Teściowa daje wszystko szwagierce, a nam tylko resztki. Czy jestem niewdzięczna, czy po prostu mam dość?

– Znowu tylko słoiki? – zapytałam, patrząc na męża, gdy wróciliśmy od jego mamy. W bagażniku stały dwa wielkie słoje z ogórkami i garnek bigosu, a ja czułam, jak narasta we mnie frustracja.

Marek spuścił wzrok. – Mama się stara…

– Stara się dla kogo? Dla nas? Czy dla twojej siostry, której właśnie przelała kolejne dwa tysiące na konto?

Wiedziałam, że nie powinnam zaczynać tej rozmowy w samochodzie, ale nie mogłam już dłużej milczeć. Od lat obserwowałam, jak teściowa traktuje nas jak gorszych. Dla Magdy – szwagierki – zawsze były pieniądze na nowe mieszkanie, wakacje w Chorwacji, nawet na raty za samochód. Dla nas – słoiki z jedzeniem i uśmiech pełen politowania.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się naprawdę upokorzona. Było to na urodzinach Magdy. Teściowa wręczyła jej kopertę z pieniędzmi i powiedziała: „Na nową sofę do salonu, kochanie”. Potem spojrzała na mnie i dodała: „A wy macie jeszcze ten stary narożnik? Może przywiozę wam trochę pierogów na święta”.

Wtedy po raz pierwszy poczułam łzy w oczach. Nie chodziło o pieniądze. Chodziło o to, że czułam się niewidzialna, jakbyśmy byli tylko dodatkiem do życia Magdy.

Marek zawsze powtarzał: „Mama taka już jest. Magda ma trudniej, jest sama z dzieckiem”. Ale przecież my też mamy dzieci! Nasza Zosia ma siedem lat i coraz częściej pyta, dlaczego babcia zabiera tylko kuzynkę na lody albo kino.

Ostatnio sytuacja stała się nie do zniesienia. Byliśmy u teściowej na obiedzie. Magda przyszła później, cała rozpromieniona. – Mama, dziękuję za przelew! – rzuciła od progu. – W końcu mogę zapłacić za przedszkole Oliwki.

Teściowa uśmiechnęła się szeroko. – Dla ciebie zawsze coś się znajdzie.

A potem spojrzała na mnie i powiedziała: – A wy, dzieci, zabierzcie sobie bigos. Zrobiłam specjalnie dla was.

Czułam się jak żebrak przy królewskim stole.

Wieczorem wybuchłam. – Marek, ile jeszcze będziemy to znosić? Czy naprawdę nie widzisz tej różnicy?

Mąż wzruszył ramionami. – Mama zawsze bardziej przejmowała się Magdą. Może dlatego, że była młodsza i tata ją rozpieszczał…

– Ale przecież my też mamy potrzeby! – krzyknęłam. – Nie chodzi o pieniądze! Chodzi o szacunek!

Zamilkł. Widziałam, że jest mu przykro, ale nie potrafił stanąć po mojej stronie.

Postanowiłam porozmawiać z teściową sama. Zadzwoniłam następnego dnia.

– Dzień dobry, mamo. Czy mogę przyjechać na chwilę?

– Oczywiście, dziecko. Zrobię ci kawy.

Siedziałyśmy w kuchni. Teściowa patrzyła na mnie z lekkim niepokojem.

– Mamo… chciałam porozmawiać o czymś ważnym. Czuję… czujemy z Markiem, że traktujesz nas inaczej niż Magdę.

Westchnęła ciężko.

– Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale Magda jest sama…

– My też mamy dzieci! – przerwałam jej. – I też czasem nie dajemy rady. Ale nigdy nie prosiliśmy o pieniądze. Chcemy tylko być traktowani równo.

Spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Myślisz, że nie doceniacie tego jedzenia? Gotuję dla was całymi dniami!

– Doceniamy… Ale to nie o to chodzi. Chodzi o to, że Zosia widzi różnicę. Pyta mnie, dlaczego babcia kocha bardziej Oliwkę.

Teściowa zamilkła. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze.

– Nie chciałam nikogo skrzywdzić…

– Ale skrzywdziłaś – powiedziałam cicho.

Wyszłam stamtąd z ciężkim sercem. Wiedziałam, że coś się zmieniło – może nie od razu na lepsze, ale przynajmniej powiedziałam prawdę.

Od tamtej pory relacje są chłodniejsze. Teściowa przestała przynosić słoiki i rzadziej dzwoni. Magda patrzy na mnie z wyrzutem – chyba domyśliła się wszystkiego.

Czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. Czy powinnam była milczeć? Czy może walczyć dalej o równość w rodzinie?

Może wy mi powiecie: czy jestem niewdzięczna? Czy każda rodzina musi mieć swoją ulubienicę? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?