Teściowa zadzwoniła z żądaniem: „Natychmiast odbierz dziecko!” – Czy to już koniec mojej cierpliwości?

– Aniu, natychmiast przyjedź po Jasia! – usłyszałam w słuchawce głos teściowej, ostry jak nóż. Stałam w kuchni, z rękami mokrymi od mycia naczyń, a serce zaczęło mi walić jak oszalałe. W tle słyszałam płacz mojego synka i jeszcze bardziej podniesiony głos teściowej: – Nie będę się z nim użerać! To twoje dziecko!

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Ostatnie tygodnie były dla mnie trudne – wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, a teściowa, która znalazła nową pracę w sklepie spożywczym na drugim końcu miasta, rzadziej nas odwiedzała. Myślałam, że to będzie ulga. Ale nie. Zawsze znalazła czas, żeby zadzwonić i wytknąć mi, że Jaś za mało je, za dużo płacze albo że nie umiem go wychować.

– Mamo, co się stało? – zapytałam, starając się mówić spokojnie.

– Co się stało? On nie chce jeść obiadu! Krzyczy, rzuca zabawkami! Ja nie mam na to siły! – jej głos drżał od złości.

Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że jeśli teraz zacznę się kłócić, to tylko pogorszę sprawę. Ale czułam, jak narasta we mnie bunt. Ile jeszcze razy mam udawać, że wszystko jest w porządku? Ile razy mam tłumaczyć się z tego, że wychowuję własne dziecko po swojemu?

– Zaraz przyjadę – powiedziałam cicho i rozłączyłam się.

W drodze do teściowej myśli kotłowały mi się w głowie. Przypominały mi się wszystkie sytuacje z ostatnich lat: jak krytykowała mój sposób karmienia Jasia, jak komentowała moje ubrania („Może byś się w końcu ubrała jak matka?”), jak podważała każdą moją decyzję. Nawet mój mąż, Tomek, nie zawsze stawał po mojej stronie. „Mama jest już starsza, trzeba jej czasem ustąpić” – powtarzał.

Zaparkowałam pod blokiem teściowej i weszłam na klatkę schodową. Drzwi otworzyły się zanim zdążyłam zapukać.

– No wreszcie! – syknęła teściowa. – Ja już naprawdę nie mam do niego siły. Cały dzień tylko marudzi i płacze.

Jaś siedział skulony na dywanie, łzy spływały mu po policzkach. Podbiegł do mnie i wtulił się w moje nogi.

– Mamo…

Poczułam ukłucie winy. Może rzeczywiście za dużo pracuję? Może powinnam więcej czasu spędzać z synem? Ale zaraz potem przyszła złość – przecież robię wszystko, co mogę!

– Dziękuję za opiekę – powiedziałam chłodno do teściowej. – Porozmawiamy później.

Zabrałam Jasia i wyszliśmy. W samochodzie długo milczeliśmy. W końcu synek zapytał cicho:

– Mamusiu, czy ja byłem niegrzeczny?

Zatrzymałam auto na poboczu i spojrzałam mu w oczy.

– Nie byłeś niegrzeczny. Po prostu czasem dorośli są zmęczeni i nie radzą sobie z emocjami.

Wieczorem Tomek wrócił z pracy. Siedziałam przy stole z kubkiem zimnej herbaty i patrzyłam w okno.

– Mama dzwoniła – powiedział bez ogródek. – Mówiła, że byłaś dla niej niemiła.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Tomek… Czy ty naprawdę nie widzisz, jak ona mnie traktuje? Jak ciągle podważa wszystko, co robię? Ja już nie mam siły udawać, że wszystko jest dobrze!

Tomek westchnął ciężko.

– Wiem, że mama bywa trudna… Ale ona chce dobrze dla Jasia.

– A ja nie chcę dobrze? – łzy napłynęły mi do oczu. – Dlaczego zawsze muszę być tą gorszą?

Tego wieczoru długo rozmawialiśmy. Po raz pierwszy odważyłam się powiedzieć Tomkowi o wszystkim: o tym, jak bardzo boli mnie brak wsparcia z jego strony, o tym, jak samotna czuję się w tej rodzinie. On milczał przez dłuższą chwilę.

– Przepraszam – powiedział w końcu cicho. – Nie wiedziałem…

Następnego dnia zadzwoniła teściowa. Odruchowo chciałam nie odbierać, ale w końcu podniosłam słuchawkę.

– Aniu… Przepraszam za wczoraj. Byłam zmęczona… Może przyjedziecie na obiad w niedzielę?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony poczułam ulgę, z drugiej – strach przed kolejnym konfliktem.

Wieczorem patrzyłam na śpiącego Jasia i myślałam: czy kiedykolwiek będziemy rodziną bez ciągłych pretensji i walki o rację? Czy można nauczyć się stawiać granice bez poczucia winy?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze wytrzymam? Czy każda młoda matka musi walczyć o swoje miejsce w rodzinie?