„Zbierasz to, co zasiejesz”: Gorzka lekcja w kuchni i w sercu

— To już przesada, Karolina! — krzyknął Michał, z hukiem zamykając drzwiczki od szafki. — Mówiłem ci, że worek ryżu wystarczy nam na miesiąc. Przestań wydziwiać!

Stałam w kuchni z zaciśniętymi pięściami. Słyszałam, jak nasza córka Lena cicho szlocha w swoim pokoju. Miała dopiero osiem lat, a już była świadkiem kolejnej awantury. Michał od miesięcy powtarzał, że przesadzam z zakupami. Że niepotrzebnie kupuję warzywa, mięso, owoce. Że ludzie na świecie żyją za mniej i są szczęśliwi. A ja? Ja tylko chciałam, żeby Lena nie musiała jeść codziennie tego samego.

— No to zobaczymy, jak długo wytrzymasz na tym swoim ryżu — rzuciłam przez zaciśnięte zęby, nie patrząc mu w oczy.

Michał spojrzał na mnie z pogardą i wyszedł z kuchni. Zostałam sama z dźwiękiem jego kroków odbijających się echem po korytarzu. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do Leny.

— Mamusiu… czemu tata tak krzyczy? — zapytała cicho.

— Tata jest zmęczony — odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w te słowa.

Wieczorem zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy. — On naprawdę myśli, że wystarczy nam worek ryżu na cały miesiąc! — żaliłam się przez telefon. — To niech teraz sam je ten ryż. Ja i Lena będziemy jeść normalnie.

Magda milczała przez chwilę. — Karolina… a może to nie jest tylko o jedzeniu? Może on po prostu się boi? Wiesz, jak jest w jego pracy…

Zacisnęłam usta. Wiedziałam. Michał od miesięcy żył w stresie, odkąd zaczęły się zwolnienia w jego firmie. Ale czy to usprawiedliwiało jego zachowanie? Jego wieczne pretensje i oskarżenia?

Następnego dnia przygotowałam śniadanie dla siebie i Leny: jajecznicę z pomidorami i świeżym chlebem. Dla Michała zostawiłam miskę ugotowanego ryżu. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Serio? — zapytał cicho.

— Przecież mówiłeś, że to wystarczy — odpowiedziałam spokojnie.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Michał jadł swój ryż w milczeniu. Czasem próbował podkraść coś z naszej lodówki, ale byłam czujna. Lena zaczęła pytać, dlaczego tata nie je tego samego co my. Odpowiadałam wymijająco, ale czułam, że robię jej krzywdę.

W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanki pytały, czy wszystko u mnie w porządku. Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam, że tak. Ale w środku czułam się coraz gorzej.

Po tygodniu Michał zaczął się łamać. Był blady, rozdrażniony, coraz częściej zamykał się w pokoju. Pewnego wieczoru usiadł naprzeciwko mnie przy stole.

— Karolina… przepraszam — powiedział cicho. — To wszystko mnie przerasta. Boję się o pracę, o nas…

Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach strach i bezradność. Przez chwilę chciałam go przytulić, ale coś mnie powstrzymało.

— To nie powód, żeby traktować nas jak wrogów — odpowiedziałam twardo.

Lena weszła do kuchni i spojrzała na nas smutno.

— Mamo… czy tata już może jeść z nami?

Serce mi pękło. Usiadłam obok niej i przytuliłam ją mocno.

— Może — szepnęłam.

Tego wieczoru usiedliśmy razem do kolacji. Michał jadł powoli, jakby bał się, że zaraz ktoś mu zabierze talerz. Widziałam łzy w jego oczach.

Po kolacji poszliśmy razem do pokoju Leny i czytaliśmy jej bajkę na dobranoc. Kiedy zasnęła, Michał objął mnie niepewnie.

— Karolina… ja naprawdę się boję. Nie wiem, co będzie dalej…

Poczułam, jak opadają ze mnie wszystkie złe emocje. Może rzeczywiście za bardzo chciałam mu udowodnić swoją rację? Może powinniśmy rozmawiać, zamiast karać się nawzajem?

Następnego dnia zadzwoniła Magda.

— I co teraz? — zapytała.

— Nie wiem… Chyba musimy nauczyć się rozmawiać o tym, co nas boli — odpowiedziałam szczerze.

Wieczorem usiedliśmy z Michałem przy stole i po raz pierwszy od dawna rozmawialiśmy naprawdę szczerze. O strachu przed utratą pracy, o zmęczeniu codziennością, o tym, jak bardzo się kochamy mimo wszystko.

Czasem myślę: czy warto było aż tak daleko się posunąć? Czy udowadnianie racji naprawdę daje ulgę? A może lepiej po prostu powiedzieć: „Boję się”?

Czy wy też czasem próbujecie udowodnić swoją rację zamiast po prostu porozmawiać? Jak radzicie sobie z kryzysami w związku?