„Znowu śpisz? Mógłbyś w końcu zrobić śniadanie dla Kuby!” – Ostatni dzień mojego małżeństwa w polskiej rzeczywistości
– Znowu śpisz? Mógłbyś w końcu zrobić śniadanie dla Kuby! – głos mojej teściowej przebił się przez ciszę sobotniego poranka, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Telefon leżał na szafce nocnej, a ja przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko zły sen. Ale nie – dzwoniła naprawdę.
– Dzień dobry, pani Zofio – wymamrotałam, próbując ukryć irytację. – Kuba jeszcze śpi, ja zaraz wstanę i zrobię śniadanie.
– No właśnie! On ciężko pracuje, należy mu się trochę odpoczynku. Ale dziecko głodne nie może być! – dodała z wyrzutem.
Odstawiłam telefon i przez chwilę patrzyłam w sufit. Mój mąż Kuba spał obok, przykryty kołdrą po uszy. Nasz syn, Michałek, już od pół godziny bawił się klockami w swoim pokoju. Wstałam cicho, żeby nie obudzić Kuby. Z kuchni dobiegał zapach wczorajszej kawy i dźwięk dziecięcych śmiechów z telewizora.
Zaczęłam robić śniadanie – jajecznica, kanapki, herbata. Michałek wbiegł do kuchni:
– Mamo, a tata dzisiaj ze mną pójdzie na rower?
– Nie wiem, kochanie. Tata jest zmęczony – odpowiedziałam, choć w środku aż mnie skręcało.
Kiedy Kuba w końcu się obudził, spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Czemu nie powiedziałaś mi, że mama dzwoniła? Znowu będzie mi truła o tym śniadaniu.
– Może gdybyś sam czasem coś zrobił… – zaczęłam, ale ugryzłam się w język. Po co? I tak by nie zrozumiał.
Od miesięcy czułam się jak służąca we własnym domu. Praca na etacie w urzędzie gminy, potem zakupy, gotowanie, pranie, odrabianie lekcji z Michałkiem. Kuba wracał z pracy i siadał przed telewizorem albo komputerem. Czasem rzucił: „Zrobiłaś mi kawę?” albo „Gdzie są moje skarpetki?”. Wieczorami zasypiał szybciej niż nasz syn.
Teściowa dzwoniła codziennie. Zawsze z tym samym tonem: „Kuba taki zmęczony”, „Kuba musi odpocząć”, „Kuba to, Kuba tamto”. A ja? Ja byłam przezroczysta. Nawet własna matka mówiła: „Wytrzymaj jeszcze trochę, dla dziecka”.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam Kubę leżącego na kanapie. Michałek płakał w swoim pokoju.
– Co się stało? – zapytałam syna.
– Tata powiedział, że nie ma czasu się ze mną bawić…
Wtedy coś we mnie pękło. Wyszłam do kuchni i zaczęłam płakać. Po cichu, żeby nikt nie słyszał. Przypomniałam sobie nasze początki – jak Kuba potrafił mnie rozśmieszyć jednym zdaniem, jak planowaliśmy wspólne życie. Gdzie to wszystko się podziało?
Wieczorem usiedliśmy przy stole. Michałek już spał.
– Kuba… musimy porozmawiać.
– O czym znowu? – westchnął ciężko.
– O nas. O tym, że wszystko jest na mojej głowie. Ty nawet nie zauważasz, jak bardzo jestem zmęczona.
– Przesadzasz. Pracuję cały dzień! Ty masz łatwiej – siedzisz sobie w biurze.
– Łatwiej? Spróbuj choć jeden dzień zrobić to wszystko, co ja robię!
– Daj spokój…
Wstałam od stołu i wyszłam na balkon. Czułam się jak duch we własnym domu. Nikt mnie nie słuchał, nikt nie widział mojego zmęczenia.
Następnego dnia teściowa przyszła bez zapowiedzi.
– Co tu taki bałagan? – rzuciła na wejściu.
– Pracuję na pełen etat i nie zawsze mam czas…
– Za moich czasów kobieta wiedziała, gdzie jej miejsce! – syknęła.
Nie wytrzymałam:
– Może za pani czasów tak było, ale ja nie jestem panią! Mam dość tego wszystkiego!
Teściowa spojrzała na mnie jak na wariatkę i wyszła trzaskając drzwiami.
Wieczorem spakowałam walizkę. Michałek patrzył na mnie wielkimi oczami.
– Mamo… gdzie idziemy?
– Do babci Hani, kochanie. Musimy odpocząć.
Kuba nawet nie próbował mnie zatrzymać. Siedział przed telewizorem i udawał, że nic się nie dzieje.
Wyszłam z mieszkania z poczuciem ulgi i strachu jednocześnie. Wiedziałam, że czeka mnie trudna rozmowa z synem i jeszcze trudniejsze dni przed nami. Ale po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę trzeba poświęcać siebie dla innych? Czy kobieta zawsze musi być tą silną? A może czasem warto po prostu odejść i zacząć żyć dla siebie?