do ciotki). Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia z czasów studiów. Uśmiechnięta Magda z plecakiem na Mazurach, Magda na koncercie jazzowym, Magda z książką pod Wawelem… Gdzie się podziała tamta dziewczyna?

Nagle poczułam przypływ odwagi. Napisałam do Michała wiadomość: „Musimy porozmawiać”.

Spotkaliśmy się wieczorem w kuchni.

— Michał, ja tak dłużej nie mogę. Czuję się jak wasza służąca. Nie mam swojego życia, swoich marzeń… Ty nawet nie zauważasz, że mnie tracisz.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

— Przesadzasz… Przecież masz wszystko: dom, rodzinę…

— Ale nie mam siebie! — przerwałam mu drżącym głosem.

Po raz pierwszy od lat powiedziałam głośno to, co naprawdę czuję.

Następne dni były pełne napięcia i niedopowiedzeń. Michał próbował udawać, że nic się nie stało, ale ja już nie chciałam wracać do dawnego życia. Zaczęłam szukać mieszkania do wynajęcia. Rozmawiałam z mamą i przyjaciółką — obie wspierały mnie bezwarunkowo.

W końcu podjęłam decyzję: wyprowadzam się.

Ostatniego dnia spakowałam walizkę i stanęłam w drzwiach kuchni.

— Magda… naprawdę chcesz to zrobić? — zapytał Michał cicho.

— Tak. Chcę wreszcie być sobą.

Wyszłam z domu z bijącym sercem i łzami w oczach, ale też z poczuciem ulgi i nadziei.

Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na Podgórzu. Pracuję więcej w antykwariacie, zapisuję się na kurs redakcji tekstów i znów zaczynam marzyć o podróżach. Czasem jest mi smutno i tęsknię za tym, co było dobre w naszym związku… Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę sobie zapomnieć o sobie samej.

Czy naprawdę trzeba było aż tylu lat cierpienia, żeby zrozumieć własną wartość? Ile kobiet wokół nas żyje cudzym życiem, bo boją się powiedzieć „dość”? Może czas zacząć mówić głośno o swoich potrzebach — zanim będzie za późno.