Nie potrafię wybaczyć synowi, że zniszczył mój związek: życie z nim stało się nie do zniesienia

— Nie rozumiesz, mamo! On nie jest dla ciebie! — krzyczał Bartek, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Stałam wtedy przy oknie, patrząc na szare niebo nad Warszawą. W dłoniach ściskałam kubek zimnej już herbaty. W tej chwili poczułam, że coś we mnie pęka — nie pierwszy raz tego wieczoru.

Jeszcze dwa lata temu myślałam, że najgorsze już za mną. Rozwód z Pawłem był bolesny, ale konieczny. Nasze małżeństwo od dawna było tylko formalnością — rozmowy zamieniły się w kłótnie, a czułość w obojętność. Mamy dwójkę dzieci: Zosię i Bartka. Gdy powiedziałam im o rozwodzie, Zosia miała łzy w oczach, ale szybko podjęła decyzję: „Chcę mieszkać z tatą”. Bartek został ze mną. Myślałam, że to będzie dla nas nowy początek.

Przez pierwsze miesiące byliśmy tylko we dwoje. Bartek zamknął się w sobie, coraz więcej czasu spędzał w swoim pokoju, słuchając muzyki i grając na komputerze. Próbowałam do niego dotrzeć — gotowałam jego ulubione naleśniki, proponowałam wspólne wyjścia do kina, ale on tylko wzruszał ramionami. W pracy też nie było łatwo — szefowa coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że powinnam bardziej się angażować. Czułam się rozdarta między domem a pracą.

Wtedy poznałam Michała. Był ciepły, uważny, potrafił słuchać. Spotykaliśmy się najpierw na kawie po pracy, potem zaczęliśmy spędzać razem weekendy. Po raz pierwszy od lat poczułam się ważna i kochana. Powoli zaczęłam wprowadzać Michała do mojego życia — zaprosiłam go na kolację do domu. Bartek był uprzejmy, ale chłodny. Po kolacji powiedział tylko: „Nie musisz udawać, że wszystko jest okej”.

Z czasem napięcie rosło. Bartek coraz częściej wracał późno do domu, przestał odzywać się do mnie poza krótkimi zdaniami typu „Nie ma mleka” albo „Zostaw mnie w spokoju”. Michał próbował z nim rozmawiać, ale Bartek był nieprzejednany. Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi ich rozmowę:

— Nie jesteś moim ojcem i nigdy nim nie będziesz! — krzyczał Bartek.
— Nie chcę być twoim ojcem, Bartek. Chcę być twoim przyjacielem — odpowiedział spokojnie Michał.
— Nie potrzebuję przyjaciół! Potrzebuję mojej rodziny!

Po tej rozmowie Michał coraz rzadziej przychodził do nas. W końcu powiedział mi wprost: „Nie chcę być powodem twojego cierpienia. Twój syn mnie nienawidzi. Nie mogę tak żyć”.

Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę. Siedziałam na kanapie, płakałam cicho, żeby Bartek nie słyszał. Wtedy wszedł do pokoju i powiedział:

— Teraz możesz być ze mną. Tak jak powinno być.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. W jego oczach zobaczyłam ulgę, ale też coś jeszcze — strach? Samotność? Może poczucie winy? Nie wiem.

Od tamtej pory nasze życie stało się jeszcze trudniejsze. Bartek wrócił do domu wcześniej niż zwykle, ale między nami była ściana milczenia. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo łzami. Próbowałam tłumaczyć mu, że mam prawo być szczęśliwa, że Michał nie chciał nikogo zastępować… Ale on tylko powtarzał: „Nie rozumiesz mnie”.

Czasem myślę o Zosi — dzwoni rzadko, mówi, że u taty jest spokojniej. Zazdroszczę jej tej ucieczki od problemów. Ja nie mogę uciec — jestem tu z Bartkiem i naszymi niewypowiedzianymi żalami.

Ostatnio Bartek przyniósł do domu świadectwo z ocenami gorszymi niż kiedykolwiek wcześniej. Zapytałam:

— Co się dzieje? Chcesz o tym porozmawiać?
— Nie chcę o niczym rozmawiać! Ty zawsze myślisz tylko o sobie!

Zamknął się w swoim pokoju na klucz. Siedziałam pod drzwiami i płakałam bezgłośnie.

Czuję się jak więzień własnego domu i własnych decyzji. Nie potrafię wybaczyć Bartkowi tego, co zrobił — odebrał mi szansę na szczęście, zniszczył mój związek z Michałem. Ale czy to naprawdę jego wina? Czy może ja popełniłam błąd? Może za szybko próbowałam ułożyć sobie życie na nowo?

Każdego dnia budzę się z nadzieją, że coś się zmieni — że Bartek mnie przytuli albo powie „przepraszam”. Ale on milczy, a ja coraz bardziej zamykam się w sobie.

Czasem pytam siebie: czy matka powinna wybaczyć wszystko swojemu dziecku? Czy mam prawo czuć żal do własnego syna? A może to ja powinnam go przeprosić? Nie wiem już nic — poza tym, że życie z nim stało się bardzo trudne.