Zdradziłam męża podczas delegacji – i nie wiem, czy tego żałuję. Moja historia, której nigdy nie chciałam przeżyć
– „Nie rób tego, Marto. Nie rób tego…” – powtarzałam sobie w myślach, kiedy Paweł zamykał za nami drzwi hotelowego pokoju. W powietrzu wciąż unosił się zapach czerwonego wina i perfum, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi tak głośno, że chyba słychać je na korytarzu. Paweł spojrzał na mnie uważnie, z tym swoim półuśmiechem, który zawsze rozbrajał napięcie podczas spotkań w pracy. Ale teraz nie było już pracy – była tylko ta cisza, która mówiła wszystko.
– Jesteś pewna? – zapytał cicho, jakby bał się, że ktoś nas podsłucha.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego zrobiłam krok do przodu. Może to była chwila słabości, może desperacji… a może po prostu chęć poczucia się znowu ważną, pożądana, widzianą. Nie wiem. Wiem tylko, że kiedy obudziłam się rano w tym samym łóżku co Paweł, świat już nie był taki sam.
Jeszcze kilka miesięcy temu śmiałabym się z takich historii – zdrady podczas delegacji? To przecież banał, tania sensacja z kobiecych magazynów. Ale życie pisze własne scenariusze. Mój mąż, Tomek, zawsze był dla mnie ostoją – spokojny, przewidywalny, trochę nudny. Nasze życie toczyło się według harmonogramu: praca, dzieci, zakupy, seriale wieczorem. I nagle pojawił się Paweł – nowy kierownik projektu, błyskotliwy, dowcipny, z tym spojrzeniem, które sprawiało, że czułam się wyjątkowa.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Kilka wspólnych wyjazdów służbowych, rozmowy do późna przy hotelowym barze. Paweł słuchał mnie tak uważnie, jak Tomek już dawno przestał. Pytał o moje marzenia, o dzieciństwo w małym miasteczku pod Lublinem, o to, czego się boję. I nagle poczułam się… żywa. Jakby ktoś otworzył okno w dusznym pokoju mojego życia.
Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę. Uroczysta kolacja z klientem przeciągnęła się do późna. Wszyscy byli już zmęczeni i lekko podchmieleni. Paweł zaproponował spacer po Krakowie – „żeby przewietrzyć głowę”. Śmialiśmy się z jego żartów o szefowej i jej obsesji na punkcie Excela. Potem odprowadził mnie do hotelu. Pod drzwiami zatrzymał się i spojrzał mi prosto w oczy.
– Wiesz… chyba nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty – powiedział cicho.
To było jak impuls. Chciałam poczuć coś więcej niż rutynę i zmęczenie. Chciałam być kimś innym niż tylko żoną i matką.
Po wszystkim długo leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Czułam się winna – ale też wolna. Przez chwilę byłam znowu sobą.
Kiedy wróciłam do domu, Tomek czekał na mnie z obiadem i pytaniem: „Jak było?”. Uśmiechnęłam się sztucznie i opowiedziałam o nudnych prezentacjach i korkach na autostradzie. Przez kilka dni żyłam jak w transie – rozdarta między poczuciem winy a dziwną euforią.
Potem zaczęły się pytania. Czy powinnam powiedzieć Tomkowi? Czy to był tylko jednorazowy wybryk? A może sygnał, że coś w naszym małżeństwie jest nie tak?
Zaczęłam obserwować Tomka inaczej niż dotąd. Zauważyłam jego zmarszczki wokół oczu, sposób w jaki odkłada kubek na stół, jak patrzy na dzieci z czułością i troską. Zrobiło mi się żal – jego i siebie samej. Bo przecież kiedyś byliśmy szczęśliwi. Ale czy teraz jeszcze jesteśmy?
Któregoś wieczoru nie wytrzymałam.
– Tomek… czy ty mnie jeszcze kochasz? – zapytałam nagle.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Co za pytanie… Oczywiście, że cię kocham. Przecież jesteśmy rodziną.
Ale ja chciałam usłyszeć coś więcej. Chciałam poczuć ten ogień sprzed lat.
Od tamtej nocy z Pawłem minęły trzy miesiące. Nie spotkaliśmy się już poza pracą – oboje udajemy, że nic się nie stało. Ale czasem łapię się na tym, że szukam jego wzroku podczas zebrań albo sprawdzam telefon w nadziei na wiadomość.
Moje życie stało się polem minowym. Każda rozmowa z Tomkiem to balansowanie na krawędzi wyznania prawdy. Każdy uśmiech dzieci przypomina mi o tym, co mogę stracić.
Czasem myślę: może powinnam była nigdy nie wyjeżdżać na tę delegację? Może powinnam była powiedzieć „nie” Pawłowi? Ale wtedy przypominam sobie tamtą noc – i to uczucie bycia naprawdę żywą.
Nie wiem, czy żałuję tego, co zrobiłam. Wiem tylko, że już nigdy nie będę tą samą Martą co kiedyś.
Czy można zdradzić i nadal kochać? Czy jedno potknięcie przekreśla całe życie? A może to tylko sygnał, że czas coś zmienić? Co wy byście zrobili na moim miejscu?