„W wieku 60 lat Zrozumieliśmy, że Nasze Dzieci Już Nas Nie Potrzebują”: Dlaczego Tak Się Dzieje? Czy Powinnam To Po Prostu Zaakceptować i Wreszcie Zacząć Żyć Własnym Życiem?
W wieku 60 lat, mój mąż Jan i ja znaleźliśmy się w domu, który kiedyś rozbrzmiewał śmiechem i chaosem trójki dzieci. Teraz panowała tam przerażająca cisza. Nasze dzieci, którym poświęciliśmy całe życie, wydawały się iść naprzód bez oglądania się za siebie. Było to bolesne uświadomienie sobie, że nie jesteśmy już potrzebni.
Zawsze byliśmy zżytą rodziną. Jan i ja pobraliśmy się młodo, w wieku 20 lat, a niedługo potem urodziła się nasza pierwsza córka, Emilia. Dwa lata później powitaliśmy naszego syna, Michała, a trzy lata później naszą najmłodszą córkę, Sarę. Nasze życie kręciło się wokół dzieci. Uczestniczyliśmy we wszystkich meczach piłki nożnej, przedstawieniach szkolnych i zebraniach rodziców. Poświęciliśmy wakacje, hobby, a nawet własne marzenia, aby zapewnić im wszystko, czego potrzebowali.
Przez lata z dumą obserwowaliśmy, jak Emilia ukończyła studia i przeprowadziła się do Warszawy, aby rozwijać karierę w finansach. Michał poszedł w jej ślady, wyjeżdżając do Krakowa do pracy w branży technologicznej. Sara, nasza najmłodsza, wyjechała studiować sztukę do Wrocławia. Byliśmy dumni z ich osiągnięć, ale jednocześnie czuliśmy rosnącą pustkę, gdy każde z nich opuszczało gniazdo.
Staramy się utrzymywać kontakt. Dzwoniliśmy, pisaliśmy wiadomości, odwiedzaliśmy ich kiedy tylko mogliśmy. Ale powoli telefony stawały się coraz rzadsze, wiadomości krótsze, a wizyty coraz rzadsze. Emilia zawsze była zbyt zajęta pracą; Michał miał już swoją rodzinę i ledwo miał dla nas czas; Sara była pochłonięta swoją sztuką i nowym życiem.
Pewnego dnia zadzwoniłam do Michała tylko po to, żeby usłyszeć jego głos. Telefon dzwonił i dzwonił, ale nie odebrał. Zostawiłam wiadomość głosową, ale nigdy nie oddzwonił. To nie był pierwszy raz, kiedy to się zdarzyło. Próbowałam dzwonić do Emilii i Sary też, ale one zawsze były „zbyt zajęte” lub „na spotkaniu”. Czułam się jakbyśmy byli odsuwani na bok, zapomniani.
Jan próbował mnie uspokoić. „Są po prostu zajęci swoim życiem,” powiedział. „W końcu się odezwą.” Ale głęboko w środku wiedziałam, że coś się zmieniło. Nie byliśmy już priorytetem w ich życiu.
Najtrudniejsze były święta. Kiedyś na Święto Dziękczynienia cała rodzina zbierała się przy stole, dzieląc się opowieściami i śmiechem. Teraz byliśmy tylko Jan i ja. Ostatnie Boże Narodzenie Emilia wysłała kartę podarunkową z notatką, że nie może przyjechać z powodu pracy. Michał wysłał SMS-a z życzeniami Wesołych Świąt, ale nie zadzwonił. Sara nawet nie uznała święta.
Czułam głęboki smutek i zdradę. Daliśmy im wszystko, a teraz wydawało się, że nie mogą poświęcić nam nawet chwili. Zastanawiałam się, czy tak będzie przez resztę naszego życia. Czy będziemy starzeć się sami, bez nikogo kto by się nami zaopiekował lub chociażby podzielił posiłkiem?
Zwierzyłam się mojej przyjaciółce Lidii, która przeszła przez coś podobnego. „Musisz to zaakceptować,” powiedziała delikatnie. „Oni mają teraz swoje życie. Czas na ciebie, abyś zaczęła żyć swoim.”
Ale jak? Przez tak długi czas moja tożsamość była związana z byciem matką i żoną. Nie wiedziałam kim jestem bez potrzeby moich dzieci.
Jan zasugerował, żebyśmy zaczęli nowe hobby lub więcej podróżowali. Próbowaliśmy, ale bez rodziny do dzielenia się tym wszystkim czuło się to puste. Dom wydawał się bardziej pusty niż kiedykolwiek.
Pewnego wieczoru, siedząc w naszym cichym salonie, Jan zwrócił się do mnie i powiedział: „Może nadszedł czas, abyśmy skupili się na sobie.” Jego słowa miały sens, ale również mnie zasmuciły. Czy naprawdę do tego doszło w naszym życiu? Tylko my dwoje próbujący wypełnić pustkę pozostawioną przez nasze dzieci?
Gdy siedzę tutaj pisząc to wszystko, nadal nie mam wszystkich odpowiedzi. Może Lidia ma rację; może muszę to zaakceptować i zacząć żyć własnym życiem. Ale trudno jest puścić nadzieję, że pewnego dnia nasze dzieci zrozumieją jak bardzo za nimi tęsknimy i wrócą do naszego życia.
Na razie mogę tylko brać każdy dzień po kolei i próbować znaleźć radość w małych rzeczach. Ale ból poczucia bycia niepotrzebnym pozostaje, stałe przypomnienie o tym co straciliśmy.