Nowa opiekunka, stare lęki: Czy powinnam jej zaufać?
— Znowu się spóźniasz, Magdo — powiedziałam, patrząc na zegarek, gdy nowa opiekunka przekroczyła próg naszego mieszkania. Był poniedziałek, godzina 7:45, a ja już czułam narastające napięcie w żołądku. Mój mąż, Tomek, stał w kuchni i parzył kawę, udając, że nie słyszy mojego zirytowanego tonu.
— Przepraszam, pani Aniu, tramwaj się zepsuł — odpowiedziała Magda z uśmiechem, który wydawał mi się zbyt szeroki. Miała na sobie nową sukienkę w kwiaty i pachniała intensywnymi perfumami. Dzieci od razu rzuciły się jej na szyję, a ja poczułam ukłucie zazdrości. Jeszcze kilka tygodni temu to pani Basia była częścią naszej codzienności — cicha, ciepła, niezawodna. Teraz wszystko było inne.
Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do pracy z ciężkim sercem. Cały dzień nie mogłam się skupić. W głowie wciąż miałam obraz Magdy śmiejącej się z Tomkiem przy śniadaniu. Przypomniałam sobie, jak poprzedniego dnia przyłapałam ją na tym, jak poprawiała mu krawat przed wyjściem do pracy. „To tylko uprzejmość”, tłumaczyłam sobie, ale coś we mnie krzyczało: „Uważaj!”.
Wieczorem, gdy wróciłam do domu, dzieci były zachwycone. — Mamo, Magda nauczyła nas robić domowe lody! — krzyczała Zosia. Tomek siedział na kanapie i rozmawiał z Magdą o jakimś filmie. Gdy weszłam do salonu, nagle umilkli.
— Co robicie? — zapytałam z udawaną obojętnością.
— Nic takiego, rozmawiamy o kinie — odpowiedział Tomek, nie patrząc mi w oczy.
Przez kolejne dni atmosfera gęstniała. Magda była coraz bardziej obecna — nie tylko w domu, ale i w moich myślach. Zaczęłam sprawdzać jej profil na Facebooku, szukać informacji o jej poprzednich pracach. Znalazłam zdjęcia z jakimś mężczyzną — czy to jej chłopak? A może brat? Nie mogłam przestać analizować każdego szczegółu.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich śmiech w kuchni. Weszłam bez pukania. Magda stała blisko Tomka, trzymając rękę na jego ramieniu.
— Przepraszam, przeszkadzam? — zapytałam lodowatym tonem.
— Nie, już wychodzę — powiedziała Magda i szybko wyszła z kuchni.
Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem:
— Co ty wyprawiasz? Przesadzasz!
— Może i przesadzam, ale coś mi tu nie gra! — wybuchłam.
Przez kolejne dni unikaliśmy się z Tomkiem. Dzieci pytały, dlaczego jestem smutna. Magda zaczęła przychodzić punktualnie, była uprzejma i profesjonalna, ale czułam dystans. Pewnego popołudnia Zosia przyszła do mnie z płaczem:
— Mamo, czy Magda już nas nie lubi?
Serce mi pękło. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy stole.
— Tomek, musimy porozmawiać. Nie potrafię zaufać Magdzie. Jej obecność sprawia, że czuję się obco we własnym domu.
Tomek westchnął ciężko:
— Aniu, to ty musisz sobie odpowiedzieć na pytanie: czy to ona jest problemem, czy twoje lęki?
Nie spałam całą noc. Rano zadzwoniłam do Magdy i poprosiłam ją o rozmowę.
— Pani Magdo… Dziękuję za wszystko, co pani zrobiła dla dzieci. Ale muszę zakończyć naszą współpracę.
Magda spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
— Rozumiem… Ale proszę wiedzieć, że nigdy nie chciałam nikomu zaszkodzić.
Dzieci płakały przez kilka dni. Tomek był chłodny i zamknięty w sobie. Ja czułam ulgę i jednocześnie pustkę.
Minęły tygodnie. Zatrudniłam nową opiekunkę — starszą panią Krystynę. Wszystko wróciło do normy, ale relacja z Tomkiem już nigdy nie była taka sama. Czasem łapię się na tym, że tęsknię za energią Magdy i za tym chaosem emocji, który wniosła do naszego życia.
Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była zaufać swojej intuicji czy raczej spróbować zawalczyć o spokój rodziny inaczej? A może problem tkwił we mnie?
Czasem patrzę na Tomka i zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla własnego poczucia bezpieczeństwa? Czy zazdrość zawsze jest złym doradcą? Co wy byście zrobili na moim miejscu?