Poprosiłam brata, żeby dołożył się do lodówki dla mamy. To, co usłyszałam, zmieniło wszystko…

– Michał, proszę cię, to tylko lodówka. Mama naprawdę jej potrzebuje – powiedziałam, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Stałam w kuchni, patrząc na starą, ledwo zipiącą lodówkę, która od miesięcy wyła jak potępieniec. Mama udawała, że wszystko jest w porządku, ale widziałam, jak wyciągała z niej rozmrożone mięso i narzekała pod nosem.

– Emilka, nie przesadzaj. Przecież ona sobie radzi – odpowiedział Michał z tym swoim tonem, który zawsze mnie doprowadzał do szału. – Poza tym mam teraz inne wydatki. Wiesz, jak jest.

Zacisnęłam zęby. Wiedziałam, że Michał właśnie kupił nowy samochód i wyjeżdża z Magdą na weekend do Zakopanego. Ale dla mamy nie miał nawet dwustu złotych? Przez chwilę miałam ochotę rzucić słuchawką.

– Michał, to nie jest tylko prezent. To coś, co naprawdę jej się przyda. Chciałam, żebyśmy zrobili to razem…

– Emilka, przestań mnie szantażować emocjonalnie. Zawsze robisz z siebie męczennicę – przerwał mi ostro.

Poczułam łzy napływające do oczu. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak razem z Michałem biegaliśmy po podwórku, jak wspólnie robiliśmy laurki na Dzień Matki… Gdzie się podział ten brat, którego znałam?

Odstawiłam telefon na blat i usiadłam przy stole. Mama weszła do kuchni i spojrzała na mnie z troską.

– Coś się stało, Emilko?

– Nie… wszystko w porządku – skłamałam. Nie chciałam jej martwić. Przecież to miała być niespodzianka.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo tej rozmowy. Czy naprawdę wymagam za dużo? Czy to ja jestem problemem? Michał zawsze był oczkiem w głowie mamy – to jemu wybaczała wagary i rozbite kolana, to jego chwaliła przed sąsiadkami. Ja byłam tą „odpowiedzialną”, tą „rozsądną”.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Magda, żona Michała.

– Emilka, słyszałam o tej lodówce… Wiesz, Michał ma teraz dużo na głowie. Może poczekajmy z tym prezentem?

Zacisnęłam pięści. – Magda, mama nie może czekać. Lodówka ledwo działa! – głos mi się załamał.

– No dobrze… Ale może kup coś tańszego? Albo używanego? – zaproponowała.

Poczułam się upokorzona. Czy naprawdę tak trudno było się złożyć? Czy mama nie zasługiwała na nową rzecz?

W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Ania, zauważyła moje rozbicie.

– Coś cię gryzie?

Opowiedziałam jej wszystko. Ania pokiwała głową ze zrozumieniem.

– U mnie w domu było podobnie. Brat zawsze miał wymówki. W końcu przestałam go prosić o cokolwiek.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż myślałam. Czy ja też powinnam przestać liczyć na Michała?

Wieczorem zadzwoniłam do taty. Rodzice są po rozwodzie od lat, ale tata zawsze starał się być obecny.

– Tato… mam problem z Michałem – zaczęłam niepewnie.

– Znowu? – westchnął ciężko. – Emilko, on zawsze był wygodny. Ty zawsze wszystko załatwiałaś…

Poczułam ukłucie żalu. Czyli to nie tylko moje wrażenie.

W końcu podjęłam decyzję: kupię lodówkę sama. Przyszedł dzień urodzin mamy. Przyjechałam do niej rano z wielką kokardą i nowiutką lodówką prosto ze sklepu AGD.

Mama była w szoku.

– Emilko! Skąd ty…? Przecież to kosztuje majątek!

– Mamo, zasługujesz na wszystko, co najlepsze – powiedziałam i przytuliłam ją mocno.

Wieczorem przyszedł Michał z Magdą i dziećmi. Wszedł do kuchni i spojrzał na nową lodówkę.

– O, widzę, że już po sprawie – rzucił chłodno.

– Tak, po sprawie – odpowiedziałam równie chłodno.

Przez resztę wieczoru unikaliśmy się wzrokiem. Mama próbowała rozładować atmosferę żartami i tortem, ale czułam ciężar tej sytuacji w powietrzu.

Po urodzinach mama zadzwoniła do mnie wieczorem.

– Emilko… Dziękuję ci za wszystko. Ale nie chcę, żebyście się kłócili przez mnie.

– Mamo, to nie twoja wina – odpowiedziałam cicho.

Przez kolejne dni Michał się nie odzywał. Czułam w sobie mieszankę żalu i ulgi. Może czas przestać walczyć o relację za wszelką cenę?

Czasem zastanawiam się: czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy może coś więcej? Ile razy można wybaczać komuś obojętność? Może czasem trzeba pozwolić komuś odejść… Co wy o tym myślicie?