Sąsiadka otworzyła w szlafroku. Dopiero wtedy zobaczyłam znoszoną koszulkę, w której mój mąż wyszedł z domu

– Przepraszam, że przeszkadzam tak wcześnie, ale… czy widziała pani może mojego męża? – zapytałam, stojąc na wycieraczce przed drzwiami sąsiadki. Moje serce waliło jak oszalałe, a dłonie drżały tak, że ledwo trzymałam klucz.

Sąsiadka, pani Iwona, otworzyła drzwi w szlafroku. Jej włosy były jeszcze wilgotne po prysznicu, a na twarzy miała wyraz zaskoczenia i lekkiego niepokoju. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy, która wydawała się trwać wieczność. Wtedy zauważyłam coś, co sprawiło, że świat zawirował mi przed oczami – na krześle za jej plecami leżała znoszona, szara koszulka z nadrukiem zespołu Perfect. Ta sama, w której mój mąż, Michał, wyszedł dziś rano z domu.

Nie wiem, jak długo stałam tam bez słowa. Może kilka sekund, może całą wieczność. W głowie miałam tylko jedno pytanie: co ta koszulka robi w mieszkaniu Iwony?

– Chyba nie widziałam go dzisiaj – odpowiedziała w końcu sąsiadka, odwracając wzrok i nerwowo poprawiając pasek szlafroka. – Może poszedł do sklepu?

Skinęłam głową i wymamrotałam coś niezrozumiałego. Z trudem odwróciłam się na pięcie i wróciłam do siebie. Drzwi zamknęły się za mną z głuchym trzaskiem. Oparłam się o ścianę i próbowałam złapać oddech.

Michał był moim mężem od dziesięciu lat. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie – on był duszą towarzystwa, ja raczej cichą myszką. Zawsze powtarzał, że przy mnie czuje spokój i bezpieczeństwo. Przez lata byliśmy zgodną parą – bez wielkich kłótni, bez dramatów. Ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło.

Zaczął coraz częściej wyjeżdżać służbowo do Warszawy. Wracał zmęczony, zamyślony, coraz mniej rozmawialiśmy. Ja zajmowałam się domem i naszą córką Zosią, on coraz częściej uciekał w pracę albo spotkania z kolegami. Czułam się coraz bardziej samotna, choć teoretycznie niczego nam nie brakowało.

Próbowałam z nim rozmawiać. – Michał, czy wszystko u nas w porządku? – pytałam wieczorami, kiedy Zosia już spała.

– Jasne, Emilko. Po prostu mam dużo na głowie – odpowiadał i całował mnie w czoło. Ale jego pocałunki były coraz chłodniejsze.

Dziś rano wyszedł wcześnie. Pocałował mnie pobieżnie i rzucił przez ramię: – Wracam późno, mam spotkanie z klientem.

Zawsze nosił tę samą znoszoną koszulkę po domu – twierdził, że jest najwygodniejsza na świecie. Teraz leżała na krześle u sąsiadki.

Przez cały dzień chodziłam jak struta. Zosia pytała: – Mamo, czemu jesteś smutna?

– Nic się nie dzieje, kochanie – kłamałam.

Wieczorem Michał wrócił do domu jak gdyby nigdy nic. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać telefon.

– Jak było na spotkaniu? – zapytałam spokojnie.

– Dobrze. Klient trochę marudził, ale chyba podpiszemy umowę.

Patrzyłam na niego uważnie. Miał na sobie inną koszulkę – nową, której nigdy wcześniej nie widziałam.

– Michał… – zaczęłam niepewnie. – Zostawiłeś dziś rano swoją ulubioną koszulkę?

Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Nie pamiętam… Może wrzuciłem ją do prania?

Wiedziałam już, że kłamie.

Noc była bezsenna. Przewracałam się z boku na bok i analizowałam każdy szczegół ostatnich miesięcy: jego wyjazdy, tajemnicze rozmowy przez telefon, coraz większy dystans między nami. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Iwoną. Zapukałam do jej drzwi tuż po tym, jak odprowadziła córkę do przedszkola.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam cicho.

Wpuściła mnie do środka bez słowa. Koszulka Michała nadal leżała na krześle.

– Iwona… Widziałam tę koszulkę. To Michała – powiedziałam drżącym głosem.

Zbladła i spuściła wzrok.

– Emilka… Przepraszam cię… To był błąd… To wszystko zaczęło się przypadkiem… Michał był samotny… Ja też…

Nie słuchałam już jej tłumaczeń. Wyszłam stamtąd jak we śnie.

Przez kolejne dni żyłam jak automat. Michał próbował ze mną rozmawiać, tłumaczyć się, przepraszać. Mówił, że to nic nie znaczyło, że to tylko chwila słabości.

Ale ja wiedziałam jedno: już nigdy nie będę mogła mu zaufać.

Rodzina i znajomi nie rozumieli mojej decyzji o rozstaniu. – Przecież to tylko jeden raz! – mówili. – Każdemu może się zdarzyć!

Ale dla mnie to był koniec świata, który znałam.

Dziś mieszkam sama z Zosią w małym mieszkaniu na drugim końcu miasta. Czasem mijam Michała na ulicy – wygląda na starszego i bardziej zmęczonego niż kiedyś. Iwonę widuję rzadko; unika mojego wzroku.

Często zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy gdybym wcześniej zauważyła sygnały ostrzegawcze, uratowałabym nasze małżeństwo? A może czasem lepiej jest znać prawdę, nawet jeśli boli?

Czy warto było poświęcić wszystko dla kilku chwil szczerości? Czy lepiej żyć w iluzji szczęścia? Ciekawa jestem waszych historii…