Poznałam Marka: Bez Stałego Domu, Bez Stałej Pracy, Z Dwójką Dzieci – Jak Podjęłam Najtrudniejszą Decyzję Życia

– Znowu wychodzisz? – zapytałam cicho, patrząc na Marka, który pakował swoje rzeczy do starej sportowej torby. Była niedziela wieczór, dzieci już spały, a ja czułam w gardle znajome pieczenie.

– Muszę, Anka. Jutro mam rozmowę o pracę w innym końcu miasta. Nie chcę cię budzić bladym świtem – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.

Wiedziałam, że to nieprawda. Marek od czterech lat był w moim życiu jak gość – wpadał na kilka dni, potem znikał na tydzień lub dwa. Zawsze miał wymówkę: praca dorywcza, opieka nad synem z poprzedniego związku, kłopoty z matką. Ale nigdy nie miał odwagi powiedzieć wprost, że nie chce się tu zadomowić.

Poznaliśmy się przypadkiem na przystanku autobusowym. Ja wracałam z pracy w szkole, on właśnie odwiózł córkę do matki. Rozmawialiśmy o pogodzie, potem o dzieciach – ja miałam wtedy siedmioletnią Zosię, on dziesięcioletniego Bartka i pięcioletnią Maję. Był zabawny, czuły i miał w sobie coś, co sprawiało, że chciałam go słuchać godzinami. Po kilku tygodniach zaczęliśmy się spotykać częściej.

Na początku nie przeszkadzało mi, że Marek nie ma stałej pracy. Pracował na budowie, czasem jako kierowca, czasem pomagał znajomym przy remontach. Mówił: „Nie jestem typem urzędnika. Potrzebuję wolności”. Wierzyłam mu. Sama byłam po rozwodzie i wiedziałam, jak trudno jest zacząć od nowa.

Ale z czasem zaczęło mi brakować zwyczajnej stabilności. Chciałam wiedzieć, że wrócę do domu i ktoś na mnie czeka. Że nie będę musiała tłumaczyć Zosi, dlaczego „wujek Marek” znowu wyjechał. Że nie będę musiała sama dźwigać zakupów i martwić się o rachunki.

Najgorsze były święta. W Wigilię Marek zawsze był z dziećmi u swojej byłej żony. Obiecywał, że przyjedzie po kolacji, ale zwykle kończyło się na telefonie: „Przepraszam, Anka, Bartek się rozchorował”. Albo: „Maja płakała cały wieczór”. Rozumiałam – dzieci są najważniejsze. Ale czy ja nie byłam już nikim ważnym?

Moja mama powtarzała: „On cię tylko wykorzystuje. Nie widzisz tego?”

– Mamo, on mnie kocha – odpowiadałam uparcie.

– Kocha? To dlaczego nigdy nie zostaje na noc dłużej niż dwa dni? Dlaczego nie chce zameldować się u ciebie? Dlaczego nie pomaga ci finansowo?

Nie miałam odpowiedzi. Czasem sama siebie pytałam: czy naprawdę jestem dla niego ważna? Czy tylko jestem wygodnym przystankiem między jednym a drugim życiem?

Pewnego dnia Zosia zapytała:

– Mamo, czy Marek będzie kiedyś moim tatą?

Zatkało mnie. Przecież sama tego chciałam – rodziny, normalności. Ale wiedziałam już wtedy, że Marek nigdy nie będzie gotowy.

Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. O drobiazgi: że nie wyniósł śmieci, że zapomniał odebrać Zosię ze szkoły. Ale tak naprawdę chodziło o coś więcej – o to, że ja chciałam domu, a on wolności.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem w kuchni. Marek patrzył przez okno na ciemne podwórko.

– Anka… Ja nie umiem być taki jak twój były mąż. Nie potrafię siedzieć w jednym miejscu.

– Nie chcę, żebyś był jak on. Chcę tylko wiedzieć, że mogę na ciebie liczyć.

– Ale ja… Ja się boję. Boję się odpowiedzialności. Boję się zawieść ciebie i dzieci.

Wtedy zrozumiałam: on nigdy nie będzie gotowy. Nigdy nie będzie moim partnerem na sto procent.

Przez kilka tygodni próbowałam jeszcze walczyć o nasz związek. Prosiłam go, żeby został na dłużej. Żeby spróbował znaleźć stałą pracę. Żebyśmy razem wynajęli mieszkanie i zaczęli wszystko od nowa.

Za każdym razem słyszałam to samo:

– Anka, ja cię kocham… Ale nie mogę.

W końcu podjęłam decyzję. Zadzwoniłam do niego pewnego piątkowego popołudnia:

– Marek… Musimy to zakończyć. Nie chcę już żyć w zawieszeniu.

Był cicho przez długą chwilę.

– Rozumiem – powiedział tylko.

Po tej rozmowie płakałam całą noc. Zosia tuliła się do mnie i pytała:

– Mamo, dlaczego jesteś smutna?

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Minęły już dwa lata od tamtego dnia. Czasem widuję Marka na mieście – wygląda na zmęczonego, starszego niż kiedyś. Słyszałam od znajomych, że dalej żyje „na walizkach”, dalej szuka swojego miejsca.

Ja nauczyłam się być sama. Zosia dorasta i coraz rzadziej pyta o Marka. Czasem myślę o nim z żalem – może gdybym była bardziej cierpliwa? Może gdybym mniej wymagała?

Ale wiem jedno: zasługuję na kogoś, kto chce być ze mną naprawdę.

Czy można kochać kogoś i jednocześnie pozwolić mu odejść? Czy wy też kiedyś musieliście wybrać między sercem a rozsądkiem?