Nie potrafię już cieszyć się rodzinnymi spotkaniami – boję się, że znowu nie trafię z prezentem
– Znowu nie trafiłaś, Aniu – usłyszałam cichy, ale wyraźny szept mamy, kiedy rozpakowała prezent na imieninach. Wokół stołu zapadła niezręczna cisza, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Wszyscy patrzyli na mnie z mieszaniną współczucia i rozbawienia. Tata chrząknął nerwowo, ciocia Basia zaczęła poprawiać obrus, a mój brat Michał odwrócił wzrok. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
To był już trzeci rok z rzędu, kiedy mama nie była zadowolona z mojego prezentu. Tym razem wybrałam dla niej piękny szal z kaszmiru – delikatny, w jej ulubionym kolorze. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ale ona tylko spojrzała na mnie tym swoim chłodnym wzrokiem i powiedziała: – Dziękuję, ale przecież wiesz, że nie lubię takich rzeczy. – I odłożyła szal na bok, jakby to była stara gazeta.
Od tamtej chwili nie mogłam już skupić się na rozmowach przy stole. Słyszałam tylko szum własnych myśli i czułam narastający wstyd. Każde rodzinne spotkanie od kilku lat wyglądało podobnie. Zawsze ten sam stres: co kupić, żeby nie zawieść? Co wybrać dla taty, który wszystko już ma? Dla Michała, który nigdy nie okazuje emocji? Dla cioci Basi, która zawsze mówi „nie trzeba było”, ale potem przez pół roku wspomina, że dostała coś niepraktycznego?
Ale najtrudniejsza do uszczęśliwienia była zawsze mama. Pamiętam, jak kiedyś – miałam wtedy może dziesięć lat – narysowałam dla niej laurkę na Dzień Matki. Byłam taka dumna! Ale ona tylko spojrzała i powiedziała: – Ładnie, ale mogłaś się bardziej postarać. Od tamtej pory wiedziałam, że muszę się starać bardziej. Tylko nigdy nie wiedziałam, co to znaczy „bardziej”.
Przez lata próbowałam różnych strategii. Pytałam taty, co mama chciałaby dostać. On tylko wzruszał ramionami: – Wiesz, jaka ona jest. Może coś do kuchni? Ale kiedy kupiłam jej zestaw eleganckich filiżanek, usłyszałam: – Po co mi to? Przecież mam już pełno takich rzeczy.
Próbowałam podpytywać mamę wprost: – Mamo, co byś chciała dostać na urodziny? Ona zawsze odpowiadała: – Niczego nie potrzebuję. Ale kiedy rzeczywiście niczego jej nie kupiłam, była urażona przez miesiąc.
Z czasem zaczęłam unikać rodzinnych spotkań. Zawsze znajdowałam wymówkę: praca, zmęczenie, złe samopoczucie. Ale prawda była taka, że bałam się kolejnego rozczarowania. Bałam się tej chwili, kiedy wszyscy patrzą na mnie i czekają na reakcję mamy. Bałam się jej wzroku i tego uczucia bycia niewystarczającą.
Ostatnie Boże Narodzenie spędziłam sama w wynajmowanym mieszkaniu na Pradze. Wszyscy dzwonili i pytali: – Dlaczego nie przyjeżdżasz? Tłumaczyłam się grypą, ale tak naprawdę siedziałam na kanapie i płakałam. Czułam się winna i jednocześnie wolna od tej presji.
Czasami zastanawiam się, czy to ze mną jest coś nie tak. Może jestem zbyt wrażliwa? Może powinnam po prostu przestać się przejmować? Ale jak przestać przejmować się opinią własnej matki?
Kilka tygodni temu zadzwoniła do mnie ciocia Basia:
– Aniu, mama bardzo za tobą tęskni. Może byś przyszła na obiad w niedzielę?
– Nie wiem… – odpowiedziałam wymijająco.
– Wiesz… ona nie potrafi okazywać uczuć. Ale naprawdę cię kocha.
Zgodziłam się po długim namyśle. Przez całą drogę do rodzinnego domu czułam ścisk w żołądku. W głowie układałam scenariusze rozmów i zastanawiałam się, czy powinnam coś przynieść. Ostatecznie kupiłam mamie mały bukiet tulipanów.
Kiedy weszłam do domu, mama stała w kuchni i mieszała zupę.
– Cześć, mamo – powiedziałam cicho.
– O, jesteś… – odpowiedziała bez entuzjazmu.
Podałam jej kwiaty.
– Dziękuję – powiedziała krótko i postawiła je w wazonie bez słowa.
Obiad minął spokojnie, ale czułam napięcie w powietrzu. W pewnym momencie mama spojrzała na mnie i zapytała:
– Dlaczego ostatnio tak rzadko przychodzisz?
Zebrałam się na odwagę:
– Boję się… Boję się, że znowu cię rozczaruję.
Mama spojrzała na mnie zdziwiona:
– Rozczarujesz? Przecież ja niczego od ciebie nie oczekuję.
– Ale zawsze jesteś niezadowolona z prezentów…
Mama westchnęła ciężko:
– Może po prostu nie umiem tego okazać…
Wyszłam z domu z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż wcześniej. Czy naprawdę to ja jestem problemem? Czy może to ona nigdy nie nauczyła się mówić o swoich uczuciach?
Od tamtej pory próbuję patrzeć na rodzinne spotkania inaczej. Staram się nie myśleć o prezentach jak o egzaminie dojrzałości. Ale to trudne. Każde święta to dla mnie walka ze sobą.
Czasami zastanawiam się: czy kiedykolwiek poczuję się wystarczająco dobra dla własnej rodziny? Czy da się nauczyć cieszyć tymi chwilami bez lęku przed rozczarowaniem? Może inni też tak mają…