Po śmierci brata zostałam tylko z pudełkiem wspomnień. Czy rodzina naprawdę może się rozpaść przez testament?

– Nie rozumiem, dlaczego to wszystko musiało się tak skończyć – mówię do siebie, siedząc na zimnej podłodze w piwnicy, wśród zapachu kurzu i starych kartonów. W dłoniach trzymam pudełko po butach, w którym Piotr przechowywał nasze dziecięce zdjęcia. Palcami przesuwam po wyblakłych fotografiach: tu Piotr na moim pierwszym komunijnym przyjęciu, tu razem na wakacjach w Ustce, tu śmiejemy się do obiektywu, jakby świat miał nigdy się nie skończyć.

– Anka, co ty tam robisz? – głos mamy dobiega z góry, z kuchni. Słychać w nim zmęczenie i coś jeszcze – może żal, może rezygnację.

– Szukam… – odpowiadam cicho, choć wiem, że nie usłyszy. Szukam siebie. Szukam Piotra. Szukam odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że po jego śmierci zostałam tylko z tym pudełkiem.

Piotr był moim starszym bratem. Sześć lat różnicy, ale zawsze byliśmy blisko. Kiedy upadłam z roweru i rozbiłam kolano, to on nosił mnie na barana. Kiedy tata podnosił głos, Piotr kładł mi rękę na ramieniu i mówił: „Nie bój się, ja tu jestem”. Nie było dnia, żebyśmy nie rozmawiali. Nawet kiedy wyjechał na studia do Warszawy, dzwonił codziennie.

A potem pojawiła się ona – Magda. Z początku ją polubiłam. Była ciepła, uśmiechnięta, trochę nieśmiała. Piotr przy niej rozkwitał. Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Coraz rzadziej dzwonił. Coraz rzadziej przyjeżdżał do domu. Kiedy już przyjeżdżał, Magda była zawsze obok – jak cień, jak mur.

Pamiętam Wigilię sprzed trzech lat. Siedzieliśmy przy stole, a Magda nagle powiedziała:
– Może w tym roku spędzimy święta tylko we dwoje? Chciałabym mieć Piotra tylko dla siebie.
Mama spojrzała na nią zaskoczona, tata odłożył widelec. Ja poczułam ukłucie w sercu.
– Przecież zawsze spędzamy święta razem – powiedziałam cicho.
Piotr spojrzał na mnie przepraszająco.
– Może Magda ma rację… – mruknął.

Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać. Coraz częściej czułam się jak intruz we własnej rodzinie. Piotr był coraz dalej. A potem przyszła ta wiadomość – wypadek samochodowy pod Radomiem. Telefon od Magdy o trzeciej nad ranem: „Anka… Piotra już nie ma”.

Pogrzeb był jak zły sen. Ludzie składali kondolencje, ktoś płakał, ktoś szeptał coś o niesprawiedliwości losu. Magda stała obok trumny jak posąg – zimna, zamknięta w sobie. Mama tuliła mnie do siebie, tata patrzył gdzieś w dal.

Po pogrzebie zaczęły się sprawy spadkowe. Okazało się, że Piotr zostawił testament – wszystko zapisał Magdzie: mieszkanie w Warszawie, samochód, oszczędności. Nawet stary rower z dzieciństwa – ten sam, na którym uczył mnie jeździć – miał trafić do niej.

– To niemożliwe – powiedziałam do notariusza.
– Takie są zapisy testamentu – odpowiedział chłodno.
– Ale ja… jestem jego siostrą! – krzyknęłam bezradnie.
Magda patrzyła na mnie bez wyrazu.
– Tak chciał Piotr – powiedziała tylko.

Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy ani razu. Mama próbowała dzwonić do Magdy, ale ta nie odbierała telefonu. Tata zamknął się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle.

Zostałam z pudełkiem zdjęć i poczuciem, że nie istnieję. Że całe moje życie z Piotrem zostało wymazane jednym podpisem pod testamentem.

Czasem zastanawiam się, czy to ja zrobiłam coś źle. Czy powinnam była walczyć o brata bardziej? Czy powinnam była powiedzieć mu o tym wszystkim – o tym, jak bardzo mi go brakuje? Ale przecież on wiedział… Prawda?

Ostatnio śnił mi się Piotr. Stał na naszym podwórku pod jabłonią i machał do mnie ręką.
– Nie bój się, Anka – powiedział jak wtedy, gdy byłam mała. – Ja tu jestem.
Obudziłam się z płaczem i przez chwilę miałam nadzieję, że to wszystko było tylko koszmarem.

Ale rzeczywistość jest inna. Magda mieszka teraz w mieszkaniu Piotra. Podobno spotyka się z kimś nowym. Czasem myślę o tym z zazdrością i gniewem – jak mogła tak szybko zapomnieć? Jak mogła zabrać mi wszystko?

Mama mówi: „Musisz żyć dalej”. Ale jak żyć dalej bez przeszłości? Bez brata? Bez poczucia, że byłam dla kogoś ważna?

Dziś znów siedzę w piwnicy z pudełkiem zdjęć na kolanach. Przeglądam je jedno po drugim i próbuję przypomnieć sobie każdy szczegół: zapach lata nad morzem, śmiech Piotra, jego głos mówiący: „Nie bój się”.

Może to wszystko jest lekcją? Może muszę nauczyć się żyć bez niego? Ale jak pogodzić się z tym, że rodzina może rozpaść się przez testament?

Czy naprawdę można stracić wszystko przez jeden podpis? Czy ktoś jeszcze czuje się tak samotny jak ja?