„Ela Kupuje Wszelkiego Rodzaju Bzdury i Nosi Je: Jej Rodzice w Ogóle Się Tym Nie Przejmują”
Pamiętam czasy, kiedy moda miała pewną elegancję, poczucie przyzwoitości. Dziś wydaje się, że młodzi ludzie bardziej interesują się szokowaniem siebie nawzajem niż wyglądaniem przyzwoicie. Moja wnuczka, Ela, nie jest wyjątkiem. Za każdym razem, gdy ją widzę, nosi coś bardziej ekstrawaganckiego niż poprzednio. A najgorsze? Jej rodzice, Eryk i Renata, w ogóle się tym nie przejmują.
Ela ma 17 lat i jak większość nastolatków, próbuje znaleźć swoją tożsamość. Ale sposób, w jaki to robi, jest dla mnie niezrozumiały. Pewnego dnia przyszła do mojego domu w dżinsach tak podartych, że ledwo się trzymały. „Babciu, to najnowszy trend,” powiedziała z uśmiechem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jak ktoś może uważać, że wyglądanie jakby właśnie wyszedł z kontenera na śmieci jest modne?
Ale to nie kończy się na podartych dżinsach. Ela ma skłonność do kupowania najbardziej dziwacznych rzeczy online. Od peruk w neonowych kolorach po buty na platformach, które sprawiają, że wygląda jakby chodziła na szczudłach, jej garderoba to cyrk złego smaku. Próbowałam rozmawiać z Erykiem i Renatą o tym, mając nadzieję, że wkroczą i poprowadzą ją w kierunku bardziej rozsądnych wyborów. Ale oni tylko wzruszyli ramionami.
„Ela po prostu wyraża siebie,” powiedział Eryk obojętnie. „To faza; wyrośnie z tego.”
Renata była jeszcze bardziej lekceważąca. „Moda jest subiektywna, mamo. Daj jej spokój.”
Nie mogłam uwierzyć w ich brak troski. Kiedy wychowywałam Eryka, dbałam o to, żeby rozumiał znaczenie dobrego wyglądu. To nie chodziło tylko o wyglądanie dobrze; chodziło o szacunek do siebie i innych. Ale wydaje się, że te wartości zostały zagubione w tym nowym pokoleniu.
Pewnego wieczoru Ela przyszła na kolację w sukience, która wyglądała jakby była zrobiona z folii aluminiowej. Błyszczała i szeleściła przy każdym jej ruchu. Nie mogłam dłużej powstrzymać frustracji.
„Ela, co ty masz na sobie?” zapytałam z nutą irytacji w głosie.
„To się nazywa moda, babciu,” odpowiedziała przewracając oczami.
„Moda? Wyglądasz jak pieczony ziemniak!” wybuchłam.
Ela wybiegła z domu trzaskając drzwiami za sobą. Poczułam ukłucie winy, ale także ulgę. Może moje słowa sprawią, że zastanowi się nad swoimi wyborami.
Dni zamieniły się w tygodnie, a Ela rzadziej przychodziła. Kiedy już przyszła, ledwo ze mną rozmawiała. Tęskniłam za naszymi rozmowami, ale nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć jak robi z siebie pośmiewisko.
Pewnego dnia otrzymałam telefon od Eryka. Jego głos był drżący i wiedziałam, że coś jest nie tak.
„Mamo, to Ela,” powiedział łamiącym się głosem. „Jest w szpitalu.”
Serce mi zamarło. „Co się stało?”
„Miała wypadek,” wyjaśnił. „Nosiła te absurdalne buty na platformach i potknęła się na chodniku. Mocno uderzyła się w głowę.”
Pobiegłam do szpitala, myśli kłębiły mi się w głowie pełne troski i żalu. Kiedy dotarłam, zobaczyłam Elę leżącą na szpitalnym łóżku, jej twarz była blada i posiniaczona. Eryk i Renata byli przy niej, ich twarze pełne zmartwienia.
„Bardzo mi przykro,” wyszeptałam, łzy płynęły mi po twarzy.
Ela spojrzała na mnie słabo i uśmiechnęła się delikatnie. „W porządku, babciu.”
Ale to nie było w porządku. Wypadek Eli był dla nas wszystkich sygnałem ostrzegawczym. Jej rodzice w końcu zdali sobie sprawę, że ich obojętne podejście do jej wyborów miało konsekwencje. A ja zrozumiałam, że choć moje intencje były dobre, moje podejście było zbyt surowe.
Ela w końcu wyzdrowiała, ale nasze relacje nigdy nie były już takie same. Nadal eksperymentowała ze swoim stylem mody, ale z większą ostrożnością. I choć nadal nie rozumiałam jej wyborów, nauczyłam się akceptować fakt, że musi znaleźć swoją własną drogę — nawet jeśli oznacza to popełnianie błędów po drodze.