Teść pod naszym dachem: pięć miesięcy, które zmieniły moje życie
— Znowu zostawiłeś otwarte mleko w lodówce! — krzyknął teść, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi od sypialni. Była szósta rano, a ja już czułam, jak narasta we mnie irytacja. Mój mąż, Tomek, spał jeszcze obok, nieświadomy, że jego ojciec właśnie zaczyna kolejny dzień od pretensji.
Pięć miesięcy temu nasz świat wywrócił się do góry nogami. Teść, pan Zbigniew, zadzwonił do Tomka z informacją, że musi się wyprowadzić z mieszkania w Olsztynie — właściciel sprzedał lokal i nie miał dokąd pójść. Zawsze byłam osobą empatyczną, więc zgodziłam się, żeby zamieszkał z nami. Mamy trzypokojowe mieszkanie na warszawskim Ursynowie — wydawało się, że damy radę. Nie przewidziałam tylko, jak bardzo zmieni się nasze życie.
Już pierwszego dnia wiedziałam, że będzie ciężko. Pan Zbigniew wszedł do mieszkania z dwoma wielkimi walizkami i od razu zaczął ustawiać rzeczy po swojemu. — W kuchni powinno być więcej miejsca na przyprawy — mruknął, przesuwając moje słoiczki z herbatą. — A te noże to gdzie kupiliście? Słabe są.
Tomek próbował łagodzić sytuację. — Tato, daj spokój, to mieszkanie Agaty. — Ale teść tylko machnął ręką i poszedł rozpakowywać się w pokoju gościnnym.
Z każdym dniem było coraz gorzej. Pan Zbigniew miał swoje zwyczaje: wstawał o piątej rano i robił sobie głośno kawę, zostawiał naczynia w zlewie „na później”, komentował mój sposób gotowania („Za mało soli! U nas w domu zawsze było więcej!”), a wieczorami oglądał telewizję tak głośno, że nie mogłam zasnąć.
Najgorsze były jednak drobne uwagi rzucane niby mimochodem:
— Agata, nie powinnaś tyle pracować. Kobieta powinna dbać o dom.
— Tomek, czemu pozwalasz żonie tyle decydować?
— Dzieci by się wam przydały, a nie te wasze kariery.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Próbowałam rozmawiać z Tomkiem:
— Kochanie, musisz coś zrobić. Ja już nie wytrzymuję.
— Wiem, Aga, ale co mam zrobić? To mój ojciec…
Z czasem zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. Tomek był rozdarty między mną a ojcem. Ja czułam się jak intruz we własnym domu. Nawet nasza córka Zosia zaczęła pytać:
— Mamo, czemu dziadek zawsze jest zły?
Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Siedzieliśmy przy kolacji — ja, Tomek, Zosia i pan Zbigniew. Teść znowu zaczął narzekać na moją zupę:
— Za rzadka! U mnie w domu zawsze była gęsta.
Poczułam łzy pod powiekami.
— Może sam sobie ugotujesz? — wyrwało mi się.
Zapadła cisza. Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem, Zosia spuściła głowę.
Po tej kolacji przez kilka dni prawie się nie odzywaliśmy. Czułam się winna i jednocześnie wściekła. Próbowałam rozmawiać z teściem:
— Panie Zbyszku, proszę… To jest nasz dom. Proszę szanować nasze zasady.
On tylko wzruszył ramionami:
— Ja tu jestem gościem z przymusu. Ale skoro już tu jestem, to chcę czuć się jak w domu.
Zaczęłam unikać wspólnych posiłków. Chodziłam do pracy wcześniej niż zwykle i wracałam później. W weekendy zabierałam Zosię na długie spacery albo do kina. Tomek próbował ratować sytuację:
— Tato, może byś trochę odpuścił? Agata jest zmęczona.
Ale teść tylko parskał:
— Kiedyś kobiety były silniejsze.
W końcu doszło do poważnej kłótni między mną a Tomkiem. Była sobota rano, Zosia bawiła się w swoim pokoju.
— Tomek, ja już nie mogę tak żyć! Albo twój ojciec zacznie mnie szanować, albo…
— Albo co? — przerwał mi ostro.
— Albo ja się wyprowadzam!
Tomek zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa.
— Aga… Nie możesz mi tego zrobić.
— A ty możesz pozwolić swojemu ojcu mnie niszczyć?
Przez kolejne dni atmosfera była napięta do granic możliwości. W końcu Tomek usiadł ze mną wieczorem w kuchni.
— Rozmawiałem z tatą. Powiedziałem mu, że jeśli nie zacznie cię szanować, będzie musiał znaleźć inne miejsce.
Poczułam ulgę i jednocześnie strach — co jeśli teść się obrazi? Co jeśli Tomek będzie miał do mnie żal?
Następnego dnia pan Zbigniew przyszedł do mnie do kuchni.
— Agata… Może rzeczywiście trochę przesadziłem. Ale ciężko mi się odnaleźć w nowym miejscu. Stary człowiek…
Nie wiedziałam co powiedzieć. Przez chwilę milczeliśmy oboje.
— Może spróbujemy jeszcze raz? — zaproponowałam cicho.
On skinął głową.
Od tamtej pory jest trochę lepiej — choć daleko nam do ideału. Czasem rozmawiamy spokojnie przy herbacie, czasem znów wybucha konflikt o drobiazgi. Ale przynajmniej próbujemy się dogadać.
Często zastanawiam się: czy można naprawdę pogodzić różne pokolenia pod jednym dachem? Czy kompromis jest możliwy? A może czasem trzeba postawić granice — nawet jeśli to boli?