Oddałam córce mieszkanie, które remontowałam latami. Teraz jej mąż chce je sprzedać – czy to sprawiedliwe?

– Mamo, musimy porozmawiać – głos Kasi drżał przez telefon. Wiedziałam, że coś się stało. Ostatnio była jakaś inna, zamyślona, a ja czułam w kościach, że nadciąga burza.

Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w stare zdjęcie Kasi z pierwszego dnia szkoły. Miała wtedy pięć lat i ogromne niebieskie oczy. To wtedy postanowiłam, że zrobię wszystko, by zapewnić jej lepszy start niż ja miałam. Zaczęłam brać dodatkowe zmiany w sklepie spożywczym, sprzątałam u sąsiadów, szyłam na zamówienie. Każda złotówka trafiała do koperty z napisem „Kasia – mieszkanie”.

Przez lata odkładałam pieniądze, rezygnując z własnych przyjemności. Gdy Kasia skończyła dwadzieścia dwa lata, kupiłam dla niej małe mieszkanie na Pradze. Było do generalnego remontu, ale nie bałam się pracy. Malowałam ściany, kładłam panele, szorowałam kafelki. Pamiętam, jak Kasia pomagała mi wybierać zasłony i śmiała się, że jestem perfekcjonistką. To były nasze wspólne chwile – matki i córki.

W końcu mieszkanie było gotowe. Kupiłam nowe meble na raty, wybrałam najładniejsze dodatki. Kiedy Kasia wprowadziła się tam po ślubie z Pawłem, byłam dumna jak nigdy wcześniej.

Ale teraz…

– Mamo, Paweł uważa, że powinniśmy sprzedać mieszkanie i kupić coś większego pod Warszawą – powiedziała Kasia cicho, patrząc na mnie z niepokojem podczas naszej rozmowy w kuchni.

– Sprzedać? – powtórzyłam głucho. – To przecież twój dom! Nasza praca… nasze wspomnienia…

Kasia spuściła wzrok. – Wiem, mamo. Ale Paweł mówi, że to dobra inwestycja. Że możemy zarobić i mieć dom z ogródkiem.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– A co ty o tym myślisz? – zapytałam ostrożnie.

– Nie wiem… – szepnęła. – Boję się twojej reakcji.

Wtedy do kuchni wszedł Paweł. Wysoki, pewny siebie, zawsze z telefonem w ręku.

– Dzień dobry, pani Aniu – rzucił chłodno. – Chciałem tylko powiedzieć, że to rozsądna decyzja. Mieszkanie jest warte dużo więcej niż kiedyś. Możemy zrobić krok do przodu.

– Krok do przodu? – powtórzyłam z goryczą. – A co z tym wszystkim, co tu zostawiłyśmy? Z moją pracą? Z tymi wszystkimi latami?

Paweł wzruszył ramionami. – To tylko ściany i meble.

Zacisnęłam pięści pod stołem. Dla niego to tylko ściany i meble… Dla mnie to całe życie.

Po ich wyjściu długo siedziałam w ciszy. Przypominały mi się noce spędzone na liczeniu pieniędzy, zmęczenie po pracy i radość z każdego postępu w remoncie. Przypominały mi się rozmowy z Kasią o przyszłości i jej dziecięce marzenia.

Następnego dnia zadzwoniła moja siostra Basia.

– Anka, słyszałam od Kasi… Co zamierzasz zrobić?

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Czuję się zdradzona. Jakby wszystko to nie miało znaczenia.

Basia westchnęła.

– Ale to przecież twoja córka… Może ona naprawdę chce tego domu?

– Może… Ale czy to znaczy, że mam pozwolić Pawłowi decydować o wszystkim? On nawet nie wie, ile mnie to kosztowało!

Wieczorem zadzwoniła Kasia.

– Mamo… Paweł już rozmawiał z agentem nieruchomości. Chciałabym wiedzieć, co ty o tym naprawdę myślisz.

– Myślę… że nie rozumiesz, ile dla mnie znaczy to mieszkanie – odpowiedziałam drżącym głosem. – Ale jeśli naprawdę chcesz je sprzedać… Nie mogę cię zatrzymać.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Mamo… Ja nie chcę cię zranić. Ale czuję się rozdarta. Paweł mówi, że musimy myśleć o przyszłości dzieci…

– A ty? Myślisz o sobie?

Kasia rozpłakała się.

– Nie wiem już nic…

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona, a koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. Nie chciałam nikomu mówić prawdy – wstydziłam się tego konfliktu.

W końcu postanowiłam spotkać się z Pawłem sam na sam.

– Paweł – zaczęłam stanowczo – wiem, że chcesz dobrze dla rodziny. Ale to mieszkanie jest częścią naszej historii. Czy naprawdę musisz je sprzedawać?

Spojrzał na mnie chłodno.

– Pani Aniu, rozumiem sentymenty. Ale życie to nie bajka. Trzeba myśleć praktycznie.

– A uczucia? Rodzina?

Wzruszył ramionami i wyszedł bez słowa.

Po tej rozmowie poczułam się jeszcze gorzej. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim miejscem w życiu Kasi. Czy jestem tylko dodatkiem do jej nowej rodziny? Czy moje poświęcenie naprawdę coś znaczy?

Kilka dni później Kasia przyszła sama.

– Mamo… Rozmawiałam z Pawłem jeszcze raz. Powiedziałam mu wszystko o twojej pracy i o tym, jak bardzo to mieszkanie jest dla nas ważne. On nie rozumie… Ale ja już wiem jedno: nie chcę go sprzedawać. To jest mój dom i twoje serce w tych ścianach.

Objęłyśmy się i obie płakałyśmy długo.

Ale wiem, że ta sprawa wróci jeszcze niejeden raz. Paweł nie odpuści tak łatwo.

Czasem patrzę na Kasię i zastanawiam się: czy matka powinna zawsze oddawać wszystko dziecku? Czy są granice poświęcenia? Czy moje uczucia mają jeszcze znaczenie w świecie pełnym kalkulacji?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?